– Co ty mowisz?

Driver wciaz wpatrywal sie w koniuszek cygara.

– To nie moze byc to, nad czym pracowal Schiffer, bo jest kompletnie bez sensu.

Lindros potrzasnal glowa.

– Nie rozumiem.

Driver westchnal.

– Coz, to oczywiscie mozliwe, ze Schiffer nie jest wybitnym specjalista.

Lindros poczul, jak w brzuchu tworzy mu sie lodowata kula przerazenia.

– Ale istnieje tez druga inna mozliwosc, prawda?

– Tak, skoro juz o tym wspomniales. – Driver oblizal wargi. – Mozliwe, ze Schiffer pracowal nad czyms calkiem innym, o czym miala nie wiedziec ani Agencja Projektow, ani my.

– Dlaczego go o to nie zapytales?

– Bardzo bym chcial. Problem w tym, ze nie wiem, gdzie on jest.

– Skoro ty nie wiesz – odparl gniewnie Lindros – to kto ma, u licha, wiedziec?

– Tylko Alex wiedzial.

– Chryste, przeciez Conklin nie zyje! – Lindros pochylil sie gwaltownie i wytracil Driverowi cygaro z ust. – Od kiedy nie ma Schiffera?

Driver zamknal oczy.

– Od szesciu tygodni.

Teraz Lindros zrozumial, ze kiedy przyszedl tu po raz pierwszy, Driver byl taki wrogi wobec niego ze strachu; po prostu bal sie, ze agencja wie o jego razacym naruszeniu zasad bezpieczenstwa.

– Jak mogles na to pozwolic?

Wzrok Drivera zatrzymal sie na nim przez moment.

– To przez Aleksa. Ufalem mu. Dlaczego mialbym mu nie ufac? Znalem go od lat, byl legenda agencji, na litosc boska. I co nagle wykreca? Pomaga zniknac Schifferowi.

Driver spojrzal na lezace na podlodze cygaro, jakby stalo sie czyms groznym.

– Wykorzystal mnie, Lindros, zagral mna jak pionkiem. Nie chodzilo mu o to, zeby Schiffer byl w moim wydziale, zebysmy go mieli w agencji. Chcial go wyciagnac z Agencji Projektow, zeby moc go potem ukryc.

– Dlaczego? – spytal Lindros. – Dlaczego mialby to zrobic?

– Nie mam pojecia. Sam chcialbym wiedziec.

Bol w glosie Drivera byl niemal namacalny i po raz pierwszy Lindros wspolczul mu. Wszystko, co kiedykolwiek slyszal o Alexandrze Conklinie, okazalo sie prawda. Byl mistrzem manipulacji, ukrywal jakies ciemne tajemnice, nie ufal nikomu – nikomu poza Jasonem Bourne'em, swoim protegowanym. Rozwazal przez chwile, jak na taki obrot sprawy zareaguje dyrektor. Przyjaznili sie z Conklinem od lat, razem dorastali w agencji – to bylo ich zycie. Polegali na sobie, wzajemnie sobie ufali, a teraz spotka go taki bolesny cios. Conklin zlamal chyba wszystkie zasady postepowania w agencji, byle dostac to, czego chcial: doktora Feliksa Schiffera. Oszukal nie tylko Randy'ego Drivera, ale i sama agencje. Jak ochronic Starego przed takimi wiesciami? Lecz nawet kiedy o tym rozmyslal, wiedzial, ze ma przed soba pilniejszy problem.

– Conklin wiedzial, nad czym naprawde pracuje Schiffer, i chcial to miec – powiedzial. – Ale co to bylo, do diabla?

Driver spojrzal na niego bezradnie.

Stiepan Spalko stal na srodku Kapisztran ter, nieopodal oczekujacej limuzyny. Nad nim wyrastala wieza swietej Marii Magdaleny, jedyna pozostalosc po trzynastowiecznym kosciele franciszkanow, zniszczonym przez niemieckie bomby w czasie drugiej wojny. Gdy tak czekal, chlodny powiew unosil poly jego czarnego plaszcza i przeslizgiwal mu sie po skorze.

Spojrzal na zegarek. Sido sie spoznial. Dawno temu nauczyl sie nie martwic na zapas, ale waga spotkania byla tak wielka, ze nic nie mogl poradzic na uklucia niepokoju. Kurant na szczycie wiezy wygral kwadrans. Sido byl bardzo spozniony.

Patrzac na fale przechodniow, postanowil wlasnie zlamac zasady i zadzwonic do Sido na komorke, kiedy ujrzal naukowca spieszacego w jego kierunku z przeciwleglej strony. Mial ze soba cos, co wygladalo jak walizka z probkami bizuterii.

– Spozniles sie – powiedzial Spalko lakonicznie.

– Wiem, ale nic nie moglem zrobic. – Sido otarl czolo rekawem plaszcza. – Mialem problemy z wydostaniem tego z magazynu. W srodku byl personel i musialem czekac, az w chlodni bedzie pusto, zeby nie wzbudzac…

– Nie tutaj!

Spalko mial ochote uderzyc doktora za mowienie o interesach publicznie, ale tylko chwycil go mocno za ramie i niemal zaciagnal w odludny cien rzucany przez posepna barokowa wieze.

– Zapomniales trzymac jezyk za zebami wsrod obcych, Peter – powiedzial. – Jestesmy czescia elitarnej grupy, ty i ja. Juz ci to mowilem.

– Wiem – odparl nerwowo Sido – Ale trudno mi…

– Nietrudno ci brac moja forse, co?

Sido uciekl spojrzeniem.

– Tu jest produkt – powiedzial. – Wszystko, o co prosiles, i jeszcze troche. – Podal walizke. – Ale miejmy to juz za soba. Musze wracac do laboratorium. Kiedy zadzwoniles, bylem wlasnie w trakcie waznych chemicznych obliczen.

Spalko odsunal jego reke.

– Zatrzymaj to, Peter, przynajmniej jeszcze przez chwile.

Szkla okularow Sido blysnely.

– Przeciez powiedziales, ze potrzebujesz tego teraz, natychmiast. Mowilem ci, po wlozeniu do pojemnika material jest zywy jeszcze tylko przez czterdziesci osiem godzin.

– Pamietam o tym.

– Nie rozumiem cie. Podjalem wielkie ryzyko, wynoszac to z kliniki w godzinach pracy. Teraz musze juz wracac, bo…

Spalko usmiechnal sie i mocniej scisnal jego ramie.

– Nie wracasz, Peter.

– Co?

– Wybacz, ze nie wspomnialem o tym wczesniej, ale coz, za sume, ktora ci place, chce nie tylko samego produktu. Chce rowniez ciebie.

Sido potrzasnal glowa.

– To niemozliwe. Wiesz o tym!

– Nic nie jest niemozliwe.

– Ale to jest – odparl twardo Sido.

Z czarujacym usmiechem Spalko wyjal z kieszeni plaszcza fotografie.

– Jak to mowia, nie uwierzysz, poki nie zobaczysz – powiedzial, podajac mu zdjecie.

Sido spojrzal na nie i przelknal gwaltownie sline.

– Skad masz zdjecie mojej corki?

Usmiech nie znikl z twarzy Spalki.

– Zrobil je jeden z moich ludzi. Zwroc uwage na date.

– Wczoraj. – Doktorem owladnela nagla pasja i podarl zdjecie na strzepy. – W dzisiejszych czasach z fotografia mozna robic cuda – powiedzial glucho.

– Owszem. Ale zapewniam, ze ta nie byla montowana.

– Klamiesz! Odchodze! – powiedzial Sido. – Pusc mnie.

Spalko puscil jego reke, a kiedy Sido ruszyl, krzyknal do niego:

– Nie chcialbys porozmawiac z Roza? – Wyjal telefon komorkowy. – Wlasnie teraz?

Sido zatrzymal sie w pol kroku, odwrocil sie do Spalki, a jego twarz pociemniala z gniewu i slabo maskowanego strachu.

– Powiedziales, ze jestes przyjacielem Feliksa; myslalem, ze takze moim przyjacielem.

Spalko nadal trzymal komorke w wyciagnietej rece.

– Roza chcialaby z toba mowic. Jesli odejdziesz… – Wzruszyl ramionami. Jego milczenie krylo w sobie

Вы читаете Dziedzictwo Bourne'a
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату