przerwy spotykam takich maniakow. Tez przywykniesz. A ten, trzeba przyznac, byl przynajmniej oryginalny… Straszyc archeologow trzecia wojna swiatowa… – zachichotal Pawel.
– To prawda z tym Timurem? To znaczy czytalem, ze jego grob otwarto w 1941 roku, ale daty sie zgadzaja?
– Owszem, zbieznosc byla zaskakujaca. Ale zdarzaja sie takie przypadki.
Na schodkach przed sklepem bylo zupelnie pusto, za to wewnatrz klebil sie zbity, milczacy tlum, wszyscy wgapiali sie w telewizor, ktory, o dziwo, dzialal.
– Poprosimy… – zwrocil sie Rylski do sprzedawczyni.
– Zamknij morde!!! – huknal na niego nauczyciel. Ktos podkrecil dzwiek.
– …z Nowego Jorku i Londynu dochodza sprzeczne wiadomosci. Mamy niepotwierdzona informacje o podobnej eksplozji w Paryzu… Nadal nie wiadomo, czy uzyto broni konwencjonalnej, czy tez moze… – glos komentatora zalamal sie…
Poloz
Samillo Niemirycz obudzil sie jak zwykle na ciezkim kacu. Potoczyl wkolo przekrwionym spojrzeniem. Znajdowal sie w szopie. Drewniane belki przezarte przez korniki i gruba warstwa slomy na klepisku wskazywaly na to jednoznacznie. Pod glowa mial wlasne siodlo. Donosne chrapanie dobiegajace z lewej strony i pogwizdywanie z prawej swiadczyly, ze Mulat Jersillo i chinski karzel Ptaszek jeszcze spia. Watazka zamrugal oczyma, aby przepedzic choc troche paskudne zielone cienie.
– Panko – wychrypial.
Pacholik wyrosl jak spod ziemi. Nauczony doswiadczeniem kilkuletniej sluzby, przygotowal juz cebrzyk z woda.
– Slucham, panie? – zapytal pro forma.
– Serwatki… Albo daj, co jest…
Przyssal sie do wiadra i wychleptal pospiesznie jedna trzecia. Suchosc w gardle ustapila. Teraz dopiero poczul upiorny bol rozsadzajacy czaszke. Wierny sluga spiesznie podal mu metalowa manierke pelna najlepszej lwowskiej horylki. Samillo pociagnal solidny lyk klina.
Zawroty glowy ustapily, swiat wydal sie weselszy. Jednak tajemnica zwiazana z wypadkami poprzedniego dnia nie chciala sie jakos rozwiac. Ostatnia rzecza, ktora pamietal, byla pijatyka w jednej z kijowskich knajp. Slepy bandurzysta spiewajacy jakas piesn… Potem gdzies pojechali konno, chyba na kolejna popijawe, ale dokad?
– Wyimaginuj sobie, moj drogi Panko, zem calkiem przepomnial nazwe wsi, ktora schronienia nam udzielila – wolal nie zdradzac przed sluga tak powaznych luk w pamieci.
– Karwosiek – wyjasnil sluga. – Popiliscie sie, panie, z kompanami i umysliliscie sobie na Poloza zapolowac i jego skarby zlupic.
– Aha! – Samillo zwlokl sie z barlogu i chwiejnie stanal na nogi.
Wyrwal szable, nie wiedziec czemu wbita w sciane, i troskliwie umiescil ja w pochwie.
– Obudz tych parszywych opojow, zaraz wroce – oznajmil. – I sniadanie szykuj!
– Pora, by sniadac, dawno minela – odparl rezolutnie chlopak.
Samillo wyszedl przed szope i tu czekal go nielichy szok. Wioska wznosila sie na wysokim brzegu jakiejs szerokiej rzeki. Po drugiej stronie ciagnal sie pas wapiennych skal.
– Dniepr? – Ze zdumienia przetarl oczy.
Widac ziele do fajki, otrzymane od stryja alchemika, zdrowo mu we lbie zamieszalo… Stopniowo przypomnial sobie wszystko. Przyjechali do Kijowa na zlecenie Zyda Salomona, by sciagnac dlug z jego wspolnika Izaaka. Operacja nie bardzo im sie udala, bo Izaak poszczul ich psami, a sludzy jego z samopalami zaraz na ratunek przybiegli. Umknawszy pogoni, kompani poszli wypic. Skoro obudzil sie w tej szopie, a Panko twierdzi, ze maja zlupic skarby jakiegos Poloza, to mozliwosci sa dwie. Albo ktos ich wynajal, albo uslyszeli o jakims bogaczu i ruszyli, by go oskubac.
Wysikal sie i wrocil do towarzyszy. Obaj pojeni obficie horylka dochodzili do siebie.
– Wyimaginujcie sobie, przyjaciele najdrozsi, ze kompletnie nie moge sobie przypomniec, o czym spiewal ten slepy dziadyga… – zaczal ostroznie.
Przeczuwal, ze tu wlasnie moze kryc sie tajemnica ich wyprawy.
– Zaspiewal nam dumke o tym, jak to Kozacy z wezem Polozem walczyli – wyjasnil Panko, usluznie dolewajac wina do kubkow. – Gad ten zyje ponoc w tych stronach, wsrod skal na wschodnim brzegu Dniepru. Lat ma tysiac, dlugosci dziesiec krokow sobie liczy, czesto atakuje kupcow plynacych rzeka lub wozakow. Zrabowane im zloto gromadzi w swej jaskini.
– Nie imaja sie go strzaly ani kule – uzupelnil Ptaszek.
– Aha – zafrasowal sie Niemirycz.
– Wtedy wpadliscie, panie, na pomysl, by gada ubic i jego skarbow nieco uszczknac – dodal Jersillo.
Samillo zlapal sie za glowe. A tatko ostrzegal, ze niebezpiecznie pic az tyle. Choc kto wie, moze jest w tym jakies ziarno prawdy? Kozacy spiewaja o roznych rzeczach. Nie pamietal piesni, ale skoro za nia podazyl, trop musial byc naprawde obiecujacy.
– Jakze ubic gadzine, skoro sie jej strzaly ani kule nie imaja? – zapytal ochryple.
– Jest miejsce jedno delikatniejsze, pod gardlem ma luske bialego koloru. Toz slepy i o tym spiewal. Radzil uciekac w strone slonca. Blask stwora oszalamia tak, ze leb unosi, wtedy trza trafic raz a dobrze – wyjasnil Mulat.
– Pamietam juz – zelgal. – Bzdura to oczywista, bajanie i kozacki zabobon. Waz, jak to waz, zywotny jest wielce, ale stal gada zawsze pokona.
– Kowal juz pewnie zamowienie wykonal – dodal Panko. – Trzy dukaty mu doplacic do zadatku trzeba.
– Trzy dukaty!?
Pamiec powoli wracala. Przyjechali do tej dziury wczoraj po poludniu. Odwiedzili monastyr, gdzie mnicha ugadali, by bron poswiecil. Zaszli do kowala, ktory trzy kusze i belty ze srebrnymi grotami obiecal przygotowac, odwiedzili tez karczme, gdzie przysiadl sie do nich chlopina, niejaki Stiepan, i przyrzekl za przewodnika podczas lowow sluzyc.
Samillo wytoczyl sie z szopy. Ruszyl miedzy oplotki. Wiocha byla calkiem spora. Kobiety nosily sie tu z panska. Choc dzien byl powszedni, na szyjach mialy korale. Chalupy miast strzecha pokryte byly dachowka. Kopuly cerkiewki lsnily czerwona barwa polerowanej miedzi. Najbardziej jednak zdumial go fakt, ze wszystkie dzieciaki chodzily w butach.
– Ciekawe, skad takie bogactwo? – zdziwil sie warchol. – Hmm, i jak go uszczknac…
Od strony karczmy wyszlo mu naprzeciw trzech miejscowych. Przodem kroczyl mezczyzna w zielonym niemieckim plaszczu, z kordem u boku. Niemirycz przypomnial sobie, ze to soltys. Obok dreptal batiuszka, a kawalek za nimi maszerowal szeroki w barach, wysoki chlop w haftowanej soroczce. To mysliwy, ktorego najeli na przewodnika.
– Tak waszmosci rano wypatrywalim… – zaczal soltys.
– Zachorzalem – burknal Samillo. – Ale juz mi lepiej.
– Cieszy nas to niezmiernie. Jutro switem ruszycie pewnie?
– Tak. Jutro. Ale tak jeszcze pogadac chcialem. Z tym Polozem to pewne? Czesto go widujecie? – zapytal Niemirycz. – Tak probowalem oszacowac, ile moze miec tych skarbow…
– Bestia lonskiego roku cztery krowy nam zezarla, w tym juz szesc. Slady jego do rzeki prowadza.
– Slady? – zdziwil sie watazka. – Waz przecie nog nie ma.
– Patrzajcie tam, na lake. – Soltys wskazal lan trawy na brzegu rzeki. – Trzy dni nazad znow na nasza strone sie wyprawil i koze porwal.
Kozak spojrzal, mruzac oczy. W wysokiej trawie wygnieciony byl wyrazny slad, zupelnie jakby kto pieciogarncowa beczke horylki przetoczyl.
– Zas co do skarbow, tosmy liczyc probowali. Przed Godami lodz zatopil, co nia czumacy z Kijowa wracali. Mieli przy sobie zloto za dobre piec lasztow soli. Wczesniej kupcow z Woloszczyzny zezarl i dwoch poslow, ktorych sultan przyslal, obwieszeni byli zlotem az sie w oczach mienilo… A tamtego lata jeszcze trzech Zydow, co szlachetnymi kamieniami handluja, dopadl, gdy popas na tamtym brzegu zrobili. Tak rachujem, ze przez ostatnia dekade z tysiac dukatow zebral jak nic.
– A nie zapominajcie, panie, ze od milenium tu zyje – dodal batiuszka.
– I co, sami ubic go nie zdolaliscie? – zdziwil sie Niemirycz.
– Probowalim – wyjasnil Stiepan. – Ja sam kilka razy zaszedlem go wsrod skal i z kuszy don szylem, alem w luske na gardle nie trafil. Ledwom z zyciem uszedl. Moj batko lat temu dwadziescia probowal i na wieki tam ostal…
– Przejdzmy do konkretow – zaproponowal soltys. – Ubijecie, panie, gada i odszukacie jego jame. Stiepan dziesiata czesc skarbow wezmie. Druga dziesiata mnie oddacie, na rozwoj wsi oraz zaopatrzenie wdow i sierot przeznaczym. Trzecia takaz w cerkwi zlozycie. Reszta dla was.
– Toz siedem dziesiatych raptem dla mnie zostanie – zafrasowal sie Niemirycz. – To nie za wiela.
– Kwota to powazna bedzie, w tysiace dukatow idaca. – Soltys spojrzal na niego z wyrzutem.
– No niby tak. – Samillo mial mine, jakby skosztowal limony. – Ale trzecia czesc oddac? Takie zdzierstwo to nie po chrzescijansku.
I zadumal sie gleboko.
Wstawal swit. Nad rzeka snuly sie jezyki mgly. Trzej obwiesie staneli na pomoscie. Zbity tlum chlopow zaszemral z podziwem. Karzel Ptaszek na te okazje odzial sie w chinski jedwabny kaftan. Samillo przyoblekl karmazynowy kontusz. Jersillo wystapil nago, tylko biodra przepasal lamparcia skora. Wszyscy trzej niesli kusze, ponadto Niemirycz mial za pasem szable, a Mulat dzierzyl w dloni maczuge z solidnego kawalka debiny. Panko przystanal skromnie z boku.
– Tak wspanialych bohaterow wies nasza od dawna nie widziala – powiedzial soltys. – Ubijcie gada i powracajcie zdrowo.
– Beda wam towarzyszyc nasze modlitwy. – Batiuszka zamachal kadzielnica, a potem poblogoslawil ich ikona i podal krzyz do ucalowania.
– Pora ruszac na lowy. – Stiepan zajal miejsce w lodce. Pierwsze watpliwosci naszly Niemirycza, gdy tylko dobili do drugiego brzegu. Kosci krow, polamane beczki i wielkie bryly starego lajna swiadczyly, ze bydle od czasu do czasu tu popasa.
– Ruszajmy dalej, wielmozni panowie – zaproponowal przewodnik. – Dzien wstaje, lepiej przed noca gada wytropic i ubic, bo po ciemku jak kot widzi.
– Prowadz. – Samillo westchnal ciezko. Powedrowali dzika sciezka wiodaca na wysoki brzeg.
Stiepan kroczyl ostroznie, co chwila przystajac i rozgladajac sie na boki. Bo i po prawdzie teren byl trudny. Wapienne skaly, gesto pozarastane krzewami oraz zagajnikami brzozek, dawaly bestii setki mozliwosci przyczajenia sie i nieoczekiwanego ataku.
Poloz musial grasowac tu czesto. Co chwila natrafiali na rozwloczone kosci krow i swin, a dwukrotnie takze na szczatki ludzkie. Won kalu i padliny unosila sie nad okolica niczym ciezka chmura.
Bylo juz dobrze z poludnia, gdy Stiepan zarzadzil popas. Najpierw przepatrzyl okolice, czy nie widac sladow obecnosci gada, potem poprowadzil lowcow do malej kotlinki. Samillo rozwiazal