sie po szopach, a ktory mieszczanie lubia wieszac na scianach. Sprzedajacy wszedl w posiadanie naszych przedmiotow niedawno. Oba sa w opcji „kup teraz”. Prowokacja? Kto wie. Aukcja zostala wystawiona ledwie kilka godzin temu. Jesli to nie jest pulapka, trzeba dzialac natychmiast.
Z opisu wynika, ze mieszka w Wolce Ostrowskiej. Gdzie to jest? Nie tak daleko, sto dwadziescia kilometrow na polnoc od Warszawy. Dokonuje zakupu i wysylam mejla z propozycja osobistego spotkania celem odebrania wylicytowanych przedmiotow. Teraz wystarczy obmyslic strategie i cierpliwie czekac na odpowiedz.
Od zatoki powial wiatr. Slonce lekko zarozowilo zasnute dymami niebo, niebawem wzejdzie. Polamana podloga zaskrzypiala mi pod nogami. Ostroznie przesunalem doniczke z uschnietymi kwiatami stojaca na parapecie. Nabilem oba samopaly. W zasiegu reki polozylem luk z poroza swietego
Odlegle kroki podkutych buciorow… I oto sa. Trzej poteznie zbudowani mezczyzni o tepych gebach. Ida zaulkiem, czujnie, strzelajac oczyma na boki. Jeden dzwiga na plecach worek. Widac udala sie bydlakom rewizja w Dolnym Miescie. Ale do swoich kwater juz lupu nie doniosa…
Moglbym ich przepuscic i strzelac w plecy, lecz wojna, ktora toczymy, to nie tylko eliminowanie wrogow, to takze proba honoru. A prawdziwe zloto sprawdza sie w ogniu.
Kula wazy kilkadziesiat gramow. Czarny proch nadaje jej naprawde potezna sile. Trafiony zolnierz runal ciezko na plecy. Jego towarzysze, zamiast pasc na ziemie i poszukac kryjowki, rozgladali sie, szukajac miejsca, z ktorego padl strzal. Kiepsko u was z wyszkoleniem, chlopaki. Syknal proch na panewce. Celowalem w piers, ale kolejny zoldak dostal miedzy oczy. Trzeci mnie zauwazyl, automatycznym ruchem uniosl pistolet.
Dwanascie, moze pietnascie metrow odleglosci. Zdazy strzelic. Nim siegne po luk, jego bron wypluje kule z obu luf. To juz koniec.
Blysk szabli. Glowa toczy sie po ulicy, z przecietej szyi strzela gejzer krwi. Chlopak, moze czternastoletni, ubrany w za duza dla niego bluze czeladnika, salutuje mi, z niedbalym wdziekiem unoszac zakrwawiona klinge swojej broni. Wschodzace slonce wyzlocilo ja na chwile… Jestesmy ludzmi krola. Nasza sila jest niewiara w mozliwosc przetrwania Republiki. Nasza sila jest wiernosc tradycji siegajacej tysiace pokolen wstecz. Nasza sila jest swiadomosc, ze oni probowali podbic nas nieskonczona ilosc razy. Nasza sila sa zapisy w kronikach. Wladza republikanow na ziemiach Krolestwa zawsze wczesniej czy pozniej konczyla sie w ogniu rojalistycznego powstania.
A jednak cos uleglo zmianie. Po tamtej stronie morza musialo dojsc do straszliwej katastrofy. Nigdy nie dokonywali na taka skale eksterminacji ludnosci cywilnej. Do tej pory chodzilo im wylacznie o zdobycie lupow. Zajmowali wybrzeze, w najgorszym razie wdzierali sie na rowniny. Nigdy dotad nie zmusili krola do ucieczki na pustynie za gorami. Najazdy nigdy dotad nie przeksztalcily sie w wojne totalna. Nigdy wczesniej nie probowali zmienic naszego swiatopogladu na republikanski. Nigdy nie byli tez na tyle zdesperowani, by w walce siegnac po urzadzenia techniczne podpatrzone tu, na Ziemi Klamcow.
Do tej pory mieszczan do powstania wiedli zawsze arystokraci. Tym razem wymordowano ich do nogi i rzemieslnicy musieli radzic sobie z wrogiem sami.
Ocknalem sie tuz przed piata rano. Wyciagnalem rower z komorki. Dociskajac rowno pedaly, przemknalem przez miasto, az zatrzymalem sie przy budce transformatorowej na obrzezach Woli. Trzy lata temu, gdy trafilem do Warszawy, stala opuszczona, straszac pustymi framugami. Odpowiednie drzwi znalazlem na smietniku, pociagniete ciemnoniebieska farba dobrze udaja metalowe. Pomalowalem na bialo sparszywialy tynk. Wreszcie zawiesilem w odpowiednim miejscu tabliczke odczepiona ze slupa wysokiego napiecia. Kamuflaz jest prawie idealny. W kazdym razie przez trzy lata nikt sie nie wlamal.
Przez dluzsza chwile obserwowalem budke i jej otoczenie. Cisza i spokoj… Oczywiscie, gdzies na drzewie moze wisiec mala kamera wycelowana w wejscie. Wewnatrz mogli umiescic alarm, jednak liczylem, ze nikt nie natrafil na to miejsce.
Otworzylem patentowany zamek. Kawalatek wierzbowego listka tkwil miedzy skrzydlem a oscieznica dokladnie w miejscu, gdzie go umiescilem. Zaczepilem linke o klamke i cofnawszy sie dobre pietnascie metrow, pociagnalem. Jesli zdolali mnie namierzyc, drzwi beda zaminowane. To najprostszy sposob eliminacji. Sznurek spelnil swoje zadanie. Skrzydlo uchylilo sie ze zgrzytem dawno nieoliwionych zawiasow. Nic sie nie stalo. Mozna wejsc.
Z dawnego wyposazenia zostala tylko jedna szafa, pierwotnie kryjaca jakies elektryczne urzadzenia. Szesc srub mocuje jej tylna scianke. Staram sie nie trzymac w domu niczego, co w razie rewizji mogloby zdradzic moje pochodzenie. Skrytka wykuta w scianie byla gleboka na jedna cegle, akurat w sam raz na moje potrzeby.
Zauwazylem to w ostatniej chwili. Naciecie na lebku jednej ze srub znajdowalo sie w innej pozycji, niz je zostawilem. Odbezpieczylem rewolwer i wyszedlem na zewnatrz, trzymajac bron lufa do ziemi. Pusto. Zatrzasnalem drzwi, przekrecilem klucz. Wskoczylem na rower i popedalowalem alejka. Dwadziescia metrow, trzydziesci… Fala uderzeniowa rabnela mnie z tej odleglosci miekko, niczym wielka poducha. Przekoziolkowalem przez kierownice, katem oka spostrzeglem, jak mknaca w powietrzu bryla betonu scina drewko rosnace przy alejce.
Leze. Nasza medycyna uczy, ze po urazie nalezy przez chwile zachowac bezruch, by zbadac cialo umyslem, analizujac docierajacy do mozgu bol. Natychmiastowe proby poderwania sie z ziemi, obmacywanie konczyn i temu podobne nerwowe ruchy przynosza powazne szkody psychice i opozniaja powrot do zdrowia.
Przymykam oczy, szepcze modlitwe. Dotykam czola w gescie przywolania pamieci przodkow. Zyje. Tylko sie potluklem. Wchodzac, musialem przerwac obwod. Mina zalozona byla tak, by eksplodowac w chwili, gdy bede sie meczyl ze srubami. Rower, o dziwo, tez jest caly. Wskakuje na siodelko. Trzeba sie oddalic, zanim huk eksplozji sciagnie na miejsce ciekawskich oraz tubylcze sluzby.
Rzucam okiem na wyswietlacz telefonu. Marta probowala sie do mnie dodzwonic. Zal mi jej. Nie mogla gorzej ulokowac uczuc. Rozette i Ziemie dzieli polowa wszechswiata…
Obchodzenie naszych swiat to skomplikowany problem. W swiecie, do ktorego trafilismy, wszystko jest inne. Doba trwa ponad cztery
Klucze, sprawdzam, czy nikt mnie nie sledzi. Przemykam dziwna pokretna trasa przez cuchnace uryna bramy, przecinam podworka dziewietnastowiecznych czynszowek. Rower zostawiam na dziedzincu uniwersytetu. Dalej pieszo. Zblizam sie ostroznie do wyznaczonego punktu.
Jesli wszystko dobrze wyliczylismy, dzis o jedenastej czterdziesci siedem ziemskiego czasu przypada chwila, gdy w Fresii wschodzace slonce wyznacza Dzien Odejscia Stad. Stracilem stroj obrzedowy, ale w kwaterze glownej powinien byc jeden zapasowy.
Przy ulicy w umowionym miejscu stal fiacik. Mial podniesiona maske, zapalone swiatla awaryjne, a kawalek za nim stal trojkat ostrzegawczy. Usadowilem sie na tylnym siedzeniu, Timker i Agrejmis wskoczyli z przodu. Trzeba wylaczyc komorke i wyjac z niej baterie. Telefon moze byc na podsluchu…
Gdzies za Wilanowem zjechalismy w lewo, w strone Wisly. Dluzsza chwile kluczylismy po polnych drogach pomiedzy zagajnikami, az wreszcie zatrzymalismy sie kolo zapuszczonego gospodarstwa, przylegajacego prawie do walu przeciwpowodziowego. Drzwi domu otworzyly sie goscinnie, nim zdazylismy zapukac. Asper jak zwykle nie dal sie zaskoczyc. Przepuszcza nas w progu. To jedyny arystokrata w naszym gronie. Wyzszy o glowe, o szlachetnie asymetrycznych rysach twarzy i sinozielonych oczach, pod koszula graja mu wezly miesni. Urodzony i wychowany na wojownika.
Wchodzimy do salonu, ktorego sciany wylozono kamieniem. Na kominku plonie ogien. Wokol okraglego stolika umieszczono kilka roznych krzesel. Spiewa para w samowarze, na koronkowej serwecie stoi patera i kromkami i miska z oliwa do maczania chleba. Obie kaplanki przebraly sie juz w obrzedowe haftowane tuniki. Koncza zaplatac dlugie czarne wlosy w piec warkoczy.
Staje przed sciana. Gdy ja ratowalem zycie, uciekajac z jednym zawiniatkiem w garsci, Ana i Tali postaraly sie, by zabrac na tulaczke wszystko, co niezbedne… Portret krola Kassaora spoglada ze sciany. Oblicze jak wykute w kamieniu, policzek przeciety dwiema bliznami zdobytymi przed laty w morderczej potyczce na rowninie Aht. Krotka, kedzierzawa broda i wlosy przyproszone sa przedwczesna siwizna. Obok wisi haftowane na
Stoje przed nim z kornie pochylona glowa. Unosze dlonie, by wykonac znak przyjecia. Przez chwile czuje sie jak na Rozetcie, jak w ojczyznie, jakbym nigdy nie opuszczal rodzinnej Fresii.
Pamietam tamten dzien przed trzema ziemskimi laty, jakby to bylo wczoraj. Nadchodzil swit. Za pol
Obudzilem podkomendnych. Zrozumieli od razu. W milczeniu patrzyli, jak rozwiazuje opaske zdobiaca moje czolo. Poprowadzilem ich ku klesce. Oficer krolewskiej armii w takim przypadku mial tylko dwa honorowe wyjscia. Samobojstwo lub poddanie sie probie przejscia przez Brame. Nie bylem mianowanym przez krola oficerem, lecz przyjawszy na siebie godnosc dowodcy oddzialu, przypieczetowalem wlasny los. Odpowiedzialnosc jest czescia wolnosci. Moi towarzysze odejda na wschod, odszukaja w wioskach krewnych, rozplyna sie w morzu uchodzcow. Beda zyc w strachu przed zdemaskowaniem, ale wsrod swoich. Ja musze odejsc do innego swiata i spedzic tam okreslony czas pokuty. Jesli przezyje te probe, zostane uznany za oczyszczonego z win. To trudna proba. Jak dotad wrocil moze jeden na stu…
Budze sie ze wspomnien. Nikomu nie mowilem o tym, co znalazlem w Internecie. Nie chce budzic zludnych nadziei. Rozczarowanie byloby zbyt bolesne. Do wsi pojade z Asperem. Poki nie uda sie sprawdzic sladu, lepiej przyjmowac, ze jest nas szescioro i na razie nie ma nadziei na powrot. Teoretycznie Ana lub Tali moglyby urodzic dzieci, potem wystarczy poczekac kilkanascie lat, az potomstwo dorosnie na tyle, by wtajemniczyc je w rytual Bramy. Niestety, pomysl ten napotyka na jedna powazna przeszkode. Obie byly kaplankami bogini Seleto. Zlozyly sluby czystosci. Gdy ukonczyly dwadziescia lat, ich posluga sie skonczyla. W naszym swiecie w swieto Koniunkcji uroczyscie spalono by ich kontrakty. Niestety, utknely tutaj, a sluby moze zdjac tylko kaplan wyzszego stopnia.
Skladamy poklony tylko w cztery strony swiata. Strona piata jest przekleta – droga przez morze prowadzi do Republiki… Mamy problem z wyznaczeniem kierunkow, w tym swiecie brak gwiazdozbiorow, ktore pomoglyby je okreslic. Tubylcy posluguja sie dziwacznymi osiami wspolrzednych, jakby nie byli w stanie pojac, ze idealnym odwzorowaniem kartograficznym jest pentagonalne… Widzialem ich mapy. Sa bez sensu. W jaki sposob w siatke majaca tylko cztery boki wrysowac znak przyjscia czy sylwetke czlowieka!?
Na pieciu tyczkach wbitych w trawnik za domem powiewaja wstegi. W tym dniu na tarasie glownej swiatyni Fresii wznoszono piec slupow, a piec kaplanek rzucalo w powietrze jesienne kwiaty. Zrywajacy sie wiatr wyznaczal kierunek wedrowki stad trawozernych