— Do kogo teraz nalezy, twoim zdaniem?
Alvin spojrzal na Makepeace'a, na Marty'ego Lawsa, na sedziego.
— Nalezy do siebie. Nie jest niczyim niewolnikiem.
Marty Laws wstal.
— Swiadek nie chce chyba sugerowac, ze plugom przysluguja prawa obywatelskie.
— Nie, wcale nie chce — zapewnil Alvin. — Plug ma wlasny cel istnienia, ale nie przypuszczam, zeby zasiadanie w lawie przysieglych albo glosowanie na prezydenta mialy z tym jakis zwiazek.
— Ale twierdzisz — podjal Verily — ze plug nie nalezy do Makepeace'a Smitha, tak samo jak nie nalezy do ciebie?
— Do zadnego z nas.
— Dlaczego wiec tak sie opierasz przed przekazaniem go swojemu dawnemu mistrzowi?
— Bo on chce go przetopic. Powiedzial to juz nastepnego dnia. Oczywiscie kiedy wytlumaczylem, ze nie moze tego zrobic, nazwal mnie zlodziejem i stwierdzil, ze plug jest jego. Powiedzial, ze dzielo egzaminacyjne czeladnika nalezy do mistrza, chyba ze on sam odda je czeladnikowi. I jeszcze dodal: „A ja na pewno ci go nie dam”. I nazwal mnie zlodziejem.
— Nie mial racji? Nie jestes zlodziejem?
— Nie. Przyznaje, ze zniknelo zelazo, ktore mi dal, wiec chetnie oddam to zelazo z powrotem, piec albo i dziesiec razy wiecej, niz dostalem. To nie znaczy, ze mu je ukradlem, bo ono juz nie istnieje. Wtedy bylem na niego zly; przeciez moglem zostac czeladnikiem cale lata wczesniej. Makepeace jednak trzymal mnie do samego konca kontraktu, caly czas udajac, ze nie wie, jak to jestem lepszym kowalem…
Makepeace Smith poderwal sie z lawy dla widzow i krzyknal:
— Kontrakt to kontrakt!
Sedzia uderzyl mlotkiem.
— Ja takze dotrzymalem kontraktu — przypomnial Alvin. — Odpracowalem pelny termin, chociaz bylem tam sluzacym. Po roku czy dwoch nie mogl mnie juz niczego nauczyc. Wydawalo mi sie, ze z naddatkiem odpracowalem cene tego zelaza. Teraz widze, ze zachowalem sie jak obrazony dzieciak. Makepeace mial prawo tak postepowac; dlatego chetnie zwroce mu cene zelaza, a nawet zrobie drugi plug zamiast tego.
— Ale nie oddasz mu tego pluga, ktory zrobiles?
— Gdyby Makepeace dal mi zloto na plug, oddalbym mu tyle samo. Ale on dal mi zelazo. A nawet gdyby mial prawo do takiej ilosci zlota, to z pewnoscia nie ma prawa do tego akurat, poniewaz zniszczylby je, gdyby mu wpadlo w rece. A takiego pluga nie wolno niszczyc, zwlaszcza tym, ktorzy nie maja mocy, by wykonac go znowu. Poza tym gadal o zlodziejstwie, zanim jeszcze zobaczyl, jak plug sie rusza.
— Widzial, jak sie rusza?
— Tak jest. Powiedzial wtedy do mnie: „Wynos sie stad. Zabierz to i wynos sie! Nie chce cie tu wiecej ogladac!” Jesli dobrze pamietam, takich wlasnie slow uzyl. I gdyby dzisiaj zaprzeczyl, Bog zaswiadczy przeciw niemu w Dniu Sadu. I Makepeace to wie.
Verily pokiwal glowa.
— Wysluchalismy twojej opinii o sprawie — stwierdzil. — Teraz w kwestii Hanka Dowsera. Jak odpowiesz na zarzut, ze wykopales studnie w innym miejscu niz to, ktore wskazal?
— Wiedzialem, ze to nie jest dobre miejsce — wyjasnil Alvin. — Ale kopalem tam, gdzie powiedzial, prosto w dol, az trafilem na lita skale.
— I nie znalazles wody?
— Wlasnie. Wtedy poszedlem tam, gdzie powinienem zaczac od razu. Wykopalem studnie i slyszalem, ze do dzisiaj daje czysta wode.
— Zatem pan Dowser sie pomylil?
— Nie pomylil sie, bo tam rzeczywiscie byla woda. Nie wiedzial tylko, ze pod ziemia biegnie warstwa skaly, a woda plynie nizej. Nad skala ziemia jest sucha jak pieprz. Dlatego powstala naturalna laka; nie rosna tam drzewa, tylko krzaki z krotkimi korzeniami.
— Dziekuje — powiedzial Verily. — Przekazuje panu swiadka. — Sklonil sie w strone Marty'ego Lawsa.
Marty Laws podparl rekami brode.
— No coz, nie mam zbyt wielu pytan. Znamy wersje wydarzen Makepeace'a i panska. Niech pan powie, czy jest mozliwe, ze w rzeczywistosci nie zmienil pan zelaza w zloto? Ze znalazl pan zloto w tym pierwszym wykopanym dole, a potem uformowal je pan w ksztalt pluga?
— Nie, to niemozliwe — zapewnil Alvin.
— Zatem nie ukryl pan starego pluga w celu poprawienia swojej reputacji Stworcy?
— Nigdy mi nie zalezalo na reputacji Stworcy — oswiadczyl stanowczo Alvin. — A co do zelaza, to ono juz nie jest zelazem.
Marty Laws kiwnal glowa.
— Nie mam wiecej pytan. Sedzia spojrzal na Verily'ego.
— Moze obrona chce jeszcze cos wiedziec?
— Tylko jeden drobiazg. Alvinie, slyszales, co Amy Sump mowila o tobie i dziecku, ktore nosi. Czy to prawda?
Alvin pokrecil glowa.
— Ani razu nie wychodzilem z celi. To fakt, opuscilem Vigor Kosciol przynajmniej w czesci z powodu historii, jakie o mnie opowiadala. To byly klamstwa, ale i tak musialem odejsc; mialem nadzieje, ze kiedy mnie nie bedzie, Amy zapomni i zakocha sie w kims w odpowiednim wieku. Nigdy nawet jej nie dotknalem. Zeznaje pod przysiega i klne sie na Boga. Przykro mi, ze ma klopoty. Mam nadzieje, ze jej dziecko wyrosnie na zdrowego, silnego i dobrego syna.
— To chlopiec? — upewnil sie Verily.
— Tak — potwierdzil Alvin. — Chlopiec, ale nie moj syn.
— Skonczylem — oznajmil Verily.
Przyszedl czas na koncowe przemowy, ale sedzia nie dal znaku, by je rozpoczac. Oparl sie i na dluga chwile przymknal oczy.
— Moi drodzy — powiedzial w koncu. — Niezwykly to byl proces i pare razy skrecil w niewlasciwa strone. Ale w tej chwili pozostalo juz tylko kilka spornych kwestii. Jesli Makepeace Smith i Hank Dowser maja racje, a zloto zostalo znalezione, nie stworzone, to uczciwosc kaze przyznac, ze plug jest wlasnoscia Makepeace'a.
— Diablo slusznie! — krzyknal Makepeace.
— Wozny, prosze odprowadzic Makepeace'a Smitha do aresztu — polecil sedzia. — Spedzi noc w celi za lekcewazenie sadu. I zanim jeszcze cos powie, chce uprzedzic, ze kazde slowo przedluzy jego areszt o kolejna noc.
Makepeace niemal pekal z wscieklosci, ale w milczeniu pozwolil sie wyprowadzic z sali.
— Druga mozliwosc — podjal sedzia. — Alvin zmienil zelazo w zloto, jak twierdzi, i zloto stalo sie czyms, co nazywa „zywym zlotem”, a zatem plug nalezy sam do siebie. Co prawda trudno byloby doszukac sie przepisow prawa, dopuszczajacych istnienie narzedzi rolniczych jako nalezacych tylko do siebie jednostek… Powiem tyle: jesli Makepeace przekazal Alvinowi pewna ilosc zelaza, Alvin zas sprawil, ze to zelazo zniknelo, jest teraz winien Makepeace'owi te sama ilosc zelaza lub jej finansowy odpowiednik w legalnych srodkach platniczych. Tak sadze w tej chwili, choc przyznaje, ze przysiegli moga dostrzegac jakies inne mozliwosci, ktore przeoczylem. Problem w tym, ze nie wiem, w jaki sposob przysiegli mogliby podjac sprawiedliwa decyzje. Jak moga zapomniec cala te historie z Alvinem majacym lub nie majacym skandalicznych zwiazkow? Wydaje mi sie, ze powinienem zarzadzic wznowienie procesu, ale mysle, ze nie nalezy zmuszac mieszkancow tego miasta do kolejnej rundy rozpraw. Dlatego postanowilem zaproponowac inne wyjscie. Jest tylko jeden fakt, ktory mozemy sprawdzic. Mozemy udac sie do kuzni, aby Hank Dowser pokazal nam miejsce, ktore wyznaczyl do kopania studni. Potem zaczniemy tam kopac i przekonamy sie, czy znajdziemy albo resztki skrzyni ze skarbem i wode, czy tez skalna plyte, jak twierdzi Alvin, i ani kropli wody. Uwazam, ze czegos przynajmniej sie w ten sposob dowiemy, podczas gdy obecnie nie wiemy wlasciwie nic. Procz tego ze Vilate Franker, niech Bog ja blogoslawi, ma sztuczna szczeke.
Ani obrona, ani oskarzenie nie zglosili sprzeciwow.
— W takim razie zarzadzam wznowienie rozprawy o dziesiatej rano przy kuzni Makepeace'a. Nie, nie jutro; jutro piatek, dzien wyborow. Nie ma wyjscia, musimy zaczekac do poniedzialku. Obawiam sie, Alvinie, ze kolejny weekend spedzisz w celi.