– Nie ksiazke, a rekopis – uscislil. – Oprawiony. Fantazje o przerabianiu zywych ludzi na mumie lub posagi.

– Ma pan dwie mozliwosci. Albo wsadzic to swinstwo od razu do pieca, albo oddac bibliotece. Dom Czterech Lisci byl tajnym bractwem magow. Zawsze bylo ich czterech, czterech mistrzow, ekspertow od czterech filarow sztuk tajemnych.

– To znaczy?

– Magia, astrologia, jasnowidzenie, nekromancja.

– Dlaczego „liscie”?

– Mnie pytasz, czlowieku?

– To pan jest jasnowidzem – odparl Stanislaw sarkastycznie.

Wroz spojrzal na niego zmeczonym wzrokiem.

– Mial pan zone, dobra, lagodna kobiete. Dzieci nie mieliscie. Poza tym wszystko bylo dobrze, az nagle, trzy lata temu, spakowala sie i oznajmila, ze odchodzi do innego. Nie wiedzial pan, ze ona juz od dwoch lat spotykala sie z tamtym. A teraz – zawiesil glos – teraz ona, choc ma juz ponad czterdziesci lat, spodziewa sie dziecka.

Stanislaw przymknal oczy i wciagnal powoli powietrze.

– Skad pan…? Na jakiej podstawie…?

– Trzydziesci zlotych za usluge sie nalezy – odparl astrolog. – Normalnie biore stowaka. A potem pogadamy dalej.

Stanislaw, klnac w duchu, odliczyl banknoty drzaca reka.

– O jakich czasach mowimy? Kiedy powstal Dom Czterech Lisci?

– Najstarsze wzmianki siegaja polowy osiemnastego wieku, ale liczylbym ostroznie jeszcze drugie tyle. Doradzali naszym krolom. Doradzali wodzom w kolejnych powstaniach. Jesli zna sie nazwiska ludzi, ktorzy otarli sie o to bractwo, mozna przesledzic, gdzie i w jakich okolicznosciach sie pojawiali.

– Jak na jasnowidzow kiepsko doradzali – mruknal Renk, przypominajac sobie losy kolejnych powstan.

– Mieli inne cele. Gdy sie zawiera pakty z silami zla, to trzeba co jakis czas oplacac rachunki za pomoc… Niewinne ofiary idace w tysiace sztuk to dobra cena za otrzymana moc.

– Mowi pan okropne rzeczy. A biblioteka?

– Dom Czterech Lisci szkolil adeptow czterech sciezek. Biblioteka byla potrzebna do, ze sie tak wyraze, celow dydaktycznych. Az nadszedl wiek dwudziesty. Po nieziemsko krwawej pierwszej wojnie swiatowej mlodzi adepci nie mieli juz ochoty na kolejna hekatombe. Zebrali sie w kilku i wymordowali swoich mistrzow oraz uczniow studiujacych magie i nekromancje. Potem scigali jeszcze przez jakis czas absolwentow tej czarnej uczelni. Mala, cicha wojenka.

– Bajeczki… – zirytowal sie Stanislaw.

– Tak pan sadzi?

Nalal herbaty. Nastepnie wyciagnal z regalu oprawiony w plotno tom. Wypelnialy go nekrologi, zarowno klepsydry odlepione od murow, jak i wyciete z gazet. Byly tez cale artykuly.

– Prosze. To zebral moj krewny Stefan Ossowiecki.

– O!

– Kim byli zmarli? Specjalista od ziololecznictwa, wrozka, jasnowidz, grafolog, chiromanta, znachor, tu kolejny… – wyliczal Igor.

– Hmm…

– Wszystkich wykonczono w ciagu trzech lat. A w jaki sposob? Ten zamordowany przez nieznanych sprawcow, ten zginal tragicznie, tu wypadek samochodowy, tu dla odmiany przejechany przez pociag… Albo tu: po naglej i gwaltownej chorobie…

– A moze grupka jasnowidzow pozbywala sie konkurencji, by przejac rynek uslug? – odparl Stanislaw z powatpiewaniem.

– Mordujac przeszlo piecdziesiat osob w trzy lata? Nie potrafil na to odpowiedziec.

– I jeszcze jedno, to nie jest rynek, o ktory warto bylo walczyc. Z przepowiadania przyszlosci bardo ciezko wyzyc, a mysli o wzbogaceniu sie w ogole nalezy porzucic. Nawet najlepsi traktowali to jako zajecie dorywcze.

– Wydawac by sie moglo…

– Wiem – zirytowal sie Igor. – Ze niby jasnowidz wchodzi do kolektury lotto i typuje cyfry. Ale to tak nie dziala. Ja tylko raz mialem szczescie.

– Wygral pan?

– Nie. Ale przepowiedzialem klientowi, ze wygra. Zdziwilem sie, gdy jakies trzy lata pozniej trafil w totolotka i przyniosl mi pliczek banknotow z wdziecznosci. Cale dwadziescia tysiaczkow. Samochod wtedy kupilem i pralke wymienilem na nowa…

– Mowil pan, ze diabli podpowiadaja…

– Taaa… Facet sie ta forsa blyskawicznie zdemoralizowal. Wiekszosc ludzi niszczy nedza, ale sa i tacy, ktorych niszcza pieniadze.

Renk przegladal ksiege. Przodek Igora zadal sobie ogromny trud, przez cale lata dokumentujac dzieje nauk tajemnych i losy ich adeptow w dwudziestoleciu miedzywojennym.

– A wiec zgineli… – Zamknal wolumin. – Przerwano starozytna tradycje. Moze i slusznie.

– Na pewno slusznie. Ale pojawil sie problem.

– Biblioteka? – odgadl Stanislaw.

– Wlasnie. Biblioteka Domu Czterech Lisci. Najbardziej przerazajacy ksiegozbior w tej czesci swiata. Zbierany przez stulecia. Ksiegi kryjace w sobie ocean ohydnej wiedzy. Ale wiedzy. Samozwanczy egzekutorzy nie zdecydowali sie, by zniszczyc te manuskrypty, lecz gdzies je ukryli. Dostep mieli tylko wtajemniczeni. Byc moze maja go nadal.

– Ale takie swinstwa jak ksiazka, ktora znalazla sie w moim posiadaniu…

– Z pewnoscia byly tam tez inne ksiegi. Bardziej pozyteczne. Zawierajace wiedze, za pomoca ktorej mozna czasem czynic takze dobro.

– Zatem powinienem…

– Odnalezc ksiegozbior. Zwrocic ksiazke skradziona przez panskiego przodka. Porozmawiamy teraz o problemie, ktory sprawil, ze sie pan w tym babrze? Wyczuwam jakies duze pieniadze…

Stanislaw opowiedzial o spadku i o warunku, ktory musi spelnic.

– Przyprowadzic zywa dziewczyne, ktora zmarla przed ponad stu laty? – zdziwil sie jasnowidz. – No coz… Wydaje mi sie to niemozliwe.

– Pan uwaza to za niemozliwe? Jako czlowiek, ktory wierzy w magie, powinien pan…

– Ja nie wierze. Ja wiem, ze ona istnieje i jakie sa jej mozliwosci… Oraz jakie sa jej ograniczenia. Magia tak nie dziala. Nie da sie zywego czlowieka wyrwac na pol godziny z jego epoki.

– A nekromancja? – skrzywil sie Renk.

– Prosze omijac te sprawy jak wscieklego psa! – odparl Igor z przerazeniem. – Zreszta truchla, ktore ma sto lat, nie ozywi sie… Chyba. Sadze, ze raczej dziewczyna nadal zyje.

– Niesmiertelna Apolinaria Szczurzynska ot tak wedruje ulicami Warszawy?

– To jedna z hipotez. Warta przynajmniej rozwazenia. Ale wydaje mi sie, ze i pan ma jakies przypuszczenia.

– Owszem. Kompletnie idiotyczne.

– Mimo wszystko chcialbym je uslyszec.

– Znalazlem rozdzial o mumiach drugiego rodzaju, innych niz egipskie. – Wyjal z teczki manuskrypt.

Jasnowidz zbladl lekko na widok ksiegi.

– O, tu. – Stanislaw znalazl odpowiedni fragment. – Tak sprawiona mumia, pod dachem lezac, latami calymi sprawi wrazenie nieomal zywego ciala, a po napojeniu wywarem, ktorego recepture ponizej znajdziesz, pozory zycia odzyska i z niejaka ostroznoscia postepujac, do milosci mozesz jej uzywac - odczytal.

– Mam prosbe – odparl jasnowidz, nie kryjac obrzydzenia. – Prosze tego nie przynosic do mojego mieszkania. Nigdy wiecej! Cos moze sie za tym przywlec!

Przelamujac opory, otworzyl wolumin na stronie tytulowej, rzucil okiem na ekslibris i zatrzasnawszy, odepchnal ksiege od siebie.

– Skoro juz rozmowa wspiela sie na takie wyzyny idiotyzmu – rzekl wolno Stanislaw – trzeba sie zastanowic, czy to wlasnie takiej pozornie ozywionej mumii nie mialem doprowadzic do kancelarii adwokackiej.

– Nie sadze… – Jasnowidz nerwowo splotl palce. – Ale to chyba nieprawdopodobne. Bo i po co? Czy panski stryjek byl sadysta?

– Raczej nie – odparl niepewnie.

– Dusza uwieziona w takiej mumii musialaby cierpiec straszliwe meki, a kazdy powrot do zycia dodatkowo… To bez sensu.

– To wszystko jest bez sensu.

Igor, przelamujac obrzydzenie, znow przyciagnal do siebie manuskrypt i zaczal go kartkowac.

– To tylko czesc pierwsza – stwierdzil. – Nie bylo drugiej?

– Nic mi o tym nie wiadomo.

– Moze tam znalazloby sie wyjasnienie? Tylko ze ona zapewne znajduje sie w bibliotece.

– Czyli mam odnalezc…

– Tak sadze.

– Pomoze mi pan?

– Tak.

– Ale zapewne nie za darmo?

– Owszem, chce przy okazji ubic wlasny interes… Malutki – zachichotal jasnowidz.

– Procent od spadku?

– Nie. Za moja pomoc chce dostac tylko adres biblioteki.

– Zalatwione. O ile oczywiscie zdolam ja odnalezc i jesli ten ksiegozbior jeszcze istnieje. Nie wiadomo tez, czy mnie tam wpuszcza.

– Wpuszcza… – mruknal Igor.

Podszedl do drzemiacego w kacie sejfu i wydobyl z niego koperte. Wewnatrz tkwila kartka papieru formatu wizytowki. Wytrzasnal ja na stol.

– Co to? – zdziwil sie Renk.

– Karta czytelnika. Znalazlem ja w starej ksiazce po krewnym. Mam tez druga, ktora kiedys wpadla mi w rece.

– I tak po prostu…

– Otrzyma ja pan, gdy dostane adres. Jesli biblioteka istnieje, to powinno zadzialac. Wystawiono je na okaziciela.

***

Kamieniarz mimo wczesnej pory pracowal w swoim warsztacie. Obrabial granitowa plyte, wymlotkowujac w niej skomplikowany wzor.

Вы читаете Rzeznik drzew
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату