Kot lezal na podnozku haftowanym w fiolki i byl tak ogromny ze tylko kilka fiolkow wystawalo po brzegach. Byl zolty z bardziej zoltymi pregami i jeszcze bardziej zoltymi oczami, ktore sennie odwzajemnily moje spojrzenie spod ciezkich powiek. Sam rowniez zaczynalem odczuwac sennosc wskutek dzialania porzeczkowego kordialu oraz prozy Elliotta Chattisbourne. Zatesknilem za pobytem w Muchings End. Pod drzewem. Albo w hamaku.
— W co sie ubierzesz na festyn, Rozo? — zapytala Tossie, kiedy pani Chattisbourne zrobila przerwe, zeby przewrocic trzecia stronice listu.
Roza zachichotala i odpowiedziala:
— W moja suknie z blekitnego woalu z koronkowymi wstawkami.
— Ja naloze bialy kreton w kropeczki — oznajmila Hortensja. Starsze dziewczeta nachylily sie do siebie i zaczely szczebiotac.
Eglantyna podeszla do podnozka, dzwignela kota i wladowala mi na kolana.
— To jest nasza kotka, Panna Marmolada.
— Pani Marmolada, Eglantyno — poprawila corke pani Chattisbourne, a ja zaciekawilem sie, czy kotom przysluguja tytuly honorowe, tak jak kucharkom.
— Jak sie pani miewa, Pani Marmolado? — zapytalem, laskoczac kota pod broda. (Chichoty).
— A w co ty sie ubierzesz na festyn, Tossie? — zapytala Lilia.
— W nowa suknie, ktora papa zamowil dla mnie w Londynie — oznajmila Tossie.
— Och, jak ona wyglada? — zawolala Hortensja.
— Opisalam ja w swoim pamietniku — powiedziala Tossie.
I jakas nieszczesna biegla sadowa poswieci cale tygodnie na odcyfrowanie tego opisu, pomyslalem.
— Finch, podajcie mi ten kosz — polecila Tossie, a kiedy wykonal polecenie, siegnela pod haftowana serwetke i wyciagnela ksiazke oprawna w kurdyban, ze zlotym zameczkiem.
Tak oto prysly nadzieje Verity na przejrzenie pamietnika pod nasza nieobecnosc. Postanowilem, ze sprobuje ukradkiem wyciagnac go z kosza w drodze do domu.
Tossie ostroznie rozpiela zloty lancuszek z kluczykiem, ktory nosila na nadgarstku, otworzyla pamietnik, po czym starannie zapiela z powrotem lancuszek.
Postanowilem poprosic Fincha, zeby ukradl dla mnie pamietnik. Moze juz o tym pomyslal, skoro pani Chattisbourne twierdzila, ze potrafi odgadywac zyczenia.
— „Biala organdyna mignonette — odczytala Tossie — na spodzie z liliowego jedwabiu. Stanik ze sznurowanym przodem, wykonczony falbanka haftowana farbowanym jedwabiem w najdelikatniejszych odcieniach heliotropu, barwnika i lila, ze wstawka we wzor z fiolkow i niezapominajek wszyta w…”
Opis sukni byl jeszcze dluzszy od listu Elliotta Chattisbourne’a Poswiecilem cala uwage glaskaniu pani Marmolady.
Byla nie tylko olbrzymia, ale wyjatkowo gruba. Brzuch miala rozdety i dziwnie guzowaty w dotyku. Przestraszylem sie, ze na cos choruje. Wczesna forma zarazy, ktora zmiotla wszystkie koty w 2004 roku jeszcze chyba nie wystepowala w czasach wiktorianskich?
— „…i plisowana liliowa szarfa z rozetka z boku — czytala Tossie. — Suknia jest slicznie udrapowana i ma haftowany obrabek z tych samych kwiatow. Rekawy bufiaste, z falbankami na ramieniu i lokciu. Szlaczek z liliowych wstazek…”
Przesunalem ostroznie dlonia pod brzuchem Pani Marmolady. Kilka guzow. Ale jesli to leptowirus, musi byc we wczesnym stadium. Kocica wygladala na zupelnie szczesliwa. Siersc miala gladka i blyszczaca, mruczala z zadowoleniem, ugniatajac lapami nogawke moich spodni.
Widocznie wciaz cierpialem na powolnosc kojarzenia. Ona wcale nie wydaje sie chora, pomyslalem, chociaz wyglada tak, jakby miala zaraz peknac…
— Dobry Boze — powiedzialem. — Ten kot jest w cia… — i jakis ostry przedmiot uderzyl mnie w kark.
Urwalem w pol slowa.
Finch stojacy za mna powiedzial:
— Przepraszam jasnie pania, jakis dzentelmen przyszedl do pana Henry’ego.
— Do mnie? Ale… — zaczalem i znowu zainkasowalem cios. — Zechca mi panie wybaczyc — powiedzialem, wykonalem cos w rodzaju uklonu i poszedlem za Finchem do drzwi.
— Pan Henry spedzil ostatnie dwa lata w Ameryce — uslyszalem glos Tossie, kiedy wychodzilem z pokoju.
— Ach — powiedziala pani Chattisbourne.
Finch poprowadzil mnie korytarzem do biblioteki i zamknal z nami drzwi.
— Wiem, nie przeklina sie w obecnosci dam — mruknalem, pocierajac kark. — Nie musial pan mnie walic.
— Nie walnalem pana za przeklinanie, sir — odparl Finch — chociaz ma pan racje. Nie wolno tego robic w przyzwoitym towarzystwie.
— A w ogole czym mnie pan uderzyl? — zapytalem, ostroznie obmacujac swoj kregoslup. — Maczuga?
— Taca, sir — wyjasnil i wyjal z kieszeni srebrna tacke, groznie sie prezentujaca. — Nie mialem wyboru, sir. Musialem pana powstrzymac.
— Powstrzymac przed czym? — zapytalem. — I w ogole co pan tu robi?
— Wypelniam zlecenie pana Dunworthy’ego.
— Jakie zlecenie? Wyslal pana, zeby pan pomagal mnie i Verity?
— Nie, sir — zaprzeczyl.
— Wiec dlaczego pan jest tutaj? Finch zrobil zaklopotana mine.
— Nie wolno mi powiedziec, sir, tyle tylko, ze wykonuje… — urwal, szukajac odpowiedniego slowa — … pokrewne zadanie. Jestem na innej sciezce czasowej niz pan i dlatego mam dostep do informacji, ktorych pan jeszcze nie zdobyl. Gdybym panu powiedzial, moglbym zaszkodzic panskiej misji, sir.
— A walenie mnie w kark nie zaszkodzi? — burknalem. — Chyba mam zlamany kreg szyjny.
— Musialem pana powstrzymac, sir, przed skomentowaniem stanu kota — wyjasnil. — W wiktorianskim spoleczenstwie dyskusje o seksie w mieszanym towarzystwie stanowily absolutne tabu. To nie panska wina, ze pan o tym nie wiedzial. Nie przeszedl pan odpowiedniego szkolenia. Mowilem panu Dunworthy’emu, ze wysylanie pana bez przygotowania i w panskim stanie to kiepski pomysl, ale on sie uparl, ze to pan powinien zwrocic Ksiezniczke Ardzumand.
— Uparl sie? — powtorzylem. — Dlaczego?
— Nie wolno mi powiedziec, sir.
— Zreszta wcale nie zamierzalem mowic o seksie — oswiadczylem. Chcialem tylko powiedziec, ze kot jest w cia…
— Zadnych aluzji do seksu, sir, czy do jego skutkow. — Znizyl glos i nachylil sie do mnie. — Dziewczeta utrzymywano w calkowitej niewiedzy az do nocy poslubnej, kiedy to wiele z nich przezywalo powazny wstrzas, niestety. Nigdy nie wspominano o kobiecych biustach czy figurach, a nogi okreslano jako konczyny.
— Wiec co mialem powiedziec? Ze kot jest przy nadziei? W odmiennym stanie? W blogoslawionym stanie?
— Nie powinien pan w ogole wypowiadac sie na ten temat. Fakt ciazy u ludzi i zwierzat starannie ignorowano. Nie powinien pan o tym wspominac.
— A kiedy kotka sie okoci i pol tuzina kociakow biega po calym domu, tez powinienem je ignorowac? Albo zapytac, czy bocian je przy. niosl?
Finch mial niewyrazna mine.
— To kolejny powod, sir — powiedzial niejasno. — Nie chcemy niepotrzebnie przyciagac uwagi. Nie chcemy wywolac nastepnej niekongruencji.
— Niekongruencji? — baknalem. — O czym pan mowi?
— Nie wolno mi powiedziec. Kiedy pan wroci do porannego pokoju, radze unikac wszelkich wzmianek o kocie.
Wyrazal sie zupelnie jak Jeeves.
— Porzadnie pana przeszkolili — zauwazylem z podziwem. — Kiedy zdazyl sie pan tyle nauczyc o epoce wiktorianskiej?
— Nie wolno mi powiedziec — odparl z zadowolona mina. — Ale moge wyznac, ze czuje sie jak stworzony do tego zawodu.