Wiedzialem, ze jest jakies „ale”.
— …istnieje punkt krytyczny zwiazany z bombardowaniem, o ktorym powinnismy wiedziec. To dwudziesty czwarty lipca, noc, kiedy dwa niemieckie samoloty przypadkowo zbombardowaly Londyn.
Wiedzialem o tym. Profesorze Peddick, oto kolejny przyklad indywidualnego dzialania. Oraz slepego przypadku. Dwa niemieckie bombowce uczestniczyly w wielkim nalocie na fabryke samolotow w Rochester i zbiorniki oleju w Thames Haven. Samoloty prowadzace mialy na wyposazeniu lokatory, ale pozostale nie mialy. Dwa odlaczyly sie od grupy, trafily na artylerie przeciwlotnicza i postanowily wyrzucic bomby i uciekac do domu. Na nieszczescie znajdowaly sie wowczas nad Londynem, a bomby zburzyly kosciol sw. Egidiusza, Crip-Plegate i zabily cywili.
W odwecie Churchill zarzadzil nalot na Berlin, a w odwecie za to Hitler kazal zbombardowac Londyn. Ten kot to jest chwat, ktory szczura zjadl, ktory…
— Pan Dunworthy i T.J. nie mogli znalezc zadnego zwiazku pomiedzy wnukiem Terence’a a tamtymi dwoma niemieckimi samolotami — ciagnela Verity popijajac kakao — ale ciagle sprawdzaja. Skoro byl pilotem RAF-u, istnieje mozliwosc, ze zrobil cos… zestrzelil samolot Luftwaffe albo cos w tym stylu… co mialo kluczowe znaczenie. To tez sprawdzaja.
— A tymczasem co mamy robic?
— Wszystko, zeby opanowac sytuacje i jesli to mozliwe, odeslac Terence’a z powrotem do Oksfordu, na spotkanie z Maud. Wiec jutro musisz porozmawiac z profesorem Peddickiem i przekonac go ze powinien wrocic do Oksfordu, do siostry i bratanicy. Popracuje nad Terence’em i jeszcze raz sprobuje dorwac pamietnik.
— Uwazasz, ze to dobry pomysl? — zapytalem. — Wiesz, to jest chaotyczny system, co oznacza, ze przyczyna i skutek nie sa linearne. Moze tylko pogarszamy sytuacje, kiedy probujemy ja naprawic. Przypomnij sobie „Titanica”. Gdyby niczego nie zrobili, zeby ominac te gore lodowa…
— Doszloby do czolowego zderzenia — dokonczyla Verity.
— Tak, i statek zostalby uszkodzony, ale by nie zatonal. Wlasnie proby wykonania skretu doprowadzily do tego, ze gora lodowa rozerwala wodoszczelne grodzie i statek poszedl na dno jak kamien.
— Wiec myslisz, ze powinnismy pozwolic na zareczyny Terence’a i Tossie? — zapytala.
— Nie wiem — przyznalem. — Moze jesli przestaniemy ich rozdzielac, Terence wreszcie zrozumie, jaka jest Tossie naprawde, i wyleczy sie z zadurzenia.
— Moze — mruknela Verity, lapczywie zajadajac ciastko. — Z drugiej strony, gdyby „Titanica” wyposazono w dostateczna ilosc lodzi ratunkowych, nikt by nie utonal.
Dokonczyla kakao i odstawila filizanke ze spodkiem na szafke nocna.
— A poslizg w 2018 roku? Wykryli, co go powoduje? — zapytalem. Pokrecila glowa.
— Pani Bittner niczego nie pamieta. W 2018 roku Fudzisaki oglosil pierwsze prace o mozliwosciach niekongruencji, i wtedy zmodyfikowano siec, zeby zamykala sie automatycznie przy zwiekszonym poslizgu — ale to bylo we wrzesniu. Okres zwiekszonego poslizgu byl w kwietniu.
Otworzyla drzwi i wyjrzala na korytarz.
— Moze jutro pan C. przyjdzie pomoc przy festynie i nie bedziemy musieli nic robic — szepnela.
— Albo wpadniemy na gore lodowa — odszepnalem.
Jak tylko zamknela drzwi, przypomnialem sobie, ze nie zapytalem jej o Fincha.
Odczekalem piec minut, zeby Verity bezpiecznie wrocila do swojego pokoju, potem narzucilem szlafrok i na palcach przeszedlem korytarzem, starannie omijajac przeszkody w ciemnosci: Laokoona, w ktorego polozenie calkowicie sie wczuwalem; paproc; popiersie Darwina; stojak na parasole.
Lekko zapukalem do drzwi Verity.
Otworzyla natychmiast, wyraznie poirytowana.
— Nie powinienes pukac — szepnela, spogladajac niespokojnie w strone sypialni pani Mering.
— Przepraszam — odszepnalem, wslizgujac sie do pokoju. Verity starannie zamknela drzwi, ktore wydaly ciche westchnienie.
— Czego chcesz? — zapytala.
— Zapomnialem zapytac, czy dowiedzialas sie, co tutaj robi Finch.
— Pan Dunworthy nie chcial mi powiedziec — odparla ze zmartwiona mina. — Powiedzial mi to samo, co Finch powiedzial tobie, ze chodzi o „pokrewny projekt”. Mysle, ze wyslali go, zeby utopil Ksiezniczke Ardzumand.
— Co? — zawolalem, zapominajac, ze mam szeptac. — Finch?! Chyba zartujesz.
Potrzasnela glowa.
— Biegla sadowa przetlumaczyla kawalek fragmentu o Ksiezniczce Ardzumand. Tam bylo napisane: „… biedna utopiona Ksiezniczka Ardzumand”.
— Ale skad wiedza, ze Tossie nie napisala tego, kiedy jeszcze szukano kota? I dlaczego wyslali akurat Fincha? On nie skrzywdzilby muchy.
— Nie wiem — przyznala. — Moze nam nie ufaja i nie mieli nikogo innego oprocz Fincha.
W to moglem uwierzyc, biorac pod uwage sklonnosc lady Schrapnell do rekrutowania kazdego, kto nie byl przybity gwozdziami.
— Ale Finch? — powtorzylem z powatpiewaniem. — I jesli przydzieli mu takie zadanie, dlaczego wyslali go do pani Chattisbourne, a nie tutaj?
— Pewnie mysla, ze pani Mering go ukradnie.
— To ty zrobilas za duzo skokow. Porozmawiamy o tym rano — zakonczylem i wysliznalem sie na korytarz, gdzie panowala nieprzenikniona ciemnosc.
Verity cichutko zamknela za mna drzwi i ruszylem z powrotem. Stojak na parasole…
— Mesiel! — zabrzmial glos pani Mering. W korytarzu rozblyslo swiatlo. — Wiedzialam! — zawolala pani Mering i podeszla z lampa naftowa w reku.
Schody byly za daleko, zeby uciekac na dol, a zreszta Baine wchodzil po nich ze swieca. Nie mialem nawet czasu odskoczyc z inkryminujacego miejsca pod drzwiami Verity. Nie w taki sposob pan Dunworthy kazal nam „opanowac sytuacje”.
Przyszlo mi do glowy, zeby udawac, ze zszedlem na dol po ksiazke. Bez swiecy? I gdzie byla rzeczona ksiazka? Przez jedna fantastyczna chwile mialem ochote odgrywac lunatyka, jak bohater „Ksiezycowego kamienia”.
— Ja wlasnie… — zaczalem, ale przerwala mi pani Mering.
— Wiedzialam! — powtorzyla. — Pan tez to slyszal, panie Henry prawda?
Tossie uchylila drzwi swojej sypialni i wystawila glowe w papilotach.
— Mamo, co sie dzieje?
— Duch! — oznajmila pani Mering. — Pan Henry tez go slyszal, prawda?
— Tak — potwierdzilem. — Wlasnie wyszedlem, zeby sprawdzic. Myslalem, ze ktos sie zakradl, ale nikogo nie bylo.
— Slyszeliscie cos, Baine? — zapytala pani Mering. — Stukanie, bardzo cichutkie, a potem jakby szepty?
— Nie, prosze pani — odparl Baine. — Bylem w pokoju sniadaniowym, wykladalem srebra do sniadania.
— Ale pan to slyszal, panie Henry — upierala sie pani Mering. — Na pewno. Byl pan bialy jak przescieradlo, kiedy wyszlam na korytarz. Slyszalam stukanie, a potem szepty, a potem jakby…
— Eteryczny jek — podpowiedzialem.
— Wlasnie! — przyklasnela pani Mering. — Mysle, ze jest wiecej duchow, ktore rozmawiaja ze soba. Widzial pan cos, panie Henry?
— Jakby blysk bieli — odpowiedzialem na wypadek, gdyby zobaczyla Verity zamykajaca drzwi. — Tylko mignal i znikl.
— O! — wykrzyknela z przejeciem pani Mering. — Mesiel! Chodz tutaj! Pan Henry widzial ducha!
Pulkownik Mering nie odpowiedzial, a w chwilowej ciszy, zanim zawolala ponownie, przez korytarz naplynal odlegly dzwiek Cyrylowego chrapania. Jeszcze nie wyszlismy z lasu.
— Tam! — Wskazalem sciane nad portretem lady Schrapnell — Slyszala pani?
— Tak! — przyswiadczyla pani Mering, przyciskajac dlon do lona — Jak to brzmialo?
— Dzwiek dzwonow — improwizowalem — a potem jakby szloch… — Wlasnie — zgodzila sie pani Mering.