— Jestem, sir.

— Czy bedziesz utrudnial mi zycie, ukrywajac chlopaka, przez co zmusisz mnie do zamkniecia cie w wiezieniu do konca naturalnego zywota za obraze sadu? Czy tez nie bedziesz go ukrywal i doprowadzisz do sadu na te probe?

— Doprowadze — obiecal Horacy. — Zreszta on i tak nigdzie sie nie wybiera, dopoki Alvin siedzi w wiezieniu.

— Nie badz taki sprytny, Horacy. Ostrzegam cie.

— Nie probowalem byc sprytny, do diaska — mruknal Horacy, siadajac.

— I prosze nie przeklinac w sadzie, panie Guester, ani obrazac mnie zalozeniem, ze skoro mam siwe wlosy, to jestem gluchy. — Sedzia stuknal mlotkiem. — To konczy wnioski i…

— Wysoki Sadzie! — przerwal mu Verily.

— To ja. Co jest, ma pan jeszcze jakis wniosek?

— Istotnie.

— Jest tez sprawa uzasadnienia wniosku o przejecie pluga — podpowiedzial uprzejmie Marty Laws.

— Do diaska! — burknal sedzia.

— Slyszalem to, panie sedzio! — zawolal Horacy Guester.

— Wozny, prosze wyprowadzic pana Guestera.

Wszyscy zaczekali, az Horacy wstanie i wyjdzie z sali.

— Jak brzmi panski wniosek, panie Cooper?

— Z calym szacunkiem chcialbym poznac funkcje pana Webstera w tym procesie. Jak sie zdaje, nie jest przedstawicielem okregu Hatrack ani stanu Hio.

— Nie jest pan oskarzycielem posilkowym czy czyms podobnie bzdurnym? — zwrocil sie sedzia do Daniela Webstera.

— Tak wlasnie — potwierdzil adwokat.

— No to juz pan wie, panie Cooper.

— Prosze o wybaczenie, Wysoki Sadzie, ale jest chyba oczywiste, ze wladze okregu nie placa panu Websterowi honorarium. Z calym szacunkiem prosze o informacje, kto mu placi. A moze pan Webster dziala tutaj z czystej dobroci serca?

Sedzia spojrzal na Webstera z zaciekawieniem.

— Skoro pan juz o tym wspomnial, to rzeczywiscie, nie przypominam sobie, zeby pan Webster kiedys reprezentowal kogos, kto nie jest bardzo bogaty albo bardzo slawny. Kto panu placi, panie Webster?

— Bezplatnie ofiarowalem swoje uslugi.

— Gdybym wiec kazal panu zlozyc przysiege i poprosil, zeby pan wyjasnil, czy za panski czas i wydatki tutaj placi ktos inny niz pan osobiscie, czy powiedzialby pan, ze nie otrzymuje zaplaty? Pod przysiega?

Webster usmiechnal sie blado.

— Jestem wynagradzany ryczaltowo, wiec ktos zwraca mi poniesione koszty, ale nie konkretnie na te sprawe.

— Moze zapytam w inny sposob. Jesli nie chce pan, zeby wozny usunal pana z sali razem z panem Guesterem, prosze powiedziec, kto panu placi.

— Zatrudnia mnie Krucjata Prawa Wlasnosci, mieszczaca sie przy ulicy Harrisona numer 44 w Carthage City, stan Wobbish.

— Czy to odpowiada na panskie pelne szacunku pytania, panie Cooper? — spytal sedzia.

— Tak jest, Wysoki Sadzie.

— A zatem oglaszam…

— Wysoki Sadzie! — zakrzyknal Marty Laws. — Sprawa posiadania pluga.

— Rzeczywiscie, panie Laws — zgodzil sie sedzia. — Pora na krotkie uzasadnienie.

— Absurdem jest, zeby pozwany zachowywal w posiadaniu przedmiot sporu. To wszystko.

— Jako ze sam pozwany znajduje sie w miejscowym wiezieniu — odpowiedzial Verily Cooper — a plug pozostaje w jego posiadaniu, zatem, podobnie jak jego ubranie, jego pioro, papier i atrament, a takze wszystko inne, co ma w posiadaniu, plug takze znajduje sie w dyspozycji tutejszego wiezienia. Wniosek oskarzenia jest bezprzedmiotowy.

— Skad mamy wiedziec, ze pozwany w ogole ma plug? — zapytal Marty. — Nikt go przeciez nie widzial.

— Ze wzgledu na szczegolne wlasnosci pluga — wyjasnil Verily — pozwany uwaza za nierozsadne spuszczanie go z oczu chocby na chwile. Jesli jednak Wysoki Sad zechce wyznaczyc trzech przedstawicieli prawa, ktorzy go zobacza…

— Nie komplikujmy sprawy — rzekl sedzia. — Pan Laws, pan Cooper i ja pojdziemy obejrzec ten plug jeszcze dzisiaj, jak tylko skonczymy tutaj.

Daniel Webster — co Verily zauwazyl z satysfakcja — zaczerwienil sie ze zlosci, kiedy zrozumial, ze nie bedzie traktowany jak rowny i zaproszony na wizje lokalna. Pociagnal Lawsa za rekaw i cos mu szepnal do ucha.

— Ehm… Wysoki Sadzie — odezwal sie Laws.

— Jaka to wiadomosc od pana Webstera chce pan przekazac? — zapytal sedzia.

— Nie mozna przeciez powolac mnie, pana ani pana Coopera na swiadkow, skoro jestesmy hm… tym, kim jestesmy.

— Zdawalo mi sie, ze chodzi o ustalenie faktu istnienia pluga. Jesli pan, ja i pan Cooper go zobaczymy, to mozemy z rozsadna doza pewnosci oswiadczyc wszystkim, ze istnieje.

— Ale w czasie rozprawy istnienie pluga musza potwierdzic tez inne osoby, nie tylko pan Makepeace Smith i pozwany.

— Mamy czas, zeby martwic sie o to pozniej. Jestem pewien, ze znajdziemy kilku swiadkow, ktorzy go wkrotce zobacza. Ilu chcecie?

Kolejna szeptana narada.

— Osmiu zupelnie wystarczy — zapewnil Laws.

— Pan i pan Cooper spotkajcie sie przy okazji i ustalcie, ktorych osmiu ludzi was zadowoli. A tymczasem nasza trojka odwiedzi pana Alvina Smitha w wiezieniu i napatrzy sie na ten cudowny, legendarny, mityczny zloty plug, majacy… jak pan to ujal, panie Cooper?

— Szczegolne wlasnosci — podpowiedzial Verily.

— Wy, Anglicy, umiecie znalezc piekne slowa.

I znowu Verily wyczul cos w rodzaju zlosliwosci, skierowanej ku niemu przez sedziego. I — jak poprzednio — nie wiedzial, co takiego zrobil, by ja sprowokowac.

Jednak pomijajac niezrozumiala irytacje sedziego, sprawy ulozyly sie dosc dobrze.

Chyba ze Millerowie mylili sie i Odszukiwacze potrafia rozpoznac w Arthurze Stuarcie poszukiwanego zbiega. Wtedy zaczna sie klopoty. Ale… Najprzyjemniejsze w tej sprawie bylo to, ze chocby nawet Verily bronil fatalnie i zapewnil Alvinowi szubienice, a Arthurowi Stuartowi powrot w kajdanach do wlasciciela, to Alvin — jako Stworca — zawsze moze uwolnic chlopca i odejsc. Nikt nie zdola ich zatrzymac, jesli nie zechce byc zatrzymany, ani ich odnalezc, jesli nie zechce byc odnaleziony.

Ale Verily nie mial zamiaru zle bronic. Zamierzal widowiskowo zwyciezyc. Zamierzal oczyscic imie Alvina ze wszystkich oskarzen, zeby Stworca mogl wreszcie nauczyc go wszystkiego, co chcial wiedziec. Mial tez inny, glebszy motyw, ktorego nie kryl przed soba, ale ktorego nigdy nie zdradzilby nikomu innemu: chcial, zeby Stworca go szanowal. Chcial, zeby Alvin Smith spojrzal mu prosto w oczy i powiedzial: „Dobra robota, przyjacielu”.

To by bylo dobrze. Tego pragnal Verily.

ROZDZIAL 14 — SWIADKOWIE

Wlasciwie oczekiwanie nie bylo takie zle. W wiezieniu nic sie nie dzialo, ale Alvinowi nie przeszkadzala samotnosc i nierobstwo. Dawaly mu czas na myslenie, a myslenie, uznal, to przeciez stwarzanie. Nie takie jak za chlopiecych czasow, kiedy splatal male koszyki z trawy, by odepchnac od siebie Niszczyciela. Nie, myslenie to

Вы читаете Alvin Czeladnik
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату