plywajacy pomost i odsuneli prom. Potem, plynnie jak tancerze, zaczeli popychac go przez rzeke, tak gladko i zrecznie, ze sznur wiazacy ich z lina ani razu sie nie naprezyl.
Peggy nie odzywala sie do Mike'a, ale patrzyla, jak miesnie faluja mu pod skora, z jaka gracja przysiada i prostuje nogi, tanczac w rytmie rzeki. Bylo w tym piekno. Patrzac, przypomniala sobie Alvina w kuzni, Alvina przy kowadle, ramiona blyszczace od potu w blasku paleniska, wsrod iskier strzelajacych z kutego metalu, naprezone miesnie, kiedy zaginal i ksztaltowal zelazo. Alvin moglby wykonac te prace nie kiwajac palcem, uzywajac swojego talentu. Ale radosc tkwila w wysilku, w tworzeniu wlasnymi rekami. Sama nigdy tego nie doswiadczyla — swoja prace wykonywala umyslem i slowami, jakie wypowiadala. Jej zycie polegalo na wiedzy i nauczaniu, zycie Alvina — na czuciu i tworzeniu. Wiecej mial wspolnego z tym jednouchym rzecznym szczurem z blizna na twarzy niz z nia. Ten taniec ludzkiego ciala, zmagajacego sie z rzeka, przypominal zapasy, a Alvin lubil zapasy. I brutalny Mike Fink byl z pewnoscia jego naturalnym przyjacielem.
Dotarli na druga strone, uderzyli o pomost, a ktos z brzegu przycumowal tratwe do nabrzeza. Ludzie bez bagazu od razu zeszli na brzeg. Mike Fink odlozyl drag; kropelki potu splywaly mu z ramion, nosa i splatanej brody. Siegnal po jej torby.
Polozyla mu dlon na ramieniu.
— Panie Fink — powiedziala. — Chcialby pan zostac przyjacielem Alvina.
— Raczej jego obronca, psze pani — odparl cichym glosem.
— Mysle, ze tak naprawde chcielibyscie zostac jego przyjacielem.
Mike Fink milczal.
— Boicie sie, ze was odepchnie, jesli otwarcie zaproponujecie mu przyjazn. Powiem panu, ze nie odepchnie. Przyjmie was takiego, jaki jestescie.
Mike pokrecil glowa.
— Nie chce, zeby mnie takiego przyjmowal.
— Owszem, chcecie, bo jestescie teraz czlowiekiem, ktory chce byc dobry, chce odczynic zlo, jakie popelnil. A to najlepsze, czego mozna od kogokolwiek oczekiwac.
Mike pokrecil glowa gwaltowniej, az krople potu polecialy na wszystkie strony. Peggy nie przeszkadzaly te, ktore zwilzyly jej skore. To byl pot wycisniety uczciwa praca, pot przyjaciela Alvina.
— Stancie przed nim twarza w twarz, panie Fink. Badzcie jego przyjacielem zamiast wybawca. Przyjaciol bardziej potrzebuje. Powiem wam, a wiecie, ze to prawda: Alvin niewielu bedzie mial w zyciu prawdziwych przyjaciol. Jesli bedziecie z nim szczery, nie zdradzicie go nigdy, jesli zawsze bedzie mogl wam ufac, to obiecuje, ze choc moze kilku przyjaciol kochac rownie mocno, to zadnego nie pokocha bardziej.
Mike Fink przykleknal i odwrocil twarz w strone rzeki. Dostrzegla blysk w jego oczach i wiedziala, ze sa pelne lez.
— Psze pani — szepnal. — To wiecej, niz smialem miec nadzieje.
— Potrzebujecie zatem wiecej odwagi, przyjacielu. Musicie miec nadzieje na to, co dobre, nie tylko na to, co dosc dobre. — Wstala. — Alvin nie potrzebuje od was przemocy. Ale wasz szacunek na pewno mu sie przyda.
Podniosla obie torby.
— Prosze, niech pani pozwoli…
Usmiechnela sie.
— Widzialam, jaka radosc czerpiecie ze zmagania z rzeka. I mnie tez sie zachcialo odrobiny fizycznego wysilku. Pozwolicie chyba?
Szeroko otworzyl oczy.
— Slyszalem tu wiele opowiesci o pani, ale nikt nie wspomnial, ze jest pani szalona.
— Mozecie zatem dodac cos do legendy.
Mrugnela porozumiewawczo i z torbami w dloniach zeszla na pomost. Byly ciezkie. Niemal pozalowala, ze odrzucila jego pomoc.
— Wysluchalem wszystkiego — powiedzial Mike Fink, stajac za nia. — Ale niech mnie pani nie zawstydza, kazac stac z pustymi rekami, gdy piekna dama sama niesie bagaz.
Odwrocila sie z wdziecznoscia i wreczyla mu torby.
— Dziekuje — powiedziala. — Mysle, ze do pewnych rzeczy trzeba dojrzec.
Wyszczerzyl zeby.
— Moze ja tez dojrzeje, by spotkac sie z Alvinem twarza w twarz.
Zajrzala w plomien jego serca.
— Jestem tego pewna, panie Fink.
Kiedy Fink ukladal jej bagaz w powozie, gdzie juz niecierpliwie czekali na nia inni pasazerowie promu, zastanawiala sie. Wlasnie zmienilam bieg wydarzen, myslala; doprowadzilam Mike'a Finka blizej Alvina, niz zdolalby dotrzec samodzielnie. Czy zrobilam cos, co w koncu uratuje Alvina? Czy dalam mu przyjaciela, ktory zmyli jego wrogow?
Plomien serca Alvina znalazla prawie bez szukania. I nie, nie dostrzegla w nim zmian, zadnych zmian procz tego dnia, kiedy Mike Fink odejdzie od wieziennej celi we lzach, wiedzac, ze Alvin na pewno umrze, jesli jego tam nie bedzie, ale wiedzac tez, ze Alvin nie przyjal pomocy, nie pozwolil mu stac na strazy.
Ale nie dzialo sie to w wiezieniu w Hatrack River ani nie dzialo sie to szybko. Nawet jesli niewiele zmienila przyszlosc, to przeciez troche zmienila. Pojawia sie tez inne zmiany, az wreszcie jedna z nich okaze sie decydujaca. Jedna z nich osloni Alvina przed ciemnoscia, ktora ma pochlonac koniec jego zycia.
— Niech Bog ma pania w opiece, psze pani — szepnal Mike Fink.
— Nazywajcie mnie, prosze, panna Larner — poprawila go Peggy. — Nie jestem zamezna.
— Przynajmniej na razie — odparl.
Chociaz prawie nie spal w nocy, Verily byl zbyt podniecony, by czuc sennosc na sali rozpraw. Po wielu tygodniach poszukiwan spotkal wreszcie Alvina Smitha, a rozmowa okazala sie warta zabiegow. Nie dlatego ze Alvin oszolomil go swa madroscia — przyjdzie czas, zeby sie od niego uczyc. Nie; wielka i przyjemna niespodzianka bylo odkrycie, ze go lubi. Byl moze troche szorstki, troche bardziej amerykanski i wiejski od Calvina, ale co z tego? Humor blyskal mu w oczach, byl taki bezposredni, taki otwarty…
I jestem jego obronca.
Amerykanska sala sadowa okazala sie urzadzona dosc swobodnie w porownaniu z angielskimi, w jakich Verily dotad wystepowal. Sedzia nie nosil peruki, a toge mial miejscami troche wytarta. Trudno tu mowic o majestacie prawa, ale jednak prawo jest prawem, a sprawiedliwosc nie jest z nim tak zupelnie nie powiazana. Zwlaszcza jesli sedzia jest uczciwy, a przeciez nie ma powodu sadzic, zeby bylo inaczej.
Sedzia otworzyl rozprawe i zapytal o wnioski. Wstal Marty Laws.
— Wniosek o odebranie wiezniowi zlotego pluga i przekazanie go do dyspozycji sadu. To nie ma sensu, zeby przedmiot skargi pozostawal wlasnoscia wieznia, jezeli…
— Nie prosilem o uzasadnienie — przerwal mu sedzia. — Tylko o wnioski. Jeszcze jakies?
— Jesli Wysoki Sad pozwoli, wnioskuje o oddalenie wszystkich zarzutow przeciw mojemu klientowi — powiedzial Verily.
— Glosniej, mlody czlowieku. Nie slyszalem ani slowa.
Verily powtorzyl glosniej.
— To by bylo niezle — mruknal sedzia.
— Kiedy Wysoki Sad zechce, przedstawie uzasadnienie tego wniosku.
— Prosze przedstawic teraz — zazadal sedzia troche zirytowany.
Verily nie rozumial, gdzie popelnil blad, ale wykonal polecenie.
— Przedmiotem sporu jest plug, co do ktorego wszyscy sie zgadzaja, ze zostal wykonany z litego zlota. Nie istnieje nawet scintilla dowodu, ze Makepeace Smith kiedykolwiek posiadal taka ilosc zlota, a zatem nie ma podstaw do wniesienia oskarzenia.
— Wysoki Sadzie — wtracil natychmiast Marty Laws. — Proces ma wlasnie to rozstrzygnac, a co do dowodow, to nie mam pojecia, co znaczy scintilla, chyba ze ma to jakis zwiazek z „Odyseja”…
— Zabawne odniesienie — stwierdzil sedzia. — I dosyc dla mnie pochlebne, jestem pewien. Ale prosze