Mike Fink pokrecil glowa.
— Nie, psze pani.
I rzeczywiscie, kiedy zajrzala w plomien jego serca, nie znalazla zadnej przyszlosci, w ktorej skrzywdzilby Alvina.
— A dlaczego wciaz tkwicie tutaj? Niecale dziesiec mil od Hatrack, gdzie was pokonal?
— Gdzie zrobil ze mnie mezczyzne — poprawil ja Mike.
Wtedy naprawde ja zdumial.
— Tak to widzicie?
— Matka chciala, zebym byl bezpieczny. Dlatego wytatuowala mi heks na tylku. Ale nigdy nie pomyslala, co za czlowiek wyrosnie z kogos, kto nigdy nie obrywa, chocby nie wiem jak krzywdzil innych. Zabijalem ludzi; niektorych zlych, a niektorych nie tak zlych. Odgryzalem uszy i nosy, lamalem rece, a przez caly czas ni diabla mnie to obchodzilo, wybaczy pani smiale slowo. Bo nikt mnie nigdy nie zranil ani nawet nie dotknal.
— A kiedy Alvin zabral wam heks, przestaliscie ranic ludzi?
— Nie, do diabla! — zawolal Mike Fink i ryknal smiechem. — Zupelnie sie pani nie zna na rzece, ot co! Nie. Kazdy, kogo pobilem, musial mnie znalezc, jak tylko sie rozeszlo, ze chlopak od kowala spuscil mi takie lanie, az wylem. Musialem walczyc z kazdym grzechotnikiem i lasica, kazdym szczurem i kupa swinskiego gowna nad rzeka. I to nieraz. Widzi pani te blizne na twarzy? Widzi pani, jak wlosy opadaja mi prosto z boku glowy? To slady dwoch walk, ktore prawie przegralem. Ale reszte wygralem. Dobrze mowie, Holly? Drugi przewoznik obejrzal sie.
— Nie slucham twoich przechwalek, nedzny strupozerco — odpowiedzial spokojnie.
— Tlumaczylem tej damie, ze wygralem kazda walke, co do jednej.
— To by sie zgadzalo — przyznal Holly. — Pewno, zwykle strzelales do nich, jak tylko brali sie do bitki.
— Za takie klamstwa jak nic trafisz do piekla.
— Juz tam sobie wybralem pokoj. A ty dwa razy dziennie bedziesz oproznial moj nocnik.
— Tylko po to, zebys go potem wylizal! — huknal Mike Fink.
Oczywiscie, Peggy czula niechec do ich wulgarnosci; ale tez wyczuwala w tych przekomarzaniach ducha przyjazni.
— Nie rozumiem tylko, panie Fink, dlaczego nigdy nie probowaliscie sie mscic na chlopcu, ktory was pobil.
— On nie byl chlopcem — oswiadczyl Mike. — Byl mezczyzna. Pewno juz taki sie urodzil. To ja bylem chlopcem. Chlopcem i draniem. On znal bol, a ja nie. On walczyl w slusznej sprawie, a ja nie. Mysle o nim przez caly czas, psze pani. O nim i o pani. Jak pani na mnie patrzyla: jakbym byl zlosliwa ropucha na czystej poscieli. Slyszalem, ze on jest Stworca.
Kiwnela glowa.
— To dlaczego pozwala sie trzymac w wiezieniu?
Spojrzala tajemniczo.
— Niech pani nie udaje. Ktos, kto mogl zmazac mi z tylka tatuaz, a nawet go nie dotykal, nie da sie zamknac w zadnym zwyczajnym wiezieniu.
To prawda…
— Mysle, ze uwaza sie za niewinnego, a zatem chce stanac przed sadem, udowodnic to i oczyscic swoje imie z nieslawy.
— To jest piekielnym glupcem i mam nadzieje, ze mu to pani powie, kiedy sie spotkacie.
— A dlaczegoz to mam mu przekazac te niezwykla wiadomosc?
Fink wyszczerzyl zeby.
— Poniewaz wiem cos, czego on nie wie. Wiem, ze jest taki gosc w Carthage City, ktory chce smierci Alvina. Planuje ekserdycje do Kenituck…
— Ekstradycje?
— Znaczy sie, jeden stan prosi drugi, zeby im oddali wieznia.
— Wiem, co to znaczy — zapewnila Peggy.
— To czemu pani pytala?
— Mowcie dalej.
— Tylko ze kiedy juz zabiora Alvina w lancuchach, ze straznikami, co go beda pilnowac dzien i noc, to nie dowioza go do Kenituck na zaden proces. Znam paru chlopcow, ktorych wynajeli, zeby go przewiezc. Na sygnal maja sobie pojsc i zostawic go samego w lancuchach.
— Dlaczego nie powiedzieliscie nic szeryfowi?
— Mowie pani — odparl Mike Fink. — A wczesniej powiedzialem juz sobie i Holly'emu.
— Lancuchy go nie zatrzymaja — stwierdzila Peggy.
— Mysli pani? Byl jakis powod, ze chlopak zdjal mi z tylka tatuaz. Gdyby heksy nie mialy nad nim wladzy, nie musialby zmazywac mojego, prawda? Czyli ci, co sie znaja na heksach, moga zrobic lancuchy, ktore go przytrzymaja. Przynajmniej tak dlugo, zeby ktos podszedl ze strzelba i rozwalil mu leb.
Nic takiego nie dostrzegla w przyszlosci.
— Oczywiscie, nic takiego sie nie stanie — dodal Mike Fink.
— Dlaczego? — zdziwila sie.
— Bo jestem mu winien zycie. A przynajmniej swoje zycie mezczyzny, czlowieka, na ktorego warto popatrzec w lustrze, chociaz nie jestem juz taki przystojny, jak bylem, zanim mnie zalatwil. Mialem tego chlopaka w rekach, psze pani. Chcialem go zabic, a on to wiedzial. I nie zabil mnie. Wiecej: w tej walce polamal mi obie nogi. Ale potem sie zlitowal. Okazal laske. Musial wiedziec, ze z polamanymi nogami nie przezyje nocy. Mialem wielu wrogow, nawet tam, wsrod moich kumpli. A on wtedy polozyl mi reke na nogach i je uzdrowil. Naprawil mi nogi tak, ze kosci mam mocniejsze niz przedtem. Jaki czlowiek robi cos takiego komus, kto przed chwila chcial go zabic?
— Dobry czlowiek.
— Ha! Wielu dobrych ludzi by chcialo, ale tylko jeden dobry czlowiek mial moc. A jesli mial moc, zeby tego dokonac, to mial tez moc, zeby mnie zabic, nie dotykajac palcem. Mial moc, zeby zrobic, co by mu tylko przyszlo do lba, wybaczy pani slowo. Ale okazal mi laske.
To prawda… Peggy dziwilo tylko, ze Mike Fink to rozumial.
— Chce mu splacic dlug. Dopoki zyje, nic zlego nie przydarzy sie Alvinowi Smithowi.
— I dlatego tu jestescie — domyslila sie.
— Przyjechalem z Hollym, jak tylko sie dowiedzialem, co planuja.
— Ale czemu tutaj?
Mike Fink parsknal smiechem.
— Portomistrz w ujsciu Hatrack zna mnie dobrze i mi nie ufa; ciekawe czemu. Jak pani mysli, czy dlugo by trwalo, zanim szeryf z Hatrack przyczepilby sie do mnie jak mokra koszula do plecow?
— To chyba wyjasnia takze, dlaczego nie porozumieliscie sie bezposrednio z Alvinem.
— A co by pomyslal, gdyby mnie zobaczyl? Ze chce wyrownac rachunki. Nie. Obserwuje, gram na czas, nie wchodze w oczy ani prawu, ani Alvinowi.
— Ale mnie powiedzieliscie.
— Bo i tak by pani wiedziala, i to szybko.
Pokrecila glowa.
— Wiem tyle: na zadnej sciezce waszej przyszlosci nie ratujecie Alvina przed zloczyncami.
Spowaznial nagle.
— Ale ja musze, psze pani.
— Dlaczego?
— Bo porzadny czlowiek splaca swoje dlugi.
— Alvin nie uwaza was za dluznika.
— Nie obchodzi mnie, co on uwaza. Ja uwazam, ze dlug to dlug i splacic go trzeba.
— Nie chodzi tylko o dlug, prawda?
Mike rozesmial sie glosno.
— Pora pchnac te tratwe na polnocny brzeg, nie mysli pani?
Huknal dwa razy, glosno, jakby udawal syrene parowa. Holly odpowiedzial tym samym. Oparli dragi o