Najtrudniejsze sa poczatki pobytu w obcym kraju. Mnie bylo podwojnie ciezko. Nie znalem jezyka, nie znalem miejscowych zwyczajow, nie mialem zadnego punktu zaczepienia. Brakowalo mi odpornosci, banalna dla ludzi grypa prawie mnie zabila. W dodatku przeszedlem Brame wczesna wiosna, po lasach lezal jeszcze snieg, nocowanie pod golym niebem bylo trudne. Popelnilem dziesiatki bledow, z ktorych kazdy mogl kosztowac mnie zycie. Najpowazniejszym byl wybor tego akurat swiata…

Okazal sie tak niepokojaco zblizony do Rozetty. Nawet religia jest podobna, tylko zaszli dalej na swojej drodze ku czarnej mgle. Ich Odkupiciel juz przybyl, lecz zamiast dobrowolnie poswiecic sie i umrzec za grzechy, zostal zamordowany. Tego, ze zyja w czasie apokalipsy, a kazdy dzien to proba charakterow, staraja sie nie dostrzegac. Tak wiele elementow przywodzi na mysl to, z czym walczylismy. Tu tez na parterach domow widac dziesiatki zabitych deskami lub zamknietych zardzewiala klodka wejsc do sklepow i warsztatow. Ziemie na dobre zainfekowaly wirusy filozofii oraz demokracji. Ten swiat przypomina jako zywo kraine naszych wrogow.

Najgorsze rozczarowanie przezylem, gdy okazalo sie, ze tutaj buty robi sie w fabrykach, i przez wiele tygodni bylem przekonany, iz czeladnik szewca nie ma zadnych szans na prace w zawodzie.

Krok po kroku poznawalem reguly rzadzace tym dziwacznym krajem. Czlowiek bez dokumentow tu nie istnieje. Nawet jak sie ma dokumenty, pelna legalizacja jest potwornie trudna. By jako tako funkcjonowac, trzeba miec nie tylko kat do mieszkania, ale i adres zameldowania. Nie mozna nazywac sie Amiwelechus Marv, bo to podejrzane. Do jesieni poznalem jezyk na tyle, by moc udawac cudzoziemca…

Gdy czlowiek przebywa gdzies nielegalnie, a w dodatku ma powody przypuszczac, ze grozi mu poscig, moze zastosowac dwie taktyki. Czesto zmieniac mieszkania i w ten sposob zacierac za soba slady albo siedziec jak mysz pod miotla w jednym miejscu, ograniczajac do minimum liczbe kontaktow z tubylcami. W pierwszym przypadku zwieksza sie liczbe znajomosci, co grozi przypadkowym trafieniem na agenta wroga. W drugim mozna zostac namierzonym i powolutku rozpracowanym. Tak zle i tak niedobrze. Wybralem sposob drugi. Na uniwersytecie znalazlem ogloszenie o kwaterze dla studenta. Potem wystarczylo konsekwentnie takowego udawac.

***

Naciagnalem lekko zwilzona giemze na forme. Przybilem krawedz malymi gwozdzikami. Lewy but, teraz prawy… Trzeba dokupic skory, tej najgrubszej, wolowej, na podeszwy. Dwoina tez by sie przydala. Praca skonczona. To, co robilem przed chwila, to jedynie przygotowania do kolejnego dnia… Kawalkiem bibuly przecieram czolo. Potem zdmuchuje swiece. Czas znowu moze ruszyc. Nie wiem, ile godzin spedzilem na zydlu, i nie ma to zadnego znaczenia. Terazniejszosc jest teraz, wtedy bylem poza nia – Sprawdzam telefon. Jedenascie razy probowano sie do mnie dodzwonic. Na zewnatrz jest jasno. Czy to juz kolejny dzien?

Gdy robilem sobie sniadanie, komorka zapikala ponownie. Spojrzalem na wyswietlacz. Marta. Odebralem.

– Moge wpasc? – zapytala.

– Jasne – odparlem i przerwalem polaczenie. Szkoda czasu na pogaduszki. Podawanie swojego adresu jest glupota, ale z drugiej strony gdybym nie prowadzil zadnego zycia towarzyskiego, wygladaloby to podejrzanie. Wlascicielka willi, w ktorej wynajmuje kwatere, jest niekiedy paskudnie wscibska.

Zamowienie studentki jest gotowe, ale warto przetrzec cholewki jeszcze raz szmatka, by dobrze nawoskowana kasztanowobrazowa skora nabrala odpowiednio glebokiego polysku.

Marta pojawila sie rowno dwadziescia sekund po tym, jak skonczylem polerowac.

– Witaj. Widze, ze jest – ucieszyla sie.

– Przymierz – zazadalem.

Siadla na krzesle i zsunawszy adidasy, naciagnela trzewiki. Haczykiem dociagnela dziurki.

– Nie cisna? – zaniepokoilem sie.

– Nie.

– Wskocz na stol – polecilem.

– Mam sie przedtem rozebrac? – Blysnela zebami w usmiechu. – Czy wystarczy, ze zatancze?

Zanim zdazylem odpowiedziec, jednym susem wskoczyla na blat i przez chwile stepowala w rytm nieistniejacej muzyki.

– I jak teraz oceniasz?

– Jak na obstalunek zrobione – pochwalila. – Hmmm… W zasadzie to na obstalunek – zadumala sie.

– Ze dwa sezony powinny wytrzymac.

Zeskoczyla z gracja.

– Jestes swietnym szewcem – szepnela i pocalowala mnie w policzek.

Co mi po pochwalach „rycerzy”. Uznanie z ust dziewczyny tanczacej w zespole ludowym to dopiero konkret. Odliczyla szybko naleznosc i podala mi zwitek banknotow. Schowalem je do kieszeni.

– Napijesz sie herbaty?

– Z przyjemnoscia.

Rozsiadla sie wygodnie i wyciagnawszy nogi, kontemplowala lsnienie czubkow. Nastawilem czajnik.

– Znowu jestes blady i masz podkrazone oczy – zauwazyla. – Bezsennosc cie meczy, czy moze siedzisz do pozna nad zamowieniami?

– I to, i to – rzeklem wymijajaco. Nie moge powiedziec jej prawdy.

Zamiast herbaty niby to przez roztargnienie zaparzam yerba mate. Skoro udaje Indianina, trzeba grac konsekwentnie. Jeszcze ciastka upieczone wedle brazylijskiej receptury.

– Co to za miejsce?

Zagryzlem wargi, widzac, co obraca w dloniach. Pocztowka. Musialem przez roztargnienie zostawic ja na wierzchu. Do licha! Zeby tylko nie odwrocila. Za pozno.

– O! – mruknela, widzac krzaczki naszego alfabetu. – Co to za pismo?

– Nie mam pojecia. Spodobal mi sie ten obrazek i tyle. Chlopak, od ktorego ja kupilem, mowil, ze to z Etiopii.

– Aha. Ciekawe, jakie to miasto, wyglada bardzo sympatycznie.

Ma racje. Fresia, nawet zniszczona przez rzady Republiki, jest piekna. Zatoka morska wcina sie gleboko w granitowy masyw, na brzegach fiordu i zboczach gor tarasowo leza dzielnice. Najnizej umieszczono oczywiscie portowe doki, nad nimi w polowie wysokosci rozlokowaly sie wille rozmaitych notabli, a wyzej, tam gdzie mocno dokuczaja wiatry, zyja rzemieslnicy. A wlasciwie zyli, w czasach gdy Fresia uznawala wladze krola Kassara…

– W Etiopii nie ma morza – glos dziewczyny wyrwal mnie z zamyslenia.

Zagryzlem wargi.

– A jezioro Tana? – podsunalem.

– Zabierzemy sie za to naukowo – powiedziala wreszcie. – Naszkicujmy schematyczny plan miasta. – Na kartce z notatnika narysowala owal zatoki. – Na zdjeciu mamy wczesny poranek…

– Dlaczego tak sadzisz? – Z trudem opanowalem irytacje polaczona z panika.

– Bo na ulicach nie ma jeszcze nikogo, a cienie sa dlugie. Gdzie wschodzi slonce? – Zastanowila sie. – Masz atlas geograficzny?

Nim zdazylem odpowiedziec, wypatrzyla go na polce. Przekartkowala szybko.

– Roslinnosc jest tam jakby troche egzotyczna… Cos jak na pocztowkach z Ameryki Poludniowej – mruknela. – Drzewa inne niz u nas, ale nie ma palm… Zatoka tej wielkosci… Hmmm… Moze to ujscie rzeki? Juz wiem – Dzibuti!

– Gdzie to jest?

– Nad Morzem Czerwonym. Nie, odpada, tam przeciez gadaja po arabsku. Moze Cejlon albo Birma? Oni maja takie fikusne alfabety. Erytrea tez chyba pasuje… Zreszta niewazne. – Odlozyla kartonik. – Co robisz jutro?

– Jestem zajety – odpowiedzialem zgodnie z prawda.

– Szkoda, myslalam, ze dasz sie wyciagnac do kina.

– Moze w kolejny weekend? – zaproponowalem.

– Yhym… – Zaczela sie zbierac.

Znamy sie od ponad roku. Raz nalgalem jej, ze jestem gejem, innym razem, ze mam w Boliwii narzeczona, ale, niestety, nie uwierzyla. Ciagle robi sobie pewne nadzieje… Jest mila i sadze, ze nadawalaby sie na towarzyszke zycia, ale zbyt wiele nas dzieli. Wyznajemy rozne religie. Nalezymy do roznych gatunkow. Jak wszystkie rasy humanoidalne, uprawiamy oczywiscie seks, ale ma szczescie, ze nie widziala mnie nago. Egzotyczne rysy twarzy to nie wszystko. Sa i pewne inne roznice, nazwijmy to, anatomiczne.

***

Kusza to wspanialy wynalazek. Zgromadzilem kilka sztuk. W wolnych chwilach lubie sobie postrzelac w piwnicy lub w zagajnikach ukrytych miedzy walami kolejowymi. Cwicze i badam mozliwosci broni. Czuje, ze za jej pomoca moglibysmy calkowicie zmienic historie. Poprzednia epoka odejdzie w niebyt. Narodzi sie nowa. Jednym celnym ciosem wytracimy Republice z rak najpotezniejsza bron i zmusimy jej zoldakow do powrotu za morze. Jednak aby wykorzystac zdobyta w tym swiecie wiedze, musze najpierw wrocic tam, skad pochodze, na Rozette. Przejscie przez Brame jest proste, mozna tego dokonac w pojedynke. Ale tylko w jedna strone. Aby wrocic, rytual musi odprawic siedmiu przedstawicieli naszego ludu. Po dwu latach wzajemnych poszukiwan zdolalismy ustalic, ze w tym swiecie jest nas szescioro. Zyjemy nadzieja.

Wyjmuje z torby laptop. Sposrod wszelkich tutejszych urzadzen elektronika napawa mnie szczegolna niechecia. Czuje, ze ziemska cywilizacja wlasnie tym wynalazkiem ostatecznie podpisala na siebie wyrok smierci i otworzyla sluzy, przez ktore wyplynie jad zaglady. Juz wczesniej nietrwalosc wyrobow sprawiala, ze zyli posrod gor smieci. Internet pozwolil wprowadzic ten smietnik bezposrednio do domow, serc i umyslow. Klawisze parza mnie w palce, jakby posmarowane zostaly trupim sadlem. Skalalismy sie, gdyz zyjac tutaj, korzystamy z niego…

Adresy w zakladce prowadza mnie do najwiekszych targow odpadkow tego swiata. Wchodze na Allegro. Przegladam je po kolei. Wpisuje Etiopia. Trzydziesci dziewiec. Monety, znaczki pocztowe, ksiazki, amulety… Pudlo. Godlem naszego panstwa jest birru - zwierze podobne do lwa, trzymajace sztandar. Mozna je na pierwszy rzut oka wziac za symbol tego afrykanskiego cesarstwa. Licze po cichu, ze ktos z naszych przycisniety nedza sprzeda jakis przedmiot. Jak do tej pory nadzieja ta spalila na panewce. Wpisuje w wyszukiwarke slowo Wenecja. Sto siedemdziesiat siedem przedmiotow. Lew swietego Marka wyglada inaczej, ale ludzie nie grzesza bystroscia. Niczego nie znajduje. Pora sprawdzic bron biala. Przegladam wystawione szable, miecze i katany bez wiekszego entuzjazmu. I nagle… Jest! Wpatruje sie lapczywie w zdjecie przedmiotu opisanego jako fantastycznie wielki majcher dla rycerza.

Otwieram strone z aukcja, powiekszam obrazek. Nie ma mowy o pomylce. To tippla – bron osobista uzywana przez oficerow naszego krolestwa. Z ludzkiego arsenalu najbardziej przypomina ja indonezyjski klewang, ale sprzedawca najwyrazniej o tym nie wie. Klikam w link, aby zobaczyc inne przedmioty uzytkownika. Wlosy staja mi deba. Na drugiej aukcji: talar gruzinski(?) kopia. Ta moneta to afla, rozmiarami przypomina talar… A zatem to nie przypadek. Sprzedawca zetknal sie w jakis sposob z przedstawicielem mojego ludu.

Sprawdzam jego poprzednie aukcje. Kola od wozu, maglownica, zdezelowany kolowrotek, stare zelazko na wegiel drzewny… Nic ciekawego, po prostu troche szmelcu, jaki na wsiach poniewiera

Вы читаете Rzeznik drzew
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату