jest prawda, uwierza. Ludzie w Hatrack wiedzieli, ze widzi prawde; przekonali sie tez — czasem placac spora cene — ze nigdy nie mowila czegos, co prawda nie jest, choc czesto byli wdzieczni, ze nie zdradza jej calej.

Tylko Peggy mogla wiedziec, o jak wielu strasznych, wstydliwych czy smutnych tajemnicach nie wspomniala. Ale milczala. Przyzwyczaila sie do przechowywania ludzkich tajemnic, przyzwyczaila sie od najmlodszych lat, kiedy musiala zyc z mrocznym sekretem ojca — z jego wspomnieniem cudzolostwa. Od tego czasu nauczyla sie nie osadzac. Pokochala nawet pania Modesty, kobiete, z ktora zdradzil matke jej ojciec, stary Horacy Guester. Pani Modesty sama stala sie dla niej druga matka, dajac zycie nie cialu, ale duszy, zycie eleganckiego towarzystwa, zycie gracji i piekna, ktore Peggy, byc moze, zbyt wysoko cenila.

Zbyt wysoko, bo niewiele bedzie gracji i piekna w przyszlym zyciu Alvina, a z jego przyszloscia Peggy byla zwiazana, czy tego chciala, czy nie.

Alez klamstwo, pomyslala. „Chciala czy nie”, akurat. Gdybym mogla, odeszlabym od Alvina, nie dbajac, czy zostanie w wiezieniu, czy utopi sie w Hio. Jestem zwiazana z Alvinem Smithem, poniewaz go kocham, kocham tego, kim sie stanie, i chce uczestniczyc w tym, co uczyni. Nawet z tym, co trudne. Nawet z tym, co niewdzieczne, niewychowane i glupie.

Ruszyla zatem do Hatrack. Powoli.

Pewnego dnia przejezdzala przez miasto Wheelwright w polnocnym Appalachee. Lezalo nad Hio, troche powyzej ujscia Hatrack — tak blisko domu, ze mogla wynajac powoz i odplynac ostatnim promem, ufajac, ze ksiezyc i zdolnosci zagwi doprowadza ja bezpiecznie do celu. Mogla, ale zatrzymala sie na obiad w restauracji, gdzie juz kiedys bywala, gdzie jedzenie bylo swieze, zapachy przyjemne, a towarzystwo przyzwoite — we wszystkich trzech kategoriach mila odmiana po dlugich dniach spedzonych w drodze.

Kiedy jadla, uslyszala jakis gwar na ulicy — grala orkiestra, dosc falszywie, ale z wyraznym entuzjazmem. Ludzie krzyczeli.

— Jakas parada? — spytala kelnera.

— Przeciez wie pani, ze juz za pare tygodni mamy wybory prezydenta — odpowiedzial.

Wiedziala, ale nie zwracala na to uwagi. Prawie w kazdym mijanym miasteczku ktos stawal przeciwko komus innemu w walce o jakis urzad. Ale to nieistotne wobec zniesienia niewolnictwa, nie mowiac juz o jej troskach zwiazanych z Alvinem. Nie przejmowala sie — az do dzisiaj — kto wygrywa w tych wyborach. W Appalachee, tak jak w innych stanach niewolniczych, nie znalazl sie nikt tak odwazny, by otwarcie przedstawic program walki z niewolnictwem. Gwarantowaloby mu to darmowy kostium ze smoly i pierza oraz wyjazd z miasta, jesli nie gorzej; ci, co kochali niewolnictwo, mieli twarde serca, a ci, co go nienawidzili, byli zwykle pokorni i nie potrafili stanac razem. Jeszcze nie.

— Ktos przemawia?

— Pewnie Chybotliwy Kanoe.

Drgnela, od razu pojmujac, o kim mowi kelner.

— Harrison?

— Mysle, ze wygra w Wheelwright. Ale juz nie na poludniu, gdzie plemie Cherriky jest bardzo liczne. Uwazaja, ze chce im odebrac prawa. I niewiele zdziala w Irrakwa, bo to kraj Czerwonych. Ale widzi pani, Biali nie sa szczesliwi, ze Irrakwa rzadza kolejami, a Cherriky maja platne drogi przez gory.

— Biali beda z czystej zazdrosci glosowac na morderce?

Kelner usmiechnal sie blado.

— Niektorzy mowia, ze jesli jakis czerwony szaman rzucil czar na Chybotliwego Kanoe, to jeszcze nie znaczy, ze chlop zrobil cos zlego. Czerwoni wsciekaja sie o byle co.

— Rzez tysiecy niewinnych kobiet i dzieci… Rzeczywiscie, jak cos takiego moglo ich urazic…

Kelner wzruszyl ramionami.

— Nie stac mnie na zdecydowane opinie w sprawach politycznych, psze pani.

Ale widziala, ze mial zdecydowane opinie i calkiem inne od niej.

Zaplacila za posilek i zostawila napiwek na stole — dlaczego z powodu pogladow politycznych odbierac komus chleb? Potem wyszla zobaczyc, co sie dzieje. Na ulicy niedaleko restauracji stal woz przerobiony pospiesznie na trybune, ozdobiony czerwonymi, bialymi i niebieskimi wstegami sztandaru Stanow Zjednoczonych. Ani sladu czerwieni i zieleni, dawnej flagi niepodleglego Appalachee, zanim przylaczylo sie do zwiazku. Oczywiscie — to byly barwy Cherriky: czerwony od Czerwonych, zielony od lasow. Patrick Henry i Thomas Jefferson przyjeli je jako kolory wolnego Appalachee; dla tego sztandaru zginal George Washington. Teraz jednak, choc inni politycy wciaz odwolywali sie do dawnej lojalnosci, Harrison nie mogl raczej przypominac sojuszu Czerwonych i Bialych, ktory wywalczyl wolnosc i zwyciezyl krola w Camelocie. Nie z tymi zakrwawionymi rekami.

Rekami, ktore, sciskajac pulpit, nawet w tej chwili ociekaly krwia. Peggy, stojac na drewnianym chodniku po drugiej stronie ulicy, ponad radosnym tlumem widziala twarz Williama Henry'ego Harrisona. Najpierw popatrzyla mu w oczy, jak kazda kobieta patrzylaby na kazdego mezczyzne, by odkryc jego charakter. Potem jednak spojrzala glebiej, w plomien serca; zobaczyla rozwijajaca sie przed nim przyszlosc. Nie mial przed nia tajemnic.

Zobaczyla, ze wszystkie sciezki prowadza do jego zwyciestwa w wyborach. I to nie minimalnego zwyciestwa. Jego glowny przeciwnik, pechowy prawnik Andrew Jackson z Tennizy, zostanie zmiazdzony i ponizony — a potem bedzie cierpial na wstydliwym stanowisku wiceprezydenta, ktore musial przyjac prowadzacy wsrod przegranych. Peggy uwazala ten system za okrutny, za polityczny odpowiednik trzymania czlowieka przez cztery lata w dybach. Ciekawe, ze obaj kandydaci pochodzili z nowych, zachodnich stanow; jeszcze bardziej ciekawe, ze obaj z terytoriow, gdzie dopuszczalne bylo niewolnictwo. Sprawy zmierzaly w zlym kierunku. Ale gorsze bylo to, co dostrzegla w myslach Harrisona: plany, jakie chcial zrealizowac wraz ze swymi politycznymi kompanami.

Ich najdziwaczniejsze pomysly mialy niewielka szanse na sukces — tylko kilka sciezek w plomieniu serca Harrisona prowadzilo do unii z Terytoriami Korony, na ktora liczyl. Nigdy nie bedzie diukiem, to tylko politowania godne marzenia. Ale z pewnoscia powiedzie mu sie polityczna destrukcja Czerwonych Irrakwa i Cherriky, poniewaz Biali, zwlaszcza na zachodzie, byli na nia gotowi, chetni zlamac potege ludzi, o ktorych Harrison osmielal sie mowic jak o dzikusach.

— Bog nie po to sprowadzil chrzescijan na te ziemie, zeby dzielili ja z poganami i barbarzyncami! — krzyczal Harrison, a ludzie wiwatowali.

Harrisonowi uda sie takze rozszerzyc niewolnictwo poza jego obecne tereny: pozwoli wlascicielom trzymac niewolnikow w swoich posiadlosciach w wolnych stanach, z zachowaniem prawa wlasnosci, i zmuszac nieszczesnikow do pracy — pod warunkiem ze wlasciciel nadal bedzie posiadal chocby skrawek ziemi w stanie niewolniczym i tam glosowal. Dla osiagniecia tego wlasnie celu poparli Harrisona pewni ludzie. Kwestia Czerwonych wyniesie go na urzad, ale gdy zostanie prezydentem, kwestia niewolnictwa stanie sie zrodlem jego wplywow w Kongresie.

To bylo nie do zniesienia… Ale znosila to, patrzac, jak zachecal i ostrzegal, jak co pewien czas wznosil swe pokrwawione rece.

— Doswiadczylem zdradzieckiego przeklenstwa tajemnych mocy czerwonego czlowieka i powiadam wam: jesli tyle tylko potrafia, cieszmy sie, bowiem to niewiele! Pewno, musze czesciej prac koszule… — Smiali sie z tego wiele razy, z kazdego szczegolu trudnego zycia z zakrwawionymi rekami. — I nikt nie chce mi pozyczyc chusteczki… — Znowu smiech. — Ale nie powstrzymaja mnie przed powiedzeniem prawdy, tak jak nie powstrzymaja chrzescijan przed wyborem jedynego czlowieka, ktory potrafil stanac przeciwko czerwonym zdrajcom, przeciwko barbarzyncom, co ubieraja sie jak Biali, ale w tajemnicy planuja wziac w posiadanie wszystko, tak jak wzieli juz koleje i drogi…

I tak dalej. Bezsensowny belkot, oczywiscie, ale tlum rosl przez cale popoludnie. A kiedy o zmroku Harrison wreszcie zszedl z mownicy, poniesli go na ramionach, zeby napoic piwem albo napchac jedzeniem, dzieki czemu uznaja go za swojego. A Peggy Larner sciskala barierke i na kazdej sciezce widziala, ze ten czlowiek zniszczy wszystkie jej dziela, ze stanie sie przyczyna smierci i cierpienia niezliczonych Czerwonych, o wiele wiekszej ich liczby, niz dotad cierpiala i zginela z jego rak.

Gdyby miala w reku muszkiet, moze ruszylaby za nim i przebila mu serce kula.

Ale mordercza pasja minela szybko, pozostawiajac zawstydzenie. Nie jestem ta, ktora zabija. Jestem ta, ktora — jesli moze — uwalnia niewolnika; nie morduje jego pana.

Musi byc jakis sposob, by Harrisona powstrzymac. Alvin bedzie znal ten sposob. A wiec trzeba jak najszybciej dotrzec do Hatrack River, nie tylko po to, by pomoc Alvinowi w czasie procesu, ale i zyskac jego pomoc w powstrzymaniu Harrisona. Moze gdyby pojechal do domu Bekki, przeszedl przez drzwi w jej starej chacie, zobaczyl Tenska-Tawe… Moze Czerwony Prorok potrafilby zmienic swoja klatwe na bardziej skuteczna. Nie

Вы читаете Alvin Czeladnik
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату