dowody naszego przymierza.
Limuzyna, ktora Szejk po nich wyslal, zjechala z autostrady i skrecila w bulwar Kalmana, by zaraz potem wjechac na most Arpada nad Dunajem pelnym ciezkich barek i oszalamiajaco kolorowych statkow turystycznych. Zina zerknela w dol. Po jednej stronie ciagnal sie szereg olsniewajacych gotyckich gmachow parlamentu, po drugiej widac bylo Wyspe Malgorzaty i luksusowy hotel Dunabius Grand, gdzie czekaly na nich bielutkie przescieradla, pikowane kapy i grube koldry. Zina, za dnia twarda jak stalowy pancerz, uwielbiala budapesztenskie wieczory w luksusie wielkiego hotelowego loza. Nie traktowala tego jak zdrady ascetycznego stylu zycia i w rozpuscie tej widziala jedynie krotkie wytchnienie od trudow i ponizenia, mala nagrode, cos w rodzaju czekoladki pod jezykiem, ktora roztapia sie potajemnie w obloku ekstazy.
Limuzyna wjechala na podziemny parking pod gmachem Humanistas Ltd. Zina odebrala od szofera duzy prostokatny pakunek. Umundurowany straznik porownal zdjecia w paszportach z tymi w komputerowej bazie danych, wydal im zalaminowane identyfikatory, po czym skierowal do wspanialej windy, calej w brazie i w szkle.
Spalko przyjal ich w swoim gabinecie. Slonce stalo juz wysoko, zmieniajac rzeke w plynna miedz. Objal ich oboje, spytal, czy mieli dobry lot, jak jechalo im sie z lotniska Ferihegy i o rane w nodze Arsienowa. Po wymianie uprzejmosci przeszli do sasiedniego pokoju, wylozonego boazeria z tekowego drewna w kolorze miodu, gdzie czekal zaslany bialym obrusem stol ze srebrna zastawa. Spalko kazal podac zachodnie potrawy: stek, homar, trzy rodzaje ulubionych przez Czeczenow warzyw i ani jednego ziemniaka pod zadna postacia; czesto zdarzalo sie, ze przez wiele tygodni Zina i Arsienow nie jedli nic oprocz kartofli. Zina polozyla pakunek na wolnym krzesle i usiedli.
– Szejku – powiedzial Arsienow – twoja goscinnosc jak zwykle nas oszalamia.
Spalko lekko pochylil glowe. Szejk – podobalo mu sie imie, ktore nadal sobie w ich swiecie. Swiety, przyjaciel Boga. Pobrzmiewala w nim nuta naboznej czci i leku, jak w imieniu najwyzszego pasterza, przewodnika wiernej trzody.
Wstal, otworzyl butelke mocnej polskiej wodki i napelnil trzy kieliszki. Podniosl swoj jak do toastu, a oni podniesli swoje.
– Za Chalida Murata, wielkiego przywodce, wspanialego wojownika i zawzietego przeciwnika – zaintonowal na czeczenska modle. – Niechaj Allah obdarzy go chwala, na ktora zasluzyl krwia i odwaga. Niechaj opowiesci o jego mestwie, ktorego dowiodl jako przywodca i jako mezczyzna, beda przekazywane z pokolenia na pokolenie przez wszystkich wiernych. – Jednym haustem wypil palacy gardlo trunek.
Arsienow wstal i ponownie napelnil kieliszki.
– Za Szejka, przyjaciela Czeczenow, ktory nas poprowadzi i zapewninam nalezne miejsce w nowym porzadku swiata. – Wypili.
Zina chciala wstac, najpewniej po to, zeby tez wzniesc toast, lecz Arsienow polozyl jej reke na ramieniu. Gest ten nie uszedl uwagi Spalki. Najbardziej ciekawilo go to, jak zareaguje nan Zina. Przeniknal wzrokiem jej kamienne oblicze, dotarl az do kipiacego gniewem serca. Wiedzial, ze w swiecie jest wiele niesprawiedliwosci, i to na kazda skale. Uwazal, ze to dziwne i moze troche przewrotne, iz ludzi oburzaja niesprawiedliwosci duze, wielkie, podczas gdy na te male, ktore codziennie trapia doslownie wszystkich, nikt nie zwraca uwagi. Zina walczyla ramie w ramie z mezczyznami – w takim razie dlaczego? Dlaczego nie mogla wzniesc wlasnego toastu? Byla zla, wrecz wsciekla. Spalce bardzo sie to podobalo. Umial wykorzystywac gniew innych.
– Towarzysze, przyjaciele – powiedzial z przekonywajacym blyskiem w oczach. – Za spotkanie smutnej przeszlosci, pelnej rozpaczy terazniejszosci i jasnej przyszlosci. Stoimy u progu nowego jutra!
Zaczeli jesc, rozmawiajac o sprawach ogolnych i malo waznych, jak na oficjalnej kolacji. Mimo to w pokoju jakby ukradkiem zapanowala atmosfera niecierpliwego wyczekiwania, legnacej sie zmiany. Patrzyli w talerze albo na siebie, jakby teraz, gdy chwila ta byla juz blisko, nie chcieli dostrzec zbierajacej sie burzy. Wreszcie skonczyli jesc.
– Juz pora – powiedzial Szejk.
Arsienow i Zina wstali. Arsienow pochylil glowe.
– Ten, kto umiera z milosci do rzeczy materialnych, umiera jako hipokryta. Ten, kto umiera z milosci do przyszlego zycia, umiera jako asceta. Ale ten, kto umiera za prawde, umiera jako sufi.
Spojrzal na Zine. Otworzyla pakunek, ktory przywiezli ze soba z Groznego. W srodku byly trzy szaty. Jedna podala Arsienowowi, ktory ja wlozyl. Ona wlozyla swoja. Trzecia szate Arsienow podal Szejkowi.
– Cherqeh jest honorowa szata derwiszow. Symbolizuje boska nature i jej atrybuty.
– Uszyto ja igla poswiecenia i nicia bezinteresownej pamieci o Bogu – dodala Zina.
Szejk pochylil glowe.
– La illaha Ul Allah. Nie ma innego Boga oprocz Boga, ktory jest jeden.
– La illaha Ul Allah – powtorzyli chorem Czeczeni i Arsienow narzucil szate na ramiona Szejka.
– Wiekszosc ludzi zadowala sie zyciem zgodnym z zasadami szarijatu, prawa islamu – powiedzial Arsienow. – Ludzie ci poddaja sie woli bozej, umieraja w chwale i ida do raju. Ale sa wsrod nich i tacy, ktorzy lakna boskosci juz tu i teraz, ktorych milosc do Boga zmusza pozostalych do poszukiwania wewnetrznej drogi. Jestesmy sufimi.
Spalko poprawil szate i czujac jej ciezar, odrzekl:
– 'W ten sposob wynagradza Bog bogobojnych! – tych, ktorych wezwa aniolowie, kiedy oni byli dobrymi, i ktorym powiedza: 'Pokoj wam! Wejdzcie do Ogrodu za to, co czyniliscie!' [1]
Poruszony wersetem Arsienow wzial Zine za reke, uklekli przed Szejkiem i w liczacej trzysta lat modlitwie wyrecytowali uroczysta przysiege posluszenstwa. Spalko podal im noz. Oboje nacieli sobie dlonie i w kielichu na dlugiej nozce ofiarowali mu swoja krew. Tym sposobem stali sie muridami, jego uczniami, zwiazanymi z nim slowem i czynem.
Potem, chociaz bolalo go udo, Arsienow usiadl ze skrzyzowanymi nogami naprzeciwko nich, jak sufi Nakszibandi, i odprawili zikr, rytual ekstatycznego pojednania z Bogiem. Polozyli prawa reke na lewym udzie, lewa reka przytrzymujac jej nadgarstek. Arsienow zaczal zataczac glowa plynny polokrag, a Zina i Spalko poszli w jego slady, wsluchujac sie w slowa cichej, rytmicznej, niemal zmyslowej recytacji.
– Uchron mnie, Panie, od zlego oka zazdrosci i zawisci, ktore spoczelo na pieknych darach Twoich. – Zatoczyli luk glowami w przeciwna strone. – Ustrzez mnie, Panie, abym nie wpadl w rece swawolnych dzieci tej ziemi i aby nie wykorzystali mnie w swych zabawach. Mogliby ze mna igrac, a potem zlamac mnie i zniszczyc, jak niszcza zabawki. – Ruch glowami w lewo i w prawo, w lewo i w prawo. – Uchron mnie, Panie, od ran, jakie zadac moze rozgoryczenie wroga j nieswiadomosc ukochanych przyjaciol.
Rytmicznie skandowana modlitwa i nieustanny ruch zjednoczyl ich w ekstatyczna jednosc w obliczu Boga…
Duzo pozniej Spalko poprowadzil ich bocznym korytarzem do malej stalowej windy, ktora zjechali do piwnicy wydrazonej w skale pod fundamentami gmachu.
Weszli do wysoko sklepionego pomieszczenia poprzecinanego zelaznymi rozporami. Slychac tam bylo jedynie cichy syk klimatyzatora. Przy scianie staly skrzynie. Spalko podal Arsienowowi lom i z zadowoleniem patrzyl, jak Czeczen otwiera najblizsza i patrzy na rzad blyszczacych karabinkow automatycznych AK- 47. Zina wyjela jeden z nich i obejrzala go dokladnie. Kiwnela glowa i Arsienow otworzyl kolejna skrzynie, w ktorej lezaly reczne wyrzutnie rakietowe.
– Najbardziej zaawansowana bron w rosyjskim arsenale – powiedzial Spalko.
– Ale ile to wszystko kosztuje? – spytal Arsienow. Spalko rozlozyl rece.
– Ile byscie zaplacili, gdyby ta bron pomogla wam odzyskac wolnosc? Arsienow zmarszczyl czolo.
– Czy da sie wycenic wolnosc?
– Wlasnie, Hasanie. Wolnosc jest bezcenna. Placi sie za nia krwia i nieugietoscia ludzi takich jak wy. – Popatrzyl na Zine. – Cala zgromadzona tu bron nalezy do was. Uzyjcie jej do obrony granic, tak jak uznacie to zastosowne. Niechaj wasi ludzie ja zauwaza.
Zina podniosla glowe. Spotkali sie wzrokiem i chociaz wyraz ich twarzy nie ulegl zmianie, cos miedzy nimi zaiskrzylo.
– Nawet tak dobra bron nie umozliwi nam wejscia na szczyt w Reykjaviku. Spalko kiwnal glowa. Kaciki jego ust powedrowaly do gory.
– To prawda. Obowiazujace tam srodki bezpieczenstwa sa zbyt scisle. Bezposredni szturm oznaczalby pewna