dwudziestu dni. Jesli mamy cos zrobic, to teraz… Niestety, jednostka W-4…
– Tak, zostala zlikwidowana. – Prezydent az sie zapienil. – Wyobrazacie sobie, co by powiedziala Liga Narodow, gdyby sie wydalo, ze kazal pan przygotowac proszek z przetrwalnikami paleczek waglika…
– E, nie takie rzeczy uchodzily nam plazem. Co z bronia atomowa? Dostane ja wreszcie? – Spojrzal na prezydenta z nadzieja.
– Dysponujemy trzydziestoma dwoma glowicami atomowymi. Wczoraj nasi fizycy ocenili ich przydatnosc bojowa. Co najmniej osiemdziesiat procent powinno wybuchnac – dygnitarz wazyl kazde slowo. – Gwarancji nie ma, od szescdziesieciu z gora lat nie odpalilismy ani jednej.
– Proponuje zatem samobojczy rajd stu helikopterow szturmowych chronionych przez mysliwce oraz atak atomowy na Sankt Petersburg, Moskwe i Smolensk – odezwal sie general. – Jesli juz przegralismy, to przynajmniej niech nas przez kolejne dwiescie lat zapamietaja.
– To miasta, tam jest ludnosc cywilna!
– No coz, na wojnie cywile czasem tez gina. – General spojrzal na niego jakby zdziwiony.
Prezydent zadumal sie gleboko.
– Pomysl ten ma jeszcze jedna powazna wade – powiedzial. – Na nasz atak ta bronia oni odpowiedza tak samo. Wedle danych wywiadu moga dysponowac juz ponad setka glowic.
– Wobec takiego postawienia sprawy nie bede wiecej zajmowal czasu. Pozwole sobie dodac, ze w zaistnialej sytuacji tylko cud moze nas uratowac.
– Otrzyma pan zezwolenie uzycia bomb, w razie gdyby zagrozona zostala linia obrony na Bugu, ale wylacznie przeciw celom militarnym – powiedzial prezydent polubownie. – Na razie prosze sprobowac srodkami konwencjonalnymi.
General skrzywil sie tylko, jakby zjadl cytryne.
– Zrobie, co sie da – mruknal. – Ale rezerwy juz sie koncza.
– Powiedzial pan, ze tylko cud moze nas uratowac. Czy mial pan na mysli cos konkretnego? – zapytal ostroznie dygnitarz.
– Nie, ale pracuje nad tym. – Kowalski polozyl dlon na klamce. – Moze cos ciekawego sie wyklaruje. Mam pewien niekonwencjonalny pomysl racjonalizatorski…
– O Boze, znowu!?
Co za tepy trep, pomyslal prezydent, gdy za gosciem zamknely sie drzwi. Kto go zrobil szefem sztabu?
Co za glupi cywilny dupek, pomyslal general, schodzac po schodach. Kto takiego kretyna wybral na prezydenta?
Budynek archiwum przypominal mrowisko, w ktore wdepnal dzik. Zandarmeria najwyrazniej stawala na uszach, byle tylko zmazac plame na swoim honorze. Technicy sprawdzali kazdy pylek.
General Kowalski wszedl do pomieszczenia, w ktorym urzadzono zaimprowizowane centrum dowodzenia.
– Witam – odezwal sie cicho.
Na jego widok mezczyzna w czarnym garniturze oderwal sie od przegladania jakichs notatek.
– Kapitan Izaak Buch, kontrwywiad wojskowy, pion sledczy.
– Referujcie, prosze, kapitanie.
– Zapraszam, zaraz wszystko pokaze.
Weszli do czytelni, ktora byla widownia nocnej walki.
– A zatem: wlamywacz za pomoca plecakowego napedu odrzutowego wyladowal na dachu. Pogoda mu sprzyjala. Ulewa byla na tyle silna, ze czujniki podczerwieni go nie wykryly. Prawdopodobnie mial tez ze soba odpowiedni kombinezon, dodatkowo maskujacy temperature ciala.
– Rozumiem.
Weszli miedzy polki.
– Zneutralizowal system alarmowy przy klapie. Droga radiowa wlamal sie do sieci komputerowej budynku i rozpracowal zabezpieczenia. Nie wiemy jakim cudem, do tej pory nikomu sie to nie udalo.
– Komputer kwantowy?
– Wysoce prawdopodobne. Przedostal sie na strych i odnalazlszy odpowiednie miejsce, wycial otwor. W tym miejscu. – Wskazal dziure ziejaca w powale.
– Czego uzyl?
– Trudno ocenic. Laboratoria Komendy Glownej dopiero pracuja nad analiza probek. Wyglada na noz ultradzwiekowy, problem w tym, ze nie slyszalem jeszcze o urzadzeniach emitujacych moc wystarczajaca do przeciecia czterdziestocentymetrowego zelbetowego stropu. – Wskazal idealnie gladkie krawedzie.
General ogladal je przez chwile w skupieniu.
– Ciete w trzech ratach – powiedzial wreszcie. – Musial chyba w trakcie pracy wymieniac ogniwa paliwowe.
– Takie jest i nasze zdanie. Nastepnie spuscil sie na dol przy uzyciu drabinki linowej. Rozpracowal takze drzwi do przyleglego magazynu. Prawdopodobnie spedzil kilka godzin, czytajac rozmaite materialy. Przeczytane odkladal na stolik.
– Kulturny, psia jego mac…
– Przez ten czas systemy budynku nie odnotowaly jego obecnosci.
– Czyli musial nie tylko znac rozklad pomieszczen, ale i polozenie czujnikow. A niezalezne kamery? Powinny pracowac bez przerwy!
– Owszem, ale nagrala sie jakas sieczka. Na niektorych klatkach widac sylwetke. A to wystarczy, zeby go skazac.
– Czy straznik doznal jakichs obrazen?
– Lekkie stluczenie reki po uderzeniu komputerem. Byl w furii, trzeba bylo podac srodki uspokajajace. Wlamywacz w kazdym razie odpieral atak staruszka, unikajac jak tylko sie dalo kontaktu fizycznego.
General przekartkowal wydruk trzymany w rece.
– Czy wiadomo, co stalo sie psu?
– Tak. Ten typek stlukl fiolke z plynem. Substancja zdazyla mocno zwietrzec, ale pobralismy probke. To zawiesina zawierajaca okolo siedemdziesieciu pieciu procent psich feromonow wabiacych. Wystarczylo, zeby zwierze doprowadzic niemal do orgazmu tylko droga wziewna. Trzeba bylo trzech ludzi, zeby go wywlec, zapieral sie lapami, czepial zebami regalu.
– Cholera – zaklal Kowalski.
– Szczerze powiedziawszy, nie zetknalem sie do tej pory z podobnym przypadkiem, ale sadzac po panskiej minie…
– Owszem. Takich substancji uzywano w Mongolii podczas powstania przeciw Ruskim. Co z jego komputerem?
– A, tak. Laboratorium jeszcze nad nim pracuje. Niezwykle wymyslna maszynka. Chlopaki zgodnie twierdza, ze nie tylko nie widzieli do tej pory takiego cuda, ale nawet o nim nie slyszeli. Zabezpieczen nie udalo sie zlamac.
– Czy wiadomo, czego szukal?
– Tak. To znaczy z grubsza. Archiwisci analizuja, czego dotyczyly interesujace go dokumenty. Przegladal akta zwiazane z Wojskowa Akademia Techniczna i Politechnika Lwowska. Jak sie wydaje, szczegolnie interesowaly go prace z lat trzydziestych. Badania nad antygrawitacja…
– To w pewien sposob potwierdza moje przypuszczenia – mruknal general.
– Czy udalo sie zidentyfikowac wieznia? – dla odmiany zapytal kapitan. – Moze znajac jego tozsamosc…
– Milczy jak grob, ale rozpoznano go. To Rolf Aisin-Gioro Ungern von Sternberg. Najmlodszy syn rosyjskiego namiestnika. Ten sam, ktory zbudowal dla Mongolow bombe atomowa w jurcie krytej wojlokiem… Prosze informowac mnie na biezaco o przebiegu sledztwa.
Kazamaty dawnego carskiego fortu przeksztalcono na cele. General Kowalski maszerowal obok straznika, mijajac kolejne kraty. Wiezniowie odprowadzali go wzrokiem.
– Jest spokojny – wyjasnil pracownik penitencjarny. – Ale prosze uwazac. Dziwne rzeczy moga mu strzelic do glowy.
– Sluzylem w korpusie ekspedycyjnym – prychnal general. – Zreszta bedzie przeciez skuty.
Straznik nie odpowiedzial. Zatrzymali sie przed krata odcinajaca maly fragment korytarza. Szare, grube drzwi prowadzily do izolowanego akustycznie pomieszczenia. Szpieg juz siedzial na krzesle, pilnowany przez czlowieka z pistoletem maszynowym. Na widok goscia usmiechnal sie pod nosem, a potem wstal i zlozyl gleboki uklon.
Nie przyszlo mu to latwo, bowiem na nogach mial ciezkie kajdany z archaiczna kula. Nadgarstki rowniez skuto. Cienki stalowy lancuszek laczyl je z obreczami na dole. Straznik przyniosl krzeslo dla generala, a potem obaj pracownicy odeszli.
– Chciales sie ze mna widziec, Rolf – odezwal sie Kowalski. – Czym zatem moge sluzyc?
– Nie chce trafic w lapy Rosjan… Maja wobec mnie wyjatkowo krwiozercze zamiary.
– Daruj, wojny jeszcze nie przegralismy.
– Pan wie, generale, z Rosja nie mozna wygrac. Zwlaszcza teraz, gdy niechcacy uzbroilismy ja w bron atomowa. Wasze nieustanne knowania w Japonii, Malezji i Korei w koncu wyszly carowi bokiem. Ale nie o tym chcialem rozmawiac.
– Cos podobnego? – zakpil Kowalski.
– Uklad chce zaproponowac.
– Slucham.
– Wiem, jak mozna wygrac te wojne. Wypuscicie mnie i pomozecie w zorganizowaniu kolejnego powstania w Chinach, a ja w zamian dam wam bron, ktora upokorzycie cara.
Patrzyli sobie w oczy. Wreszcie Rolf spuscil wzrok.
– Mam w to uwierzyc? Niby na jakiej podstawie? – parsknal Kowalski.
– To ja rozbilem atom. Jestem geniuszem – rzekl wiezien chelpliwie.
Kowalski wstal z fotela i przeszedl kilka krokow.
– Opowiedz, jak tego dokonales. Twierdzisz, ze jestes geniuszem, chce ocenic, czy mowisz prawde.
– To juz w zasadzie zadna tajemnica nie jest – mruknal. – Popelnilismy tragiczny blad. Powstanie przeciw Rosji wybuchlo za wczesnie… I nasza bomba. Bylem przeciwny tej probie na pustyni, ale dziadek sie uparl. Przez nasza glupote Ruscy dowiedzieli sie, jak to zrobic. Dzis stoja tam, na Wschodzie, i dysponuja najgrozniejsza bronia, jaka stworzyl czlowiek. Przeze mnie.
– A wiec jak na to wpadles? – General niecierpliwym machnieciem dloni zbyl wypowiedz jenca.