„Oxford Chronicie”, a ona padla jak scieta. Myslisz, ze chodzilo o moj dobor lektury?
Pokrecilem glowa.
— Mowila cos o Ksiezniczce Ardzumand i o duchach.
Weszla Verity niosac wachlarz.
— Co… — zaczela ze zdumieniem.
— Zemdlala — wyjasnilem. — Tossie poszla po sole trzezwiace.
Wbiegla Tossie, a za nia Baine.
— Gdzie jest Jane? — zapytalem, rozgladajac sie za sluzaca. — Przyniosla pani sole trzezwiace?
— Przyprowadzilam Baine’a — odparla, mocno zarozowiona z pospiechu.
Baine natychmiast przejal dowodzenie. Ukleknal przed pania Mering i zdjal jej kapelusz. Rozpial jej kolnierzyk.
— Panie St. Trewes, niech pan otworzy okno. Panie Henry, prosze sie odsunac.
— Ostroznie — ostrzeglem, puszczajac ramie pani Mering. — Ona ma tendencje do przechylu na sterburte.
Ale Baine juz ja trzymal za ramiona. Stanalem obok Verity, wciaz trzymajac zlozona gazete.
— No — powiedzial Baine i wepchnal glowe pani Mering pomiedzy jej kolana.
— Baine! — krzyknela Tossie.
— Och — powiedziala pani Mering i sprobowala sie wyprostowac.
— Prosze oddychac gleboko — polecil Baine, mocno przytrzymujac jej kark. — Wlasnie tak. Glebokie oddechy. Dobrze — powiedzial i pozwolil jej usiasc.
— Co… — zapytala oszolomiona.
Baine wydobyl z kieszeni plaszcza flaszke brandy i porcelanowa filizanke.
— Prosze to wypic — rozkazal, wkladajac filizanke w jej urekawiczone dlonie. — O tak. Doskonale.
— Lepiej sie czujesz, mamo? — zapytala Tossie. — Dlaczego zemdlalas?
Pani Mering pociagnela nastepny lyk brandy.
— Nie pamietam… — zaczela. — W kazdym razie teraz czuje sie znacznie lepiej. — Oddala filizanke Baine’owi. — Jak daleko jeszcze do Muchings End?
Verity obok mnie wyszeptala:
— Co sie stalo?
— Nie mam zielonego pojecia. Terence czytal gazete — podnioslem ja dla ilustracji — i nagle… — urwalem i wytrzeszczylem oczy, zupelnie jak Makbet.
To byl drugi artykul, tuz pod opisem zatoru lodek na Tamizie. SMIERC PROFESORA Z BALLIOL, glosil naglowek, a nizej mniejsza czcionka, wciaz jednak czytelna (to byla „Oxford Chronicie” nie „Times”):
PROFESOR HISTORII MATTHEW PEDDICK UTONAL W WYPADKU NA RZECE
ROZDZIAL DWUDZIESTY PIERWSZY
„Klatwa sie spelnia”, krzyknela w glos Pani na Shalott
Reszta podrozy uplynela na wyjasnieniach i wzajemnych pretensjach.
— Przeciez powiedziales, ze on wyslal telegram do siostry — wytknal mi Terence.
— Myslalem, ze wyslal — przyznalem. — Zapytalem go: „Czy pan wyslal telegram?”, a on powiedzial „Tak” i pokazal mi zolte kwity.
— No, widocznie zapomnial zaplacic czy cos w tym rodzaju. Pogrzeb jest jutro o dziesiatej.
— Madame Iritosky probowala mnie ostrzec — jeczala pani Mering, wsparta na trzech poduszkach i zlozonym kocu, ktory przyniosl jej Baine. — „Strzez sie C!”, mowila. „Strzez sie C!” Probowala mi powiedziec, ze profesor Peddick utonal!
— Ale on nie utonal — powiedzialem. — To jedno wielkie nieporozumienie. Wpadl do rzeki i wylowilismy go razem z Terence’em. Widocznie profesor Overforce pomyslal, ze on utonal, kiedy nie mogl go znalezc.
— Wpadl do rzeki? — zapytala pani Mering. — Myslalam, ze wasza lodz sie wywrocila.
— Wywrocila — potwierdzil Terence — ale dopiero nastepnego dnia. Uslyszelismy plusk i pomyslalem, ze to Darwin, bo tam nad brzegiem rosly drzewa, ale to nie byl Darwin. To byl profesor Peddick. I cale szczescie, ze przyplynelismy akurat w odpowiedniej chwili, zeby go uratowac, bo zginalby marnie. Los. „O, szczesny losie, ktory czepiasz sie szaty szczesnego trafu!” Bo juz sie zanurzal po raz trzeci i zostalo diabelnie malo czasu…
— Panie St. Trewes! — oburzyla sie pani Mering, wyraznie odzyskujac sily. — Tutaj sa damy!
Terence przybral skruszona mine.
— Och, przepraszam najmocniej. W podnieceniu opowiescia zapomnialem…
Pani Mering skwitowala przeprosiny skinieniem glowy.
— Mowil pan, ze profesor Peddick wpadl do rzeki?
— No, wlasciwie profesor Overforce… dyskutowali o historii, rozumie pani, i profesor Peddick powiedzial…
Przestalem sluchac i zapatrzylem sie tepo w sciane, calkiem jak pani Mering, kiedy doznala przeczucia. Ktos cos powiedzial — przez chwile juz to prawie mialem, rozwiazanie tajemnicy, wazna wskazowke, i Verity miala racje, szukalismy w niewlasciwym miejscu — ale chwila minela i to cos mi umknelo. Cos, co powiedzialo jedno z nich. Pani Mering? Terence? Zerknalem na Terence’a, probujac sobie przypomniec.
— …i wtedy profesor Peddick powiedzial, ze Juliusz Cezar nie ma nic do rzeczy, i profesor Overforce wpadl do wody.
— Profesor Overforce! — wykrzyknela pani Mering i wyciagnela reke do Verity po sole trzezwiace. — Przeciez pan mowil, ze to profesor Peddick wpadl.
— Wlasciwie zostal wepchniety — poprawil ja Terence.
— Wepchniety!
To nie mialo sensu. Cokolwiek znaczylo moje przeczucie, zniknelo bez sladu. I stanowczo powinienem interweniowac.
— Profesor Peddick posliznal sie i wpadl do wody — powiedzialem — a my wyratowalismy go i zamierzalismy odwiezc go do domu, ale on koniecznie chcial poplynac z nami. Zatrzymalismy sie w Abingdon, zeby mogl wyslac telegram do siostry i zawiadomic ja o swoich planach, ale widocznie telegram zaginal i kiedy profesor zniknal, siostra uznala go za zmarlego. Podczas gdy on by z nami.
Pani Mering wciagnela gleboki haust soli trzezwiacych.
— Z panem — stwierdzila, mierzac Terence’a badawczym wzrokiem. — Powial zimny wiatr i podnioslam oczy, i zobaczylam was jak staliscie w ciemnosci. Skad mam wiedziec, ze nie jestescie duchami?
— Prosze dotknac — Terence podsunal jej ramie. — „Trwale, zbyt wytrwale cialo”.
Ostroznie nacisnela jego rekaw.
— Widzi pani — powiedzial. — Calkiem materialne. Pani Mering nie wygladala na przekonana.
— Duch Katie Cook wydawal sie materialny. Pan Crookes objal ja w talii na seansie i mowil, ze czul calkiem zwyczajna kobiete.
No tak, istnialo wytlumaczenie tego faktu, jak rowniez faktu, ze duchy niezwykle przypominaja ludzi