— Zdumiewajacy zbieg okolicznosci — Wiecej ryb — Precz! — Nastepne nieporozumienie — Ide do lozka — Gosc — Kryzys

Wlasciwie przypominalo to bardziej piruet niz zemdlenie. Pani Mering osunela sie lagodnie na kwiecisty dywan, nie potraciwszy zadnego mebla — nielatwa sztuka w pokoju, gdzie stal duzy okragly stol z drzewa rozanego, maly trojkatny stolik z ferrotypowym albumem, mahoniowy stolik z bukietem woskowych kwiatow pod szklanym kloszem, sofa wypchana konskim wlosiem, adamaszkowa kozetka, windsorskie krzeslo, morrisowski fotel, chesterfieldowska kanapa, liczne otomany, biurko, serwantka, etazerka, biblioteczka, ekran przed kominkiem, harfa, aspidistra oraz sloniowa noga na parasole.

Pani Mering opadala bardzo powoli, wiec zanim wyladowala na dywanie, zdazylem zarejestrowac kilka wrazen:

Po pierwsze, nie tylko pani Mering wygladala tak, jakby zobaczyla ducha. Blady mlody czlowiek, na pewno wikary, byl bialy jak jego koloratka, a Baine przy drzwiach przytrzymywal sie framugi. Na jego twarzy nie malowaly sie jednak meczarnie wyrzutow sumienia. Gdybym nie wiedzial lepiej, sadzilbym, ze to ulga. Albo radosc. Nadzwyczaj dziwne.

Po drugie, twarz Verity zdecydowanie wyrazala radosc i jako dysponowany pomyslalem sobie nawet, ze to z mojego powodu. Potem olsnilo mnie, ze Verity na pewno nie zdazyla jeszcze zlozyc raportu. Tossie zapewne trzymala wszystkich domownikow na nogach przez kolejna noc, szukajac Ksiezniczki Ardzumand, dlatego Verity nie wiedziala, ze to ja mialem zwrocic Ksiezniczke Ardzumand i spartaczylem zadanie, wiec bede musial powiedziec jej o tym.

Fatalnie sie skladalo, poniewaz po trzecie, nawet po przespanej (mniej wiecej) nocy i moratorium na skoki, wciaz wydawala mi sie najpiekniejsza istota na swiecie.

I po czwarte, wiktorianie byli tacy wstrzemiezliwi i pelni zahamowan, poniewaz we wlasnych domach nie mogli sie ruszyc, zeby czegos nie stracic.

— Mama! — pisnela Tossie, a Baine, Terence, profesor Peddick i ja rzucilismy sie na pomoc i zdolalismy potracic wszystko, co pani Mering tak zgrabnie ominela.

Terence zlapal pania Mering, Baine podkrecil gaz, zebysmy widzieli, na co wpadlismy, ja postawilem prosto drezdenska pasterke i stereoptykon, ktore przewrocilem, a wikary usiadl i zaczal wycierac czolo wielka biala chustka. Terence i Baine przeniesli pania Mering na aksamitna kasztanowa sofe, stracajac przy tym popiersie Pallas Ateny, a Verity wachlowala zemdlona.

— Baine! — zawolala — powiedzcie Colleen, zeby przyniosla sole trzezwiace.

— Tak, panienko — powiedzial Baine, nadal wyraznie wstrzasniety, i wyszedl z pospiechem.

— O mama! — zawolala Tossie, podchodzac do sofy. — Czy wszyscy… — i wtedy zobaczyla kota, ktory wdrapywal sie po mojej koszuli. — Ksiezniczko Ardzumand! — wrzasnela i rzucila sie na mnie. — Kochana, kochana Ksiezniczko Ardzumand! Wrocilas do mnie!

Kochana Ksiezniczke Ardzumand trzeba bylo odczepiac od mojej koszuli po jednym pazurku. Podalem ja Tossie, ktora ekstatycznie przytulila kota, wydajac serie radosnych okrzykow.

— O, panie St. Trewes — zagruchala, odwracajac sie do Terence’a — przyniosl mi pan moja najdrozsza, najdrozsza Dziudziu! — Ukryla twarz w futerku najdrozszej Dziudziu. — Ci moja kicia baldzo sie bala siama w nocy? Ci moje kochanie tesknilo do domciu? Ale pan St. Trewes szukal kici, plawda? Ci kochana Dziudziu podziekuje stlasnie milemu panu?

Cyryl, stojacy obok mnie, prychnal glosno i nawet „kochana Dziudziu” wygladala na zdegustowana. Swietnie, pomyslalem, to pomoze Terence’owi odzyskac rozsadek, poplyniemy z powrotem do Oksfordu, Tossie poslubi pana C. i kontinuum zostanie naprawione.

Spojrzalem na Terence’a. Wpatrywal sie w Tossie rozpromienionym wzrokiem.

— Doprawdy nie trzeba mi dziekowac — powiedzial. — Prosilas, pani, bym odnalazl twoja ulubienice. Spelnilem twoja wole. Twoje zyczenie jest dla mnie rozkazem, piekna pani.

Na kanapie pani Mering jeknela.

— Ciociu Malwino — powiedziala Verity, rozcierajac jej dlonie w swoich. — Ciociu Malwino? — Odwrocila sie do Tossie. — Kuzynko, wezwij Baine’a i kaz mu rozpalic ogien. Twoja matka ma rece zimne jak lod.

Tossie podeszla do dlugiego panneau z haftowanego adamaszku ozdobionego chwastami i pociagnela za chwast.

Niczego nie uslyszalem, ale widocznie gdzies zadzwonil dzwonek, poniewaz Baine szybko sie zjawil. Najwyrazniej odzyskal panowanie nad soba. Twarz mial kamienna i glos niewzruszony, kiedy zapytal:

— Tak, panienko?

— Rozpalcie ogien — polecila Tossie, nie odrywajac oczu od kota. Powiedziala to prawie niegrzecznie, ale Baine.usmiechnal sie i odparl poblazliwym tonem: — Tak, panienko — po czym uklakl przed kominkiem i zaczal ukladac drewno na kracie.

Pokojowka z wlosami jeszcze bardziej rudymi niz wlosy Verity wbiegla do pokoju, niosac malenka buteleczke.

— Och, panienko, czy pani zemdlala? — zapytala z akcentem, ktory natychmiast zdradzil jej irlandzkie pochodzenie.

— Tak — potwierdzila Verity, biorac buteleczke. Wyjela korek i przesunela buteleczke pod nosem pani Mering. — Ciociu Malwinio? — powiedziala zachecajacym tonem.

— Och, panienko, czy to przez zjawy? — zapytala pokojowka, rozgladajac sie trwoznie po pokoju.

— Nie — odparla Verity. — Ciociu Malwinio? Pani Mering jeknela, ale nie otworzyla oczu.

— Wiedzialam, ze w tym domu straszy — oswiadczyla pokojowka. Przezegnala sie. — Widzialam jedna zjawe, w zeszly wtorek przy belwederku…

— Colleen, przynies mokry oklad na czolo dla pani Mering — przerwala jej Verity — i ogrzewacz do nog.

— Tak, panienko — baknela pokojowka, dygnela i wyszla, wciaz rozgladajac sie niespokojnie.

— O najdrozsza Dziudziu — gruchala Tossie do kota — ci moja kiciunia glodna? — Odwrocila sie do Baine’a, ktory ulozyl drewno i wlasnie mial je podpalic. — Baine, chodzcie tutaj — rzucila wladczo.

Baine, chociaz wlasnie zapalal fidybus, natychmiast wstal i podszedl do niej.

— Tak, panienko?

— Przyniescie dla Dziudziu miseczke smietanki.

— Tak, panienko — powiedzial Baine, usmiechajac sie do kota. Odwrocil sie i chcial odejsc.

— I talerzyk ryby.

Baine odwrocil sie z powrotem.

— Ryby? — powtorzyl, unoszac brew. Tossie uniosla maly podbrodek.

— Tak, ryby. Ksiezniczka Ardzumand miala straszna przygode.

— Skoro panienka sobie zyczy — odparl Baine; kazde jego slowo ociekalo dezaprobata.

— Zycze sobie — oswiadczyla zarozowiona Tossie. — Przyniescie natychmiast.

— Tak, panienko — powiedzial Baine, ale zamiast wyjsc, uklakl przed kominkiem i metodycznie dokonczyl rozpalania. Rozdmuchal ogien miechem, ktory starannie odlozyl na stojak do pogrzebaczy, zanim wstal. — Watpie, czy mamy jakies ryby — powiedzial i wyszedl.

Tossie wpadla w furie.

— Mamai — zawolala, ale pani Mering nadal byla nieprzytomna. Verity okryla jej kolana welnianym szalem i ulozyla poduszki pod glowa.

Zaczalem dygotac w mokrym ubraniu. Przysunalem sie do wesolo buzujacego ognia, wymijajac biurko, stolik do szycia oraz maly stoliczek z marmurowym blatem, zastawiony fotografiami w metalowych ramkach. Cyryl juz tam siedzial, kapiac w cieple kominka.

Pokojowka Colleen wrocila, niosac miske z woda. Verity odebrala od niej miske, postawila na stole obok wysokiej wazy z brazu pelnej pawich pior i wyzela recznik.

— Och, czy zjawy porwaly jej dusze? — zapytala pokojowka.

— Nie — odparla Verity, kladac recznik na czole pani Mering — Ciociu Malwinio?

Pani Mering westchnela i zatrzepotala powiekami.

Wszedl zazywny dzentelmen z krzaczastym siwym wasem i gazeta w reku, ubrany w czerwona bonzurke oraz dziwaczna czerwona czapke z chwastem.

Вы читаете Nie liczac psa
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату