– Tylko w jeden sposob – powiedzial powaznie Olszakowski. – Jesli podczas badan cmentarzysk lub osad odnajdziemy jakies towary, ktore Etruskowie przywiezli tu na wymiane… Sami widzicie, jak wielka szansa stoi przed nami.

***

Wczesnie rano doktor pognal gromadke na szczyt wzgorza. Poinstruowal, jak nalezy doczyszczac powierzchnie, wyjasnil metody rysowania planow wykopu, a potem zostawil studentow przy pracy. Sam ze swidrem na ramieniu ruszyl szukac osady. Pawel Rylski dla odmiany siedzial w obozowisku i ogladal zdjecia lotnicze okolicy.

– Panie magistrze! – U wejscia do namiotu stala Magda.

– Tak? – Pawel oderwal sie od kserokopii.

– Mamy problem… Grob numer cztery…

Z westchnieniem wstal od pracy i podazyl na stanowisko. Obie dziewczyny zgodnie z zaleceniem przeciely wkop grobowy na pol i wybraly ziemie, by odrysowac profil. Zrobily to bardzo ladnie, jama byla polkolista, profil idealnie rowny. Jego dlugosc wynosila nieco ponad metr, glebokosc jamy szescdziesiat centymetrow. Glebsza nie byla potrzebna. Pochylil sie nad dziura i spojrzal z boku. Zasypisko grobu bylo jednolicie szare.

– Brakuje pochowku – powiedziala Iwona. – Nie ma urny.

– Przesialyscie ziemie? – w zasadzie niepotrzebnie zapytal. Pracowaly tak dokladnie, ze z pewnoscia o tym nie zapomnialy.

Magda wskazala sito lezace na taczkach. Bylo puste. Na siatce o trzymilimetrowych oczkach pozostaly tylko malenkie kamyczki. Rozgarnal je palcami.

– Ani sladu przepalonych kosci – stwierdzil – ale w takim piasku mogly sie rozlozyc prawie bez sladu.

Podlubal w profilu szpachelka, nigdzie nie widac bylo jasnej smugi mogacej byc sladem wapnia.

– Pewnie pochowek symboliczny – zawyrokowal. – Bo gdyby wsypali tu resztki stosu pogrzebowego, powinny byc kawalki wegli drzewnych…

– U mnie to samo – zameldowal Oleg znad sasiedniego wykopu.

– No trudno. Odrysujcie profile i przesiejcie ziemie – polecil. – Nie zapomnijcie o fotografiach.

Wdrapal sie na szczyt wzgorza. Stad mogl ogarnac wzrokiem cale cmentarzysko. Tabliczki z numerami, oznaczajace poszczegolne groby, ukladaly sie wyraznie w dwa kregi. Mniejszy, ktory wlasnie byl rozkopywany, i wiekszy, zachodzacy nan czesciowo. Jego skraj pochlonal wawoz wyplukany przez deszczowke. Czesc zachodnia kryla sie jeszcze pod warstwa nawianego piasku. Widac bylo tylko fragment obwodu.

– Trzeba bedzie dokladnie sprawdzic srodek mniejszego kregu – odezwal sie doktor Olszakowski.

Pawel nawet nie zauwazyl, kiedy kierownik stanal za jego plecami.

– I odslonic w calosci ten wiekszy – uzupelnil. – Jesli zachowali ksztalt z grubsza kolisty, to pochowki wysuniete najdalej na poludnie mamy gdzies pod nogami…

– A srodek nadal przykryty jest piaskiem. Zastanawia mnie co innego. Jesli sie spojrzy uwazniej, widac pas ziemi nietknietej przez naszych przodkow. Cos jakby droga przecinajaca mniejszy krag i zahaczajaca o wiekszy. Trakt prowadzacy ze wzgorza w doline.

– W strone wioski?

– Wlasnie. Gdzies tam jest ta cholerna wies. Musimy ja odnalezc.

– Jesli wyznaczyli droge idealnie prosto, to mamy jakies szanse. Ale co, jesli u stop wzgorza zakrecala? Nie byla w zaden sposob utwardzona, nie znajdziemy jej nigdy… – westchnal magister.

– Warto kontynuowac wiercenia i zobaczymy, czy gdzies nie znajdziemy cienkiej warstewki sadzy. Skoro tu, na cmentarzysku, nie natrafilismy dotad na zadne slady stosow pogrzebowych, moze palono zmarlych w poblizu wsi?

– Albo w polowie drogi – odparl sarkastycznie Rylski. – Troche za daleko idaca hipoteza. Ale wiercenia trzeba bedzie zrobic. Moze usmiechnie sie do nas szczescie.

– Wies potrzebowala wody – zastanawial sie nadal doktor. – Rzeczka jest w tej chwili dosc daleko, ale moze pierwotnie jej koryto przebiegalo blizej? Do diaska, ta osada gdzies tu jest, na tych pieciu kilometrach kwadratowych piachu! A praktykantom niezle idzie.

Zszedl w doline i znowu zaczal bawic sie swidrem. Pawel pomagal studentom. Czas mijal powoli. Trzynasta, szesnasta, siedemnasta, przerwa na podwieczorek, osiemnasta… Skonczyli o dwudziestej. Dwanascie godzin pracy. Dwanascie przebadanych grobow, czterdziesci osiem rysunkow, szesc rolek fotografii…

***

– To beznadziejne – powiedzial Rylski, lezac na lozku. Przegladal zdjecia lotnicze terenu wykopalisk. Akumulatorowa lampa dawala jasne, mocne swiatlo.

– Znajdziemy wies – uspokoil go doktor. – I chyba, nawet wymyslilem w jaki sposob.

Magister spojrzal na niego uwaznie.

– Trzeba zrobic wiercenia, powiedzmy, w siatce co piecdziesiat metrow. Zobaczymy grubosc pokladu tej ciemnej warstwy. Kolo wsi powinna byc grubsza. Zeby sie upewnic, zrobimy jeszcze jedna probe. Przeanalizujemy probki na obecnosc pylkow roslin. Wszedzie pewnie bedzie od cholery sosny, ale licze na to, ze trafimy tez na zboze. Wyznaczymy z grubsza obszar, na ktorym znajdowaly sie pola uprawne tych sukinsynow. A wsi poszukamy w samym srodeczku. Przeciez musieli rozgladac sie naokolo. Nie postawiliby domow na skraju lasu…

– W sumie nie wiemy nawet, czy zyli w czasach spokojnych, czy niespokojnych – westchnal Pawel. – Ile ich osad zbadano? Trzy?

– Nasza bedzie czwarta.

– Siatka co piecdziesiat metrow, czyli na kilometr kwadratowy czterysta punktow. Dwadziescia dni pracy.

– Owszem. Ale mozemy oddelegowac do tego studentow. Mamy tasmy, trzeba bedzie tylko zaznaczyc kolkami miejsca…

– Jest to jakis pomysl… Ale wyniki beda bardzo niepewne.

– Przy odrobinie szczescia odnajdziemy osade. Poza tym przywiozlem ramowy wykrywacz metali. To wprawdzie jeszcze nie epoka zelaza, lecz nie da sie wykluczyc, ze trafimy na jakis zapomniany kociolek albo kubek z brazu.

– Na rowninie grubosc warstwy piasku wynosi co najmniej pol metra, a w niektorych miejscach pewnie wiecej.

– Owszem. Ale ramowym siegniesz efektywnie na metr, moze poltora w glab… Zajmiemy sie tym jutro.

– Zgoda.

Pol godziny pozniej obaj uczeni spali. W ciemnosciach slychac bylo brzdakanie gitary i chrzest zgniatanych puszek po piwie. Studenci na swoj sposob odreagowywali zmeczenie po calym dniu ciezkiej pracy.

***

Ramowy wykrywacz metali najczesciej posiada kwadratowa cewke w ksztalcie ramy o wymiarach metr na metr. Do cewki kablem podczepia sie wazaca kilka kilogramow metalowa skrzynke z aparatura pomiarowa. W starszych modelach skrzynka potrafi byc naprawde ciezka… Maksymalny zasieg tego typu urzadzen wynosi okolo dwoch metrow, jednak aby wykryc przedmiot spoczywajacy tak gleboko, musi miec on wielkosc samochodu osobowego.

Oleg szedl z wykrywaczem. Omiatal cewka ziemie, badajac na raz pas szerokosci okolo dwoch metrow. Magister Rylski, dzierzac w jednej dloni saperke, a w drugiej sito skrzynkowe, podazal za nim. Co jakis czas urzadzenie wydawalo pisk. Gleba kryla w sobie roznosci: kawalki drutu, zeby bron, puszki po piwie i konserwach, sreberka z papierosow.

– Alez tu zasmiecili – mruknal Oleg, zmieniajac scierpnieta reke. Az dziwne, ze mieszkancy Zgnilej Wody nie zajmuja sie poszukiwaniem zlomu.

Nieoczekiwanie urzadzenie zahuczalo mocniej.

– Cos duzego – stwierdzil. – Podluzne… Dwa, moze dwa i pol metra dlugosci… Radziecka rakieta typu katiu sza, skoro poligon niedaleko – zazartowal.

– Nie smiej sie, to nie jest takie znowu nieprawdopodobne – odparl magister. – Pokaz, gdzie ma srodek, lepiej nie trafic na zapalnik.

– Powaznie mysli pan…

– Powaznie. Cholera wie co tu wyrabiali.

Po kilkunastu sztychach saperka ziemia odslonila swoja tajemnice. Kawal grubej stalowej liny…

– Wyznaczanie polozenia osady kultury pomorskiej to jak szukanie igly w stogu siana – westchnal student.

– Owszem, ale pozytek ze znalezienia bedzie wiekszy. – Magister klepnal go w ramie, zmuszajac do podjecia wedrowki.

Przeszli jeszcze kilkanascie metrow, gdy wykrywacz nieoczekiwanie zabuczal.

– I co tu mamy? – Pawel wbil saperke w ziemie.

– To rowniez jest duze, podluznego ksztaltu, jakies dwa metry dlugosci i z poltora szerokosci…

Pod cienka warstwa ziemi pojawil sie jasny piach, jednak nie byl on jednolity. Szare pasma ukladaly sie w zarys sporego dolu.

– Cholera… – Archeolog poskrobal sie po glowie. – Skocz, sciagnij reszte. Z grackami, nie zapomnijcie o niwelatorze. Cos mamy, zalozymy tu nieduzy wykop…

Wyjal z kieszeni GPS i zaznaczyl znalezisko na mapie. Przybiegl Olszakowski z drewnianymi palikami.

– Dwa na dwa – polecil Rylski.

– Cos ciekawego?

– Cholera wie, sygnal, jakby tu zakopano caly stos kociolkow z brazu.

Zjawily sie zadyszane dziewczyny z lopatami i grackami.

– Doczysccie i narysujemy – polecil.

Oczyscily. Potem jedna pobiegla do niwelatora, a druga zmierzyla wysokosc miejsca.

– Wykop grobowy? – zastanawial sie doktor.

– Musieliby go pochowac w miedzianym kotle. Niwelacja i rysunek…

– Zdejmijcie warstwe plantem, dziesiec centymetrow – polecil studentom.

– Gdzie sypac ziemie?

– Tu, na bok. – Wskazal reka. Nieoczekiwanie spod warstwy gleby blysnela czerwienia korozja. Czubek czegos okraglego. Pochylil sie ze szpachelka w dloni i obkopal starannie znalezisko dookola. Obok jedna z dziewczat odslonila dlugie pasmo sklejajacej piasek rdzy.

– Cholera – westchnal wreszcie magister.

Teraz widac bylo, ze to, co odslania, to helm o charakterystycznym ksztalcie. Doktor wgryzl sie w piach.

– Lufa – zameldowal.

Вы читаете Rzeznik drzew
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату