i rusznicami na ptaki. Szlachetny Iwan Zaplatynski popisal sie z ptaszniczkq i siekierka – czytamy w lwowskich regestrach okazowania – szlachetny Fedor Dobrowlanski z Bratkowic byl personaliter na popisie pieszo z kijem; szlachetny Roman Hoszowski personaliter pieszo z kijem.

Szczytem pomyslowosci wykazywali sie Mazurzy, ktorzy zjezdzali sie na okazowania i elekcje na drabiniastych wozach, z glowami przystrojonymi swierkowymi lubami majacymi udawac szyszaki i helmy.

Roczki ziemskie – terminy, w ktorych zbieral sie sad ziemski rozpatrujacy i wydajacy wyroki w sprawach cywilnych dotyczacych szlachty danego powiatu czy ziemi.

Zanim dojdzie do induktow i replik, beda po drodze jeszcze dwie dylacje... – indukta i repliki byly w staropolskim prawie karnym waznymi elementami procesu przed sadem ziemskim (rozstrzygajacym w sprawach cywilnych) lub grodzkim (sprawy karne). W czasie induktow strona wnoszaca sprawe (powod) przedstawiala sadowi fakty oraz przepisy prawne, na podstawie ktorych wystapila z roszczeniami wobec pozwanego. Po ich zakonczeniu sad zarzadzal replike – w czasie ktorej pozwany mogl odpowiedziec na te zarzuty i przedstawic swoja wersje wydarzen. Dylacja byla z kolei odroczeniem procesu, o ktore mogla prosic dowolna ze stron, na przyklad ze wzgledu na chorobe, sluzbe publiczna czy dla zgromadzenia nowych dowodow.

Intromisja – kiedy sad wydal juz wyrok korzystny dla ktorejs ze stron, zarzadzal intromisje, czyli prawne wwiazanie (wwiedzenie) zwyciezcy do spornego majatku, ktora przeprowadzal wozny w asyscie swiadkow. Jesli strona przegrywajaca proces nie chciala jednak oddac spornej majetnosci i na przyklad przepedzala woznego, sad zarzadzal rumacje, a gdy i ta nie odniosla skutku – banicje – zezwalal zwyciezcy w procesie albo staroscie grodowemu na zajecie przedmiotu sporu sila.

Stuposiana figlujacego z naga Sianka... – jesli wierzyc podaniom i opowiesciom bieszczadzkim, Stuposian byl pradawnym poganskim bogiem wod i deszczy. Sianki zas byly jego milosnicami.

Rozdzial III

W sali rycerskiej na zamku w Lancucie – zamek, w ktorym rezydowal Stanislaw Stadnicki zwany Diablem, nie jest oczywiscie zwiazany w zaden sposob z dzisiejsza perla tego miasta – palacem Lubomirskich i Potockich, obecnie znanym w calej Europie unikalnym zespolem architektonicznym. Palac ten powstal juz po zakonczeniu rozbojniczej dzialalnosci Stanislawa Diabla Stadnickiego i jego synow – Zygmunta, Wladyslawa i Stanislawa zwanych Diabletami, kiedy miasto razem z pobliskimi wsiami kupil Stanislaw Lubomirski.

Stary zamek Diabla, ktory splonal w czerwcu 1608 roku i nie zostal odbudowany, znajdowal sie na polnoc od fary miejskiej, mniej wiecej pomiedzy ulicami Dominikanska, Dolnianska i Lysa Gora – ta ostatnia nazwa wywodzi sie od wzgorza, na ktorym zostal wzniesiony. Byl to zamek murowany, czesciowo drewniany, zbudowany jeszcze przez poprzednich wlascicieli miasta – Pileckich, ktory wszakze znacznie rozbudowal Stanislaw Stadnicki. Nie zachowaly sie do dzis zadne plany ani widoki tej budowli, trudno zatem domniemywac, jaki byl jej wyglad i z jakich zabudowan sie skladala. Po spaleniu i zlupieniu zamku Stadnicki przeniosl zone i dzieci do Wojutycz, a jego synowie zbudowali obronny dwor w miejscu, w ktorym znajduje sie dzisiaj slawny palac Lubomirskich.

Co dzialo sie miedzy nimi w temacie ars amandi – opisywana scena publicznych pokladzin karlow jest autentyczna, tyle tylko, ze miala ona miejsce na dworze Stanislawa Koniecpolskiego, hetmana wielkiego koronnego, w roku 1643, a jej swiadkiem byl Albrycht Stanislaw Radziwill, kanclerz wielki litewski, o czym wspomina w swoim pamietniku. W czasie tej uroczystosci – pisze – odbyly sie przy nas pokladziny [karlow]. Co potem odbywalo sie miedzy nimi, smiech przeszkadza pisac. Kto nie wierzy, ze nasi bogobojni przodkowie zabawiali sie, ogladajac na zywo seks karzelkow, tedy niechaj zajrzy do: Albrycht Stanislaw Radziwill Memoriale rerum gestarum in Polonia, Wroclaw 1972, tom 3, strona 142. Radziwill pisal ten pamietnik po lacinie, ale prosze sie nie bac, bo wersja, do ktorej daje przypis, zostala przetlumaczona na polski.

Tarnawski opieral [...] glowe o mur, otwieral przepascista gardziel – w ten sposob wlasnie postepowal pisarz ziemski lubelski Konrad Badowski w drugiej polowie XVIII wieku, ktory, jak wspomina Kajetan Kozmian, byl tak wielkim pijakiem, ze gdy przestawal wladac rekoma, stawal pod sciana, otwieral tylko gebe, a przychodzacy wcedzali mu kielichy w gardlo, a trunek bulgocac jak w przepasc przez gardlo przelewal sie. Szczegolna rzecz, ze tak z pare godzin stojac oparty o sciane, po tym jak ze snu ocucony chodzil, spiewal i cale towarzystwo przetrwal.

A jednoczesnie oznajmiam, ze ja, urodzony Stanislaw Stadnicki... – to wszystko autentyczne slowa Stanislawa Stadnickiego z Lancuta, fragmenty mowy, ktora wyglosil w roku 1606, w czasie rokoszu wojewody Zebrzydowskiego, do szlachty zgromadzonej pod Sandomierzem.

Otoz kaze zwiazac i zaladowac na woz pare tuzinow... – pomysl na takie odszkodowanie pochodzi z XVIII wieku, a jego autorem byl niejaki Mikolaj Bazyli Potocki, starosta kaniowski, awanturnik i szelma, ktory slynal z prymitywnego okrucienstwa, a takze zamilowania do niezwyklych rozrywek. Nalezaly zas do nich: batozenie chlopow, Zydow i drobnej szlachty, a zwlaszcza swoich dzierzawcow. Gdy odwiedzal oficjalistow dworskich, na urzednikow i ekonomow padal blady strach. Starosta mial bowiem zwyczaj, iz skrupulatnie sprawdzal wszystkie rachunki. W tym samym czasie zas przed drzwiami kancelarii stawali kozacy z nahajami, gotowi sypac plagi, jesli Potocki odkrylby jakies nieprawidlowosci. Gdy jednak wszystko przebiegalo po mysli starosty, zapraszal wszystkich na obiad, gdzie kazdy mogl opic sie jak bak.

Pewnego razu Potocki zabil Zyda w miasteczku nalezacym do sasiada. Gdy ow domagal sie zadoscuczynienia i chcial pozwac staroste do sadu, Mikolaj nakazal polapac w swoich dobrach Zydow, a zwiazanych wrzucic na wielki drabiniasty woz i odprowadzic go przed oblicze sasiada. Tam sludzy wyrzucili na ziemie caly ladunek i przekazali, ze nasz pan klania sie jegomosci i za jednego zabitego Zyda przysyla czterdziestu. Powiadano tez, ze starosta Mikolaj uwielbial zabawy z babami i chlopami. Kazal im wchodzic na drzewa i kukac jak kukulki, po czym strzelal im w zadek srutem. Gdy baby spadaly – starosta nie posiadal sie ze szczescia i radosci.

Potocki uwielbial takze zwady i bojki z drobna szlachta. Biednych szaraczkow kazal smagac nahajami, bic do krwi. Jednak – co przyznawali wszyscy – placil zawsze pobitym hojne basarunki. Czesto zdarzalo sie zatem, ze drobni szlachetkowie sami prowokowali z nim burdy, aby otrzymac sowite wynagrodzenie. Potocki sam powiedzial ponoc kiedys po rusku pewnemu szukajacemu z nim zwady szlachcicowi: ne ma hroszi, ne budu byty (nie ma pieniedzy, nie bede bil).

Pod koniec zycia Potocki osiadl na pokucie u bazylianow w Poczajowie, nawrocil sie, a po jego smierci grob starosty bywal nawet celem pielgrzymek – jako mogila czlowieka slynacego z wielu cnot.

Illustris – lacinska wersja polskiego tytulu przyslugujacego magnatom – Illustris et Magnificus – Jasnie Oswiecony.

jako kurki gmerza, gaski gagaja – to oczywiscie fragment Zywota czlowieka poczciwego (Ksiega wtora, Kapitulum I, 30 Lato gdy przydzie, co z nim czynic) Mikolaja Reja z Naglowic, jednego z pierwszych poetow piszacych po polsku, kalwina i zwolennika reformacji, ktorego pisma i wiersze – chocby z racji wspolnoty w wierze – Stanislaw Stadnicki musial znac bardzo dobrze.

Kaduk – kadukiem nazywano w XVII wieku prawo zwane ius caducum, orzekajace, iz polowa majatku czlowieka, ktoremu udowodniono nieprawne podawanie sie za szlachcica, przypadala krolowi, a polowa delatorowi – czyli oskarzycielowi. Na ius caducum – pisze o tym Wladyslaw Lozinski w Prawem i Lewem – nie potrzeba bylo zreszta wyroku sadowego, wydawal te dekrety krol, a raczej kancelaria krolewska z bezprzykladna zaprawde latwoscia czy lekkomyslnoscia. Takie dekrety nie mialy realnej mocy, byly one asygnata na skore niedzwiedzia, ktory jeszcze zdrow po lesie chodzil. Jesli nawet zatem ktos uzyskal na znienawidzonego sasiada opisywany dekret, musial go jeszcze wyprocesowac w sadach, a zwykle po uzyskaniu wyroku samemu usunac skazanego z dobr. W Rzeczypospolitej nadzwyczaj trudno jednak bylo udowodnic komus nieprawne podawanie sie za szlachcica, a takze przejac dobra takiej osoby. Wbrew temu, co mozna by sadzic, przypadki nieprawnego wslizgiwania sie plebejuszy – mieszczan i chlopow – w szeregi stanu szlacheckiego byly bardzo czeste i ocenia sie, ze okolo 20-30% drobnej szlachty nie mialo zadnych podstaw do pieczetowania sie herbem i klejnotem. Dowodem na to jest chocby ksiega Liber generationis plebeorum, zwana w skrocie Liber chamorum, napisana przez Waleriana Nekande-Trepke, ktory spisal w niej kilka tysiecy ludzi podajacych sie nieprawnie za szlachcicow.

Jarmark na Rusi Czerwonej byl bowiem dziki, wesoly, swawolny – opis jarmarku w Dynowie to tak naprawde uzupelniony o dodatkowe szczegoly historyczne opis odpustu w Lopience w drugiej polowie XVIII wieku, ktory znalezc mozna w powiesci Maz szalony Zygmunta Kaczkowskiego, zwanego w XIX wieku bardem sanockim. Kaczkowski w latach 1844-1846 mieszkal w Bereznicy Wyznej nalezacej do jego ojca, a slawe przyniosly mu powiesci historyczne rozgrywajace sie w XVIII wieku w Bieszczadach. Znal doskonale realia owczesnej Ziemi Sanockiej zarowno z wlasnego doswiadczenia, jak i opowiesci ojca oraz sasiadow. Byl autorem powiesci i opowiadan, takich jak Murdelio, Olbrachtowi Rycerze, Gniazdo Nieczujow, Grob Nieczui, a takze Bitwy o Chorazanke, w ktorych opisywal barwne czasy szlachty polskiej w ostatnich latach pierwszej Rzeczypospolitej. Gdy w roku 1863 w Krolestwie Polskim wybuchlo powstanie styczniowe, Kaczkowski okazal sie szpiclem i sprzedawczykiem, ktory doprowadzil do rozbicia Malopolskiej organizacji spiskowej i unicestwienia przygotowywanego zrywu niepodleglosciowego w zaborze austriackim. Zostal tez skazany przez tajny sad powstanczy na utrate czci i banicje. Dlatego wlasnie pozwolilem sobie potraktowac literacka spuscizne po nim jako kaduk po sprzedawczyku narodu polskiego.

Rusnacy, czyli Koroliwcy, jak nazywano ich ze wzgledu na fakt, iz mieszkali we wsiach bedacych wlasnoscia krolewska, znani byli od XIX wieku jako Lemkowie. Nazwa ta pochodzi prawdopodobnie od przyslowka lem (tylko lub albo). Poczatkowo mianem tym okreslali Rusnakow Bojkowie, pozniej weszlo ono do powszechnego uzycia. W literaturze nazwe Lemkowie spotyka sie po raz pierwszy w roku 1834, a do jej upowszechnienia przyczynil sie Oskar Kolberg. Lemkowie poniesli niepowetowane straty w wyniku Akcji Wisla, gdy wiekszosc z nich wysiedlono z Bieszczadow i Beskidow na Ziemie Zachodnie. Dzis

Вы читаете Diabel Lancucki
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату