Podniosl wieczorowy garnitur, o numer za maly, ktory Finch zapakowal dla mnie.
— Obawiam sie, ze nastapilo znaczne skurczenie z powodu zanurzenia w wodzie. Poslalem zatem po zastepcze i…
— Zastepcze? — zawolalem i malo nie rozlalem herbaty. — Dokad?
— Oczywiscie do Swana i Edgara, sir — odpowiedzial. — Na razie oto panski kostium wioslarski.
Nie tylko go wyprasowal. Koszula zostala wybielona i wykrochmalona do ostatniej nitki, a flanelowe ubranie wygladalo jak nowe. Mialem nadzieje, ze potrafie je nalozyc. W zamysleniu lyknalem herbaty, probujac sobie przypomniec, jak sie zawiazuje krawat.
— Sniadanie jest o dziewiatej, sir — powiedzial Baine. Nalal goracej wody z dzbanka do miseczki i otworzyl pudlo z brzytwami.
Mniejsza o krawat, i tak wczesniej poderzne sobie gardlo przy goleniu.
— Pani Mering zyczy sobie, zeby wszyscy zeszli na sniadanie o dziewiatej, poniewaz jest mnostwo przygotowan przed koscielnym festynem — oznajmil Baine wykladajac brzytwy — zwlaszcza w zwiazku z kiermaszem.
Kiermasz. Prawie zdolalem o tym zapomniec, albo tez zadzialal mechanizm wyparcia. Widocznie bylem skazany na bazary i koscielne festyny, niewazne, do ktorego stulecia mnie wysla.
— Kiedy to sie odbedzie? — zapytalem z nadzieja, ze odpowie: w przyszlym miesiacu.
— Pojutrze — odparl Baine, przerzucajac sobie recznik przez ramie.
Moze wtedy juz nas tutaj nie bedzie. Profesor Peddick spieszyl sie do Runnymede, zeby zobaczyc lake, gdzie podpisano Magna Carta, nie liczac doskonalych glebi na okonie.
Oczywiscie Terence wolalby zostac, ale niewiele bedzie mial do powiedzenia w tej kwestii. Pani Mering nabrala do niego wyraznej antypatii i przeczuwalem, ze jeszcze bardziej go znielubi, kiedy sie dowie, ze on ma powazne zamiary wobec jej corki. I nie ma pieniedzy.
Moze nawet wyprosi nas zaraz po sniadaniu, pod pretekstem przygotowan do kiermaszu, niekongruencja zacznie sie naprawiac, a ja utne sobie przyjemna dluga drzemke na lodzi, kiedy Terence bedzie wioslowal. Jesli wczesniej nie zabije sie za pomoca brzytwy.
— Zyczy pan sobie, zebym pana ogolil, sir? — zapytal Baine.
— Tak — odpowiedzialem i wyskoczylem z lozka.
Nie musialem rowniez martwic sie o ubranie. Baine zapial mi kolnierzyk i mankiety, uformowal wezel krawata i zasznurowalby mi buty, gdybym mu pozwolil, nie wiem, czy z wdziecznosci, czy takie byty zwyczaje w tamtych czasach. Musialbym zapytac Verity.
— W ktorym pokoju podaja sniadanie? — zapytalem go.
— W pokoju sniadaniowym, sir — odparl. — Pierwsze drzwi na lewo.
Lekko zbieglem po schodach w znacznie lepszym humorze. Podane staroswieckie angielskie sniadanie, jajka, bekon i pomaranczowa marmolada, wszystko podane przez kamerdynera, stanowilo kuszaca perspektywe, a dzien zapowiadal sie piekny. Slonce lsnilo wypolerowanych poreczach schodow i na portretach. Nawet elzbietanscy przodkowie lady Schrapnell wygladali wesolo.
Otworzylem pierwsze drzwi na lewo. Widocznie Baine wprowadzil mnie w blad. To byla jadalnia, prawie calkowicie wypelniona przez masywny mahoniowy stol i jeszcze masywniejszy kredens, zastawiony nakrytymi srebrnymi polmiskami.
Na stole znajdowaly sie filizanki, spodeczki i sztucce, ale brakowalo talerzy. W pokoju nikogo nie bylo. Zawrocilem do wyjscia, zeby poszukac pokoju sniadaniowego, i prawie wpadlem na Verity.
— Dzien dobry, panie Henry — powiedziala. — Mam nadzieje ze dobrze pan spal.
Nosila bladozielona sukienke z plisowanym stanikiem i zielona wstazke w upietych wysoko kasztanowych wlosach, i widocznie potrzebowalem znacznie wiecej snu, zeby wyleczyc sie z dyschronii. Zauwazylem cienie pod jej zielonobrazowymi oczami, ale wciaz byla najpiekniejsza istota, jaka widzialem w zyciu.
Podeszla do kredensu.
— Sniadanie podaje sie na kredensie, panie Henry — wyjasnila, biorac talerz z kwiecistym szlaczkiem z wysokiego stosu. — Inni wkrotce zejda.
Nachylila sie do mnie, zeby podac mi talerz.
— Tak mi przykro, ze powiedzialam lady Schrapnell, ze wiesz, gdzie jest strusia noga biskupa — szepnela. — Widocznie bylam bardziej dyschronowana, niz myslalam, ale to zadna wymowka, i zrobie wszystko, zeby ci pomoc ja znalezc. Kiedy ja widziano po raz ostatni?
— Widzialem ja w sobote, dziewiatego listopada 1940 roku, po modlitwie za RAF i kiermaszu wypiekow.
— I nikt jej pozniej nie widzial?
— Nikt nie mogl tam przeskoczyc, dopiero po nalocie. Zwiekszony poslizg wokol punktu krytycznego, pamietasz?
Weszla Jane ze sloikiem marmolady, postawila go na stole, dygnela i wyszla. Verity pochylila sie nad pierwszym nakrytym polmiskiem, ktory mial uchwyt w ksztalcie trzepoczacej ryby.
— I nie znaleziono jej w gruzach po nalocie? — zapytala, podnoszac pokrywe za rybe.
— Nie — odparlem. — Dobry Boze, co to jest? Wytrzeszczylem oczy na sterte przerazliwie zoltego ryzu z paseczkami prazkowanej bieli.
— To kedgeree — oznajmila, nakladajac sobie lyzeczke na talerz — Ryz z curry i wedzona ryba.
— Na sniadanie?
— To indyjska potrawa. Pulkownik ja lubi. — Nakryla polmisek — I zadnych wspolczesnych wzmianek, ze ja widziano pomiedzy dziewiatym a data nalotu?
— Wymieniono ja w programie nabozenstwa na niedziele dziesiatego, wsrod dekoracji kwiatowych, wiec pewnie tam byla podczas nabozenstwa.
Verity przesunela sie do nastepnego polmiska. Ten mial pokrywe z duzym rogatym jeleniem. Zastanowilem sie przelotnie, czy te figurki cos oznaczaly, ale kolejna przedstawiala wilka szczerzacego kly, wiec chyba sie mylilem.
— Kiedy ja widziales dziewiatego — ciagnela Verity — zauwazyles w niej cos niezwyklego?
— Ty chyba nigdy nie widzialas strusiej nogi biskupa?
— Chodzilo mi o to, czy zostala przesunieta? Albo uszkodzona? Czy ktos sie krecil kolo niej? Nie zauwazyles nic podejrzanego?
— Ciagle masz dyschronie, prawda?
— Wcale nie — zaprzeczyla z oburzeniem. — Strusia noga biskupa zaginela, a przeciez nie rozplynela sie w powietrzu. Wiec ktos ja zabral, a jesli ktos ja zabral, musial zostawic jakies slady. Zauwazyles, zeby ktos stal blisko niej?
— Nie — odparlem.
— Herkules Poirot mowi, ze zawsze jest cos, czego nikt nie zauwazyl albo uznal za niewazne — powiedziala, unoszac Osaczonego Rogacza. Pod spodem znajdowala sie masa ostro pachnacych brazowych przedmiotow.
— Co to jest?
— Cynaderki na ostro — wyjasnila — duszone z korzeniami i musztarda. W kryminalach Herkulesa Poirota zawsze jakis drobny fakt nie pasuje i to jest wlasnie klucz do zagadki. — Podniosla za rogi szarzujacego byka. — Tu jest pardwa na zimno.
— Nie ma jajek i bekonu? Potrzasnela glowa.
— Wylacznie dla nizszych klas. — Podsunela mi blyszczaca rybe na widelcu. — Sledzia?
Zdecydowalem sie na owsianke.
Verity zabrala swoj talerz i usiadla na drugim koncu stolu. — A kiedy tam byles po nalocie? — zapytala i skinela na mnie, zebym usiadl naprzeciwko. — Czy zostal jakis slad, ze strusia noga biskupa byla w pozarze?
Chcialem juz powiedziec: „Katedra byla calkiem zniszczona”, ale zawahalem sie i zmarszczylem brwi.
— Wlasciwie zostal. Zweglona lodyga kwiatu. I znalezlismy postument z kutego zelaza, na ktorym stala.
— Czy lodyga pochodzila z tego samego gatunku kwiatu, ktory wymieniono w programie nabozenstwa? — zapytala Verity i chcialem juz odpowiedziec, ze nie wiadomo, ale znowu weszla Jane, dygnela i zapytala:
— Herbata, psze pani?