Karpow uniosl krzaczaste brwi.

– Wydaje mi sie, ze dla ciebie ten rozkaz to sprawa osobista. Powinienes sie strzec takiego zaangazowania, przyjacielu. Silne uczucia oslabia ja zdolnosc oceny sytuacji.

– Pieprze to – odrzekl Hull. – Bourne dostal to, czego pragnalem najbardziej. To, co powinno byc moje.

Karpow zastanawial sie przez moment.

– Zdaje sie, ze zle pana ocenilem, drogi panie Hull. Zdaje sie, ze jest w panu wiecej z wojownika, niz myslalem. – Klepnal Amerykanina po plecach. – Co powiesz na wymiane wojennych opowiesci przy wodce?

– Mysle, ze da sie to zalatwic – odrzekl Hull, gdy furgonetka elektro cieplowni Reykjavik wjezdzala na teren hotelu.

Stiepan Spalko, ubrany w uniform pracownika cieplowni Reykjavik, z barwnymi soczewkami kontaktowymi i sztucznym szerokim nosem przylepionym do twarzy, wysiadl z furgonetki i powiedzial kierowcy, zeby na niego zaczekal. Z formularzem zlecenia w jednej dloni i niewielka skrzynka na narzedzia w drugiej ruszyl przez labirynt korytarzy w podziemiu hotelu. Plan architektoniczny budynku migal mu przed oczami niczym trojwymiarowy obraz z rzutnika. Orientowal sie w olbrzymim kompleksie lepiej niz niejeden z pracownikow.

Zajelo mu dwanascie minut, nim dotarl do sektora, w ktorym nazajutrz mialy sie zaczac obrady szczytu antyterrorystycznego. W tym czasie czterokrotnie zatrzymywali go agenci ochrony, mimo ze mial przypiety identyfikator. Ruszyl na schody, zszedl na trzeci poziom pod ziemia, gdzie znow zatrzymal go straznik. Byl na tyle blisko wezla grzewczego, by jego obecnosc nie wzbudzala podejrzen. Jednoczesnie znalazl sie na tyle blisko podstacji systemu wentylacyjno- klimatyzacyjnego, ze ochroniarz postanowil mu towarzyszyc.

Spalko przystanal przy skrzynce instalacji elektrycznej i otworzyl klapke. Caly czas czul na sobie czujny wzrok straznika.

– Dlugo tu pan jest? – zapytal po islandzku, otwierajac pojemnik z narzedziami.

– Mowi pan moze po rosyjsku? – odrzekl ochroniarz.

– Tak sie sklada, ze owszem. – Spalko zaczal grzebac w narzedziach. – Jest pan tu od ilu, dwoch tygodni?

– Od trzech – przyznal sie straznik.

– I przez ten czas zobaczyl pan cokolwiek z naszej pieknej Islandii? – Znalazl przedmiot, ktorego szukal, i ukryl go w dloni.

Rosjanin pokrecil glowa, co Spalko wykorzystal jako pretekst do rozpoczecia uczonego wykladu.

– W takim razie pozwoli pan, ze go oswiece. Islandia jest wyspa o powierzchni stu trzech tysiecy kilometrow kwadratowych, ktorej srednia wysokosc nad poziomem morza wynosi piecset metrow. Nasz najwyzszy szczyt, Hvannadalshnukur, ma wysokosc dwoch tysiecy stu jedenastu metrow, a jedenascie procent powierzchni kraju pokrywaja lodowce,

w tym najwiekszy w Europie lodowiec Vatnajokull. Nasz parlament, Althing, sklada sie z szescdziesieciu trzech poslow wybieranych co cztery…

Jego glos ucichl, gdy straznik, smiertelnie znudzony przewodnikowym belkotem, odwrocil sie i odszedl. Spalko natychmiast wzial sie do pracy. Przyciskal malutki dysk do dwoch par przewodow, az upewnil sie, ze wszystkie cztery kolce przebily izolacje.

– Gotowe – oznajmil, zatrzaskujac skrzynke.

– A teraz dokad? Do wezla grzewczego? – zapytal straznik.

– Nie – powiedzial Spalko. – Najpierw musze sie zameldowac u szefa.

Wracam do samochodu. – Pomachal straznikowi na odchodne.

Wrocil do furgonetki, wsiadl i poczekal, az nadejdzie nastepny ochroniarz.

– Jak tam? Wszystko w porzadku?

– Na dzisiaj skonczylismy. – Spalko usmiechnal sie z triumfem, notujac cos w formularzu. Spojrzal na zegarek. – Oj, zasiedzielismy sie tu dluzej, niz myslalem. Dzieki za ochrone.

– Nie ma sprawy. Taka mam robote.

Kiedy kierowca przekrecil kluczyk w stacyjce i wrzucil bieg, Spalko powiedzial:

– Oto zaleta probnych akcji. Bedziemy mieli dokladnie trzydziesci minut, zanim zaczna nas szukac.

Wyczarterowany odrzutowiec bujal po niebie. Obok Bourne'a w rzedzie po przeciwnej stronie siedzial Chan, wpatrujac sie prosto przed siebie w pustke. Jason zamknal oczy. Glowne oswietlenie bylo wylaczone, palilo sie tylko kilka lampek do czytania, rozpraszajac tu i owdzie mrok. Za godzine mieli wyladowac na lotnisku Keflavik.

Bourne siedzial bez ruchu. Chcial schowac glowe w dloniach i zaplakac nad grzechami przeszlosci, ale przy Chanie nie mogl okazac niczego, co mozna by zinterpretowac jako slabosc. Probny rozejm, jaki udalo im sie wypracowac, byl kruchy niczym skorupka jaja. Tyle rzeczy moglo go zmiazdzyc. Emocje kotlowaly sie w jego piersi, sprawiajac, ze z trudem oddychal. Bol, ktory nie opuszczal jego znekanego torturami ciala, byl niczym w porownaniu z cierpieniem wewnetrznym. Chwycil porecze fotela tak mocno, ze chrupnelo mu w klykciach. Wiedzial, ze musi odzyskac panowanie nad soba, tak samo jak wiedzial, ze nie wysiedzi na tym fotelu ani chwili dluzej.

Wstal i niczym lunatyk przeszedl na druga strone, zajmujac miejsce przy Chanie. Zdawalo sie, ze mlody mezczyzna w ogole nie zauwazyl jego obecnosci. Gdyby nie przyspieszony oddech, mozna by uznac, ze jest pograzony w glebokiej medytacji.

Z sercem walacym niczym mlot o obolale zebra, Bourne odezwal sie cicho:

– Chce wiedziec, czy jestes moim synem. Jesli jestes Joshua, musze to wiedziec.

– Innymi slowy, nie wierzysz mi.

– Chce ci wierzyc – powiedzial Bourne, usilujac zignorowac ostry niczym brzytwa ton w glosie Chana. – Na pewno to wiesz.

– Jesli chodzi o ciebie, niczego nie jestem pewien. – Chan odwrocil sie ku niemu z gniewem. – Czy w ogole mnie pamietasz?

– Joshua mial szesc lat, byl tylko dzieckiem. – Bourne'a scisnelo w gardle. – A potem doznalem amnezji.

– Amnezji? – zdumial sie Chan.

Bourne opowiedzial mu, co sie stalo.

– Bardzo niewiele pamietam sprzed tego okresu – zakonczyl. – Wiekszosc wspomnien dotyczy Jasona Bourne'a, o Davidzie Webbie nie pamietam prawie nic. Tylko od czasu do czasu jakis zapach, dzwiek lub glos sprawia, ze przypominam sobie jakis fragment. Ale to tylko strzepy, oderwane i niespojne.

Bourne odszukal w polmroku ciemne oczy Chana, usilujac wyczytac z nich jakis znak, cokolwiek, co wyrazaloby jego mysli lub uczucia.

– Naprawde. Jestesmy sobie zupelnie obcy. Dlatego zanim zabrniemy dalej… – urwal, przez moment niezdolny wydusic ani slowa. Potem ogromnym wysilkiem woli zmusil sie, by mowic dalej, gdyz cisza, ktora tak szybko narastala miedzy nimi, byla gorsza od wybuchu, ktory musial nadejsc. – Sprobuj to zrozumiec. Potrzebuje namacalnego dowodu, czegos nie do obalenia.

– Pierdol sie!

Chan wstal, gotow odejsc, lecz tak jak w pokoju przesluchan Spalki cos przykulo go do ziemi. A potem uslyszal w glowie glos Bourne'a, slowa wypowiedziane na dachu w Budapeszcie: 'To wlasnie twoj plan, tak? Ta cala chora historia o tym, ze jestes Joshua… Nie doprowadze cie do tego Spalki ani do kogo tam chcesz sie dostac. Nie bede pionkiem w niczyjej grze'.

Zacisnal dlon na posazku Buddy na szyi i usiadl z powrotem w fotelu. Obaj byli pionkami w grze Stiepana Spalki. To Spalko doprowadzil do ich spotkania, a teraz, o ironio, wlasnie wspolna nienawisc do niego mogla ich polaczyc przynajmniej na jakis czas.

– Jest cos takiego – odezwal sie glosem, ktory ledwo poznawal. – Mam koszmarne sny o tym, ze jestem pod woda. Tone, spadam coraz glebiej, bo jestem przywiazany do jej martwego ciala. Ona mnie wola, slysze jej glos, czy tez raczej to ja ja wolam.

Bourne przypomnial sobie Chana szarpiacego sie w wodach Dunaju, panike, ktora sciagala go w glab rwacego rzecznego nurtu.

– Co mowi ten glos?

– To moj glos. Wolam 'Lee- Lee, Lee- Lee'.

Serce Bourne'a zamarlo. Nagle z glebin jego zszarganej pamieci wyplynelo wspomnienie Lee- Lee. Na jeden drogocenny moment ujrzal jej owalna twarz o jasnych oczach i prostych kruczoczarnych wlosach.

Вы читаете Dziedzictwo Bourne'a
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату