Z polki wyciagnal plan miasta. Najblizej mial do Cmentarza Brodnowskiego. Zapakowal do swej czarnej teczki mlotek i srubokret. Na wszelki wypadek, zeby nie trzeba bylo wracac…

Zaparkowal samochod przy jakiejs restauracji i ruszyl wzdluz muru. Piata brama byla zamknieta. Musial wejsc przez inna, a nastepnie szukac wlasciwej alejki. Szybko zorientowal sie, ze to nie jest miejsce przedstawione na planie. Sciezki biegly zupelnie inaczej. Groby byly niskie, z lat szescdziesiatych i siedemdziesiatych. Wszedzie polyskiwalo lastryko.

– Inny cmentarz – mruknal. – Tylko ktory?

Piec bram sugerowalo duza nekropolie. Powazki? Chyba tak…

Jesienne slonce chowalo sie juz za drzewa.

– Jutro – zadecydowal.

***

Pojechal na cmentarz zaraz po ostatnim wykladzie. Szedl, chlonac atmosfere tego miejsca. Powazki w jesiennej szacie byly piekne. Galezie starych drzew, poruszane cieplym wiatrem, gubily czerwone i zlote liscie.

Miejsce zaznaczone na planie znalazl bez trudu. Posag aniola, polerowane plyty… Lewa? I co dalej? Podniesc? Podwazyc? Zajrzec pod spod? Zatrzymal sie niezdecydowany. Cos mu sie nie zgadzalo. Grob wygladal zbyt swiezo. Nawet liscie nie zdazyly jeszcze pokryc granitu. Dotknal dlonia zaprawy. Kruszyla sie pod palcami – Poprawki wykonano dwa, moze trzy dni temu. Takze plyty najwyrazniej wymieniono na nowe. Jezeli byla tu skrytka, nie pozostal po niej slad.

Drzewa zaszumialy, jakby drwiac z niego.

Czy te Apolinarie da sie odnalezc w inny sposob? – zastanowil sie.

Przyjrzal sie raz jeszcze fotografii. Ladniutka dziewuszka. Znalezc identyczna? Jak…

Nie, to chyba niemozliwe.

Ruszyl w strone bramy. Cmentarz byl ladnie utrzymany, wiele grobow odnowiono. Przy niektorych pomnikach umieszczono wizytowki kamieniarzy.

– Zaraz! – Zatrzymal sie w pol kroku, a potem zawrocil do grobowca z aniolem.

Nalepka umieszczona byla dyskretnie z tylu.

– Zenon Cwajnos – odcyfrowal. – Uslugi kamieniarskie.

Ponizej byl jeszcze adres. Warto sprawdzic.

Zaklad kamieniarski lezal po drugiej stronie ulicy. Wygladal jak wiele jemu podobnych firm. Od strony furtki wystawa – kilkanascie roznych nagrobkow. Pod sciana warsztatu dziesiatki kamiennych plyt, poprzekladanych drewnianymi krawedziakami, przygotowanych najwidoczniej do pociecia. Przez uchylone drzwi szopy widac bylo jakies maszyny. Z boku stal malutki budynek ozdobiony emaliowana wywieszka: Biuro.

Stanislaw podszedl i spokojnie zapukal.

– Prosze – rozlegl sie zrzedliwy glos. Kamieniarz mial okolo szescdziesiatki, krzaczaste brwi i zapadniete policzki, ktore pokrywala kilkudniowa szczecina. Skoltunione wlosy nakryl szarym berecikiem.

– Czym mozemy sluzyc? – zagadnal ochryplym glosem, przesuwajac papierosa w kacik ust.

– Chce odzyskac ksiazke i notatnik – Stanislaw zagral va banque.

– O ty, w morde… – Z kamieniarza naraz uszla polowa powietrza. – Czyzbys… Kurde. Olgierd nie mial dzieci.

– Stanislaw Renk – przedstawil sie. – Jestem jego bratankiem.

– Ja pier… – zdusil przeklenstwo. – Moglem sie tego spodziewac. I tak po prostu mam to oddac…

– Pamiatki po stryju naleza teraz do mnie. Taka byla jego wola. Otrzymalem plan skrytki.

Stary zagryzl wargi wsciekly i jakby rozczarowany.

– Beze mnie i tak nie znajdziesz dziewczyny – warknal.

– Zobaczymy – odparl spokojnie Renk.

– No dobra, w sumie o co sie gryzc… Nie! Kurde! Nie zgadzam sie, zeby ksiazka znalazla sie w lapach potomka tego przekletnika Izydora!

– Takie zycie. – Stanislaw nie tracil opanowania, choc draznilo go, ze mezczyzna mowi do niego „ty”. – Obawiam sie, ze jednak powinien mi ja pan oddac.

Kamieniarz milczal, lecz zlosc z niego az buchala.

– A, dobra. – Machnal reka. – Widac tak musi byc… Pojdziesz za mna – zadysponowal.

Pchnal drzwi na koncu pomieszczenia. Weszli do kolejnego mikroskopijnego pokoiku, ciasno zastawionego regalami.

– Skad tu tyle ksiazek? – zdumial sie Stanislaw.

– Z grobow inteligentow wyciagniete – warknal stary. – Nie wiem, co to takiego, ale pozabieralem, zeby obrazki poogladac – zakpil. – Co ty myslisz, ze jak kto kamieniarz, to czytac nie lubi?

– Przepraszam pana – wymamrotal speszony.

W kacie stala metalowa szafka na akta. Gospodarz przekrecil klucz tkwiacy w zamku. Wyciagnal plastikowa siatke. Wewnatrz tkwilo cos twardego.

– Zadowolony? – warknal.

– Dziekuje za przechowanie. – Stanislaw schowal lup do torby, powstrzymujac sie od sprawdzenia zawartosci. Nie chcial ryzykowac, ze stary sie rozmysli.

– Nie ma za co i spadaj. A i tak jeszcze nieraz tu przyleziesz psuc mi nerwy – burknal kamieniarz. – Czuje to w kosciach.

***

Dopiero gdy wrocil do domu, sprawdzil, co otrzymal od Cwajnosa. W torbie znalazl niezbyt gruba ksiazke oprawiona w stara, pomarszczona i popekana skorzana okladke. Byl tez notatnik. Cienki zeszycik poplamiony atramentem.

– I to niby ma mi pomoc odnalezc dziewczyne niezyjaca od stu lat – mruknal.

Odpial fikusne zapiecie z miedzianej blaszki i otworzyl wolumin.

– O, do licha – szepnal.

Spodziewal sie starodruku, a tymczasem mial przed soba rekopis zapisany kaligraficznym, lekko pochylonym pismem. Zapalil lampke na biurku, zalozyl okulary i zaczal studiowac dzielo.

Jako mumie uczynic.

Sposob pierwszy, ktoren w egipskiej ziemi wynaleziono, prostym jest. Cialo zmarlego rozciac nalezy. Nastepnie narzada usuwamy, gdyz w nich wilgoci wiele, co rozklad spowodowac moze. Pusta jame brzucha i czaszke wypelnic nalezy soda, ktora wilgoc z miesa wyciagnie. Skore po wierzchu sola natrzec i przez dni trzydziesci…

Podrecznik mumifikacji? – zdziwil sie. Ale…

Przewrocil strone.

Mumie egipskie, jak wiemy, suche sa i kruche, smola wonna przesycone. Najdokladniejszy nawet balsamista nie ustrzeze sie przed skory sczernieniem i znieksztalceniami calego ciala, a po latach mumia taka kruszyc sie zaczyna i w proch sie obraca. Tedy polecic waszej uwadze nalezy metode druga, ktora pozwala zachowac cialo nieomal niezmienione.

Schwytaj tedy wedle upodobania chlopca lub dziewczyne. Loszek naszykowac wpierw musisz i wejscie do niego tak zamaskowac, by nikt uwiezionych nie odnalazl. Tam przez rok przetrzymasz ich, karmiac i pojac wywarami wedle podanej receptury, az cialo trucizny na wskros przenikna. Gdy skora ich gladka sie stanie, uspij ofiary mocnym wywarem z maku i krew spuszczaj powoli, na jej miejsce roztwor specjalny wtlaczajac. Bacz przy tym, by serce bilo jak najdluzej, aby wszelkie zyly i inne naczynia wypelnil.

Potem przez gardlo tlocz kilka kwart oliwy, az wszelkie nieczystosci i pozywienia resztki anusem splyna, wreszcie roztworem kolejnym wnetrze wygarbuj. Tak sprawiona mumia, pod dachem lezac, latami calymi sprawi wrazenie nieomal zywego ciala, a po napojeniu wywarem, ktorego recepture ponizej znajdziesz, pozory zycia odzyska i z niejaka ostroznoscia postepujac, do milosci mozesz jej uzywac.

– Co to jest!? – Zerwal sie z miejsca. – Poradnik nekrofila-sadysty!?

Skad stryj wzial tak obrzydliwe dzielo? Kto mogl napisac ten traktat!? I… dlaczego Olgierd zdecydowal sie dac te ksiazke wlasnie Stanislawowi?

A moze zagadkowa Apolinaria Szczurzynska zostala tak wlasnie „sprawiona”? – pomyslal z odraza. Czyzby warunek testamentu dotyczyl okazania w kancelarii ozywionej mumii?

Az wzdrygnal sie na te mysl. Ciekawosc zdolala jednak przezwyciezyc obrzydzenie. Odnalazl miejsce, w ktorym przerwal lekture.

Kolejny rozdzial poswiecony byl kosciom. Autor drobiazgowo wyjasnil, jak pozyskiwac z nieboszczykow „wartosciowy material”. Podal takze metody zmiekczania i formowania. Zamiescil kilkadziesiat rysunkow.

Autor byl szalencem, stwierdzil w koncu Stanislaw. Chyba ze… stryjaszek przekazal mu te ksiazke jako sugestie, co zrobic z jego zwlokami? Nie. Przeciez tu trzeba przygotowan.

Przejrzal ilustracje przedstawiajace meble wykonane z modelowanych i scalanych kosci, potem przeszedl do kolejnego rozdzialu.

Jako z ciala zywego marmurowy posag uczynic.

Te partie tekstu przeczytal juz bez wiekszych emocji. Opis procesu przeksztalcania czlowieka w kamien byl oczywistym idiotyzmem. Raz jeszcze przekartkowal ksiege. Zbieralo mu sie na mdlosci. Niezaleznie od tego, czy przedstawione w niej metody mialy cos wspolnego z rzeczywistoscia, czy tez stanowily plody chorej wyobrazni, pisal to ewidentnie psychopata. Zniechecony odlozyl rekopis na stol.

– I po co to wszystko? – mruknal do siebie. – Staruszkowi odbilo pewnie, gdy znalazl gdzies zdjecie ladnej dziewczyny. Moze nawet sie zakochal. Historia zna takie przypadki. I ubrdal sobie, ze trzeba ja odszukac. A ze sam nie zdazyl, polecil dokonczyc rzecz swojemu spadkobiercy. Dlatego wlasnie winienem teraz podazyc tropem fantazji, choc zdaje sobie sprawe, ze zapewne dojde donikad. – Zasmial sie gorzko.

Obejrzal raz jeszcze zdjecie. Po drugiej stronie grubej tekturki odkryl pieczatke zakladu fotograficznego. Z pewnoscia wizerunek dziewczyny byl naprawde stary.

Odetchnal gleboko, siegajac po notes. Skladalo sie nan ledwie kilkanascie kart wytluszczonego papieru zapisanych olowkiem, pismem stryja. Okladka lepila sie od brudu.

Apolinaria Szczurzynska byla prawdopodobnie pierwsza ofiara Izydora po jego przeprowadzce do Warszawy. Niejasny pozostaje dla mnie sposob wyboru ofiar. Dziewczyna mieszkala w innej dzielnicy.

Dalej kawalek byl kompletnie nieczytelny. Udalo sie odcyfrowac tylko Kr.Warsz.3/9/1899.

– Przypis? Numer gazety? – zadumal sie Stanislaw. – „Kurier Warszawski”? Trzeci wrzesnia tysiac osiemset dziewiecdziesiatego dziewiatego…

Wlaczyl komputer. Liczyl, ze znajdzie gdzies strone internetowa ze skanami starych gazet – ale, niestety, nie udalo sie.

– Trzeba sie bedzie do biblioteki pofatygowac – stwierdzil.

Wrocil do lektury notesu. Stryjeczny dziadek zanotowal adresy dziewczyny oraz pracowni kamieniarskiej Izydora, gdzies na Targowku. Na marginesie dlugopisem zanotowal:

jestem przekonany, ze chodzi o Powazki

Na nastepnej karcie znalazl spis nazwisk.

Вы читаете Rzeznik drzew
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату