Secret Service. Prezydent spacerowal nerwowo tam i z powrotem i dyktowal przemowienie stenografom. Sekretarz prasowy robil pospieszne notatki laptopie. W pogotowiu stali jeszcze trzej agenci Secret Service. Odgradzali prezydenta od okien.
Hull czekal cierpliwie, dopoki prezydent nie odprawil ludzi z prasy. Przebiegli jak myszy do drugiego pokoju.
– Jamie – powiedzial prezydent z szerokim usmiechem i wyciagnal reke. – Milo z twojej strony, ze przyszedles.
Uscisnal mu dlon, wskazal miejsce i usiadl naprzeciwko.
– Licze na twoja pomoc. Chcialbym, zeby szczyt przebiegl bez zaklocen.
– Moge pana zapewnic, panie prezydencie, ze wszystko jest pod kontrola.
– Karpow tez?
– Slucham?
Prezydent usmiechnal sie.
– Slyszalem, ze ty i pan Karpow potraficie sie dogadac.
Hull przelknal z trudem. Zastanawial sie, czy zostal wezwany, zeby sie dowiedziec, ze jest zwolniony.
– Byly drobne tarcia – odrzekl na probe – ale to juz przeszlosc.
– Milo mi to slyszec – powiedzial prezydent. – Mam wystarczajaco duzo klopotow z Aleksandrem Jewtuszenka. Nie chce, zeby sie na mnie wkurzyl z powodu lekcewazenia jego szefa bezpieczenstwa. – Klepnal sie w uda i wstal. – Przedstawienie zaczyna sie jutro o osmej rano. Jest jeszcze mnostwo do zrobienia. – Wyciagnal reke, kiedy Hull rowniez wstal. – Jamie, nikt nie wie lepiej niz ja, jak niebezpieczna moze sie stac sytuacja. Ale chyba jestesmy zgodni, ze teraz nie ma juz odwrotu.
Kiedy Hull byl na korytarzu, zadzwonil jego telefon komorkowy.
– Jamie, gdzie jestes? – warknal Stary.
– Wlasnie wyszedlem od prezydenta. Byl zadowolony, gdy uslyszal, ze wszystko jest pod kontrola, lacznie z towarzyszem Karpowem.
Ale zamiast zadowolenia, w glosie dyrektora zabrzmialo naglace napiecie.
– Sluchaj uwaznie, Jamie. Jest jeszcze jeden aspekt tej sytuacji. Tylko do twojej wiadomosci.
Hull rozejrzal sie odruchowo i odszedl poza zasieg sluchu agentow Secret Service.
– Doceniam panskie zaufanie do mnie, panie dyrektorze.
– Chodzi o Jasona Bourne'a – wyjasnil Stary. – Nie zginal w Paryzu.
Hull na moment stracil zimna krew.
– Co?! Bourne zyje?!
– Zyje i wierzga. I zebysmy sie dobrze zrozumieli, tej rozmowy nigdy nie bylo. Jesli kiedykolwiek komus o niej wspomnisz, wypre sie, ze w ogole miala miejsce, i dobiore ci sie do dupy, jasne?
– Tak jest.
– Nie mam pojecia, co Bourne teraz kombinuje, ale zawsze podejrzewalem, ze skieruje sie w twoja strone. Moze nie zabil Aleksa Conklina i Mo Panova, ale jest jasne jak cholera, ze wykonczyl Kevina McColla.
– Jezu… Znalem McColla.
– Wszyscy go znalismy, Jamie. – Stary odchrzaknal. – Nie mozemy tego puscic plazem.
Wscieklosc Hulla natychmiast zniknela. Zastapilo ja podniecenie.
– Niech pan to zostawi mnie.
– Badz ostrozny, Jamie. Przede wszystkim masz chronic prezydenta.
– Oczywiscie. Rozumiem. Ale moze pan byc pewien, ze jesli Jason Bourne zjawi sie tutaj, juz nie wyjdzie z tego hotelu.
– Mam nadzieje, ze go wyniosa- odparl Stary. – Nogami do przodu.
Dwaj Czeczeni czekali przed furgonetka cieplowni, kiedy zza rogu wyjechal samochod sluzby zdrowia wyslany do hotelu Oskjuhlid. Furgonetka byla zaparkowana w poprzek ulicy, wokol rozstawili plastikowe pomaranczowe pacholki i wygladali na bardzo zajetych.
Samochod sluzby zdrowia zatrzymal sie gwaltownie.. – Co wy robicie?! – zawolal jeden z pracownikow sluzby zdrowia. – Mamy sytuacje alarmowa.
– Pierdol sie, czlowieku! – odkrzyknal po islandzku jeden z Czeczenow.
– Co powiedziales? – Wkurzony pracownik sluzby zdrowia wysiadl z samochodu.
– Slepy jestes? Mamy tu pilna robote- wyjasnil Czeczen. – Pojedz inna druga, kurwa.
Drugi pracownik sluzby zdrowia wyczul, ze sytuacja moze sie zrobic niebezpieczna, i tez wysiadl. Arsienow i Zina wyskoczyli uzbrojeni z tylnych drzwi furgonetki i zapedzili przerazonych pracownikow sluzby zdrowia do srodka.
Potem wraz z trzecim czlonkiem grupy podjechali porwanym samochodem pod hotelowe wejscie dla dostawcow. Czwarty Czeczen prowadzil furgonetke elektrocieplowni, zeby zabrac Spalke i reszte.
Byli ubrani jak pracownicy panstwowi i pokazali identyfikatory Ministerstwa Zdrowia, ktore zdobyl Spalko. Arsienow odpowiedzial na pytanie po islandzku, a kiedy amerykanscy i arabscy wartownicy nie zrozumieli go, przeszedl na kulawy angielski. Wyjasnil, ze przyslano ich, by sie upewnili, czy w kuchni hotelowej nie ma zrodla wirusowego zapalenia watroby typu A. Nikt – zwlaszcza sluzby bezpieczenstwa – nie chcial, zeby ktorys z dygnitarzy padl ofiara groznego wirusa. Wpuszczono wiec ich i skierowano do kuchni. Czlonkowie grupy poszli tam, ale Arsienow i Zina zamierzali dotrzec gdzie indziej.
Bourne i Chan wciaz studiowali schematy roznych podsystemow hotelu Oskjuhlid, kiedy pilot oznajmil, ze laduja na lotnisku Keflavik. Bourne, ktory spacerowal po pokladzie, podczas gdy Chan siedzial z laptopem, wrocil niechetnie na swoje miejsce. Byl caly obolaly i w ciasnym fotelu lotniczym nie mogl siasc wygodnie. Staral sie nie poddawac uczuciom zwiazanym z odnalezieniem syna. Ich rozmowy byly niezreczne i mial wrazenie, ze Chan instynktownie bronilby sie przed okazywaniem silnych emocji.
Proces pojednania byl trudny dla nich obu. Ale Bourne podejrzewal, ze gorszy dla Chana. To, czego syn potrzebuje od ojca, jest duzo bardziej skomplikowane niz to, czego ojciec potrzebuje od syna, zeby go bezwarunkowo kochac.
Bourne musial przyznac, ze boi sie Chana. Nie tylko tego, co z nim zrobiono, kim sie stal, ale rowniez jego odwagi, inteligencji i sprytu. Uciekl z zaryglowanego pomieszczenia, jakby dokonal cudu.
Byla jeszcze jedna, najistotniejsza przeszkoda na drodze do ich wzajemnej akceptacji i ewentualnego pojednania. Zeby zaakceptowac Bourne'a, Chan musial zrezygnowac ze wszystkiego, czym bylo jego zycie.
Odkad usiadl obok ojca na staromiejskiej parkowej lawce w Alexan- drii, byl w stanie wojny z samym soba. Zmienilo sie tylko to, ze teraz ta wojna toczyla sie otwarcie. Chan widzial wszystkie okazje do zabicia Bourne'a, jakby patrzyl w lusterko wsteczne. Ale dopiero teraz rozumial, ze nie skorzystal z nich rozmyslnie. Nie mogl skrzywdzic Bourne'a, ale nie mogl tez otworzyc przed nim serca. Pamietal desperacki impuls, zeby rzucic sie na ludzi Spalki na tylach kliniki w Budapeszcie. Powstrzymalo go tylko ostrzezenie Bourne'a. Wtedy myslal, ze kieruje nim zadza zemsty na Spalce. Teraz wiedzial, ze to bylo zupelnie inne uczucie: przywiazanie jednego czlonka rodziny do drugiego.
A jednak uswiadamial sobie ze wstydem, ze boi sie Bourne'a. To byl przerazajacy czlowiek o wielkiej sile, odpornosci i intelekcie. Chan czul sie przy nim gorszy, jakby nie dokonal w zyciu niczego waznego.
Wyladowali z krotkim piskiem opon. Samolot pokolowal z ruchliwego pasa startowego w strone odleglego kranca lotniska, gdzie kierowano wszystkie prywatne maszyny. Chan wstal i ruszyl przejsciem miedzy siedzeniami do drzwi.
– Chodzmy – powiedzial. – Spalko ma nad nami co najmniej trzy godziny przewagi.
Bourne zagrodzil mu droge.
– Nie wiadomo, co nas czeka na zewnatrz. Wyjde pierwszy.
Chan wybuchnal tlumionym dotad gniewem.
– Powiedzialem ci juz, zebys mi nie mowil, co mam robic! Mam wlasny rozum i sam podejmuje decyzje. Tak bylo zawsze i tak bedzie.
– Masz racje. Nie chce ci nic narzucac. – Jason powiedzial to z sercem w gardle. Ten obcy byl jego synem. Wszystko, co Bourne mowil i robil, moglo miec za jakis czas przykre konsekwencje. – Ale zauwaz, ze dotad byles sam.
– A czyja to wina? Jak myslisz?
Trudno bylo przelknac obraze, lecz Bourne zmusil sie do zignorowania oskarzenia.