Wycia i krzyki na ulicy, mlodzi i starzy, zwykle pijani, pedzacy konno na zlamanie karku tam i z powrotem, dopoki szeryf Doggly czy ktos z jego zastepcow nie zdolal zatrzymac albo zastrzelic wierzchowca — wszystko to gwarantowalo bezsenna noc. A w kazdym razie bezsenna do pozna. Dlatego nikt jeszcze nie spal, nawet Arthur Stuart, kiedy do glownej sali zajazdu weszlo dwoch mezczyzn. Byli zmeczeni i zakurzeni po podrozy; podeszli do baru i stali tam z kubkami jablecznika, az Horacy zszedl na dol i rozpoznal ich na pierwszy rzut oka.
— Chodzcie szybko. On tu jest, na gorze — szepnal i cala trojka wbiegla na schody.
— Armor… — Alvin po bratersku objal jednego z przybyszow. — Mike… — Mike Fink takze zarobil uscisk. — W dobra noc wracacie.
— W bardzo dobra — odparl Fink. — Balismy sie, ze nie zdazymy. Plan byl taki, zeby wyciagnac cie z wiezienia i powiesic przy okazji powyborczych zabaw. Dobrze, ze szeryf to przewidzial.
— Potrzebowal miejsca dla pijakow i awanturnikow — wyjasnil Alvin. — Nie sadze, zeby domyslal sie spisku.
— Jest tam dwudziestu chlopakow. Przynajmniej dwudziestu, wszyscy dobrze oplaceni i zapici. Tak dobrze oplaceni, mam nadzieje, ze zapija sie calkiem, padna, zaczna rzygac i zasna, a rankiem wymkna sie do domu, do Carthage.
— Watpie — wtracil Measure. — Widzialem juz takie spiski przeciwko Alvinowi. Kiedys ktos prawie polamal mnie na kawalki.
Fink przyjrzal mu sie uwaznie.
— Nie byles wtedy taki wysoki — zauwazyl. — Wstyd mi za to, co ci wtedy zrobilem. To najgorszy moj wyczyn.
— Nie umarlem — stwierdzil Measure.
— Ale nie dlatego ze sie nie staralem.
Verily zdziwil sie.
— Chcesz powiedziec, Measure, ze ten czlowiek probowal cie zabic?
— Gubernator Harrison mu kazal. To bylo cale lata temu. Zanim sie ozenilem. Zanim Alvin ruszyl do Hatrack River, zeby terminowac u kowala. O ile dobrze pamietam, Mike Fink tez byl wtedy ladniejszy.
— Ale nie w sercu — odparl Fink. — Nic do ciebie nie mialem, Measure. A kiedy Harrison zmusil mnie, zebym to zrobil, porzucilem go. Nie chcialem z nim miec nic wspolnego. To niczego nie naprawi, ale taka jest prawda: nie naleze do ludzi, ktorych tacy Harrisonowie moga rozstawiac po katach. Juz nie. Gdybym uwazal, ze lubisz wyrownywac rachunki, nie uciekalbym, ale bym ci pozwolil. Tyle ze nie jestes taki.
— Jak juz mowilem, nic sie nie stalo. Tamtego dnia nauczylem sie paru rzeczy. Ty takze. Nie wracajmy do tego. Teraz jestes przyjacielem Alvina, a to znaczy, ze i dla mnie jestes przyjacielem, dopoki pozostaniesz lojalny i wierny.
Lzy blysnely Finkowi w oczach.
— Sam Jezus nie moglby byc bardziej milosierny, choc na to nie zasluguje.
Measure wyciagnal reke. Mike ujal ja i przytrzymal przez sekunde. Porzucili wspomnienia i wrocili do spraw obecnych.
— Odkrylismy to i owo — opowiadal Armor-of-God. — Ciesze sie, ze mialem przy sobie Mike'a. Nie to, zeby musial kogos pobic, ale niektorzy niezbyt dobrze przyjmowali pytania, jakie im zadawalismy.
— Wrzucilem jednego do wodopoju. Nie trzymalem go pod woda ani nic, wiec to sie chyba nie liczy.
— Nie — zasmial sie Alvin. — To takie zwykle zabawy.
— Za tym wszystkim stoja twoi starzy znajomi, Alvinie — podjal Armor-of-God. — Krucjata Praw Wlasnosci to praktycznie Philadelphia Thrower i paru urzednikow, ktorzy otwieraja listy i wysylaja odpowiedzi. Ale za Throwerem stoi kilku ludzi z pieniedzmi, a on stoi za innymi, ktorzy pieniedzy potrzebuja.
— Na przyklad kto? — spytal Horacy.
— Jego pierwszym, najbardziej lojalnym wspolpracownikiem jest czlowiek nazwiskiem Cavil Planter, kiedys wlasciciel farmy w Appalachee. Wciaz przechowuje pewien skarbczyk i pilnuje go jak zlotego bulionu. — Armor- of-God zerknal na Arthura Stuarta.
Arthur skinal glowa.
— Mowicie, ze to ten bialy czlowiek, ktory zgwalcil moja mame, zebym sie urodzil.
— Najpewniej — zgodzil sie Armor.
Alvin patrzyl na Arthura Stuarta w zdumieniu.
— Skad wiesz o takich sprawach?
— Slysze wszystko. I niczego nie zapominam. Ludzie mowili o tym, kiedy bylem za maly, zeby cos zrozumiec. Ale zapamietalem slowa i powtarzalem je sobie, kiedy bylem juz starszy i rozumialem.
— A niech to — burknal Horacy. — Skad Peg i ja mielismy wiedziec, ze wszystko zapamieta?
— Nie zrobiliscie nic zlego — uspokoil go Verily. — Nie ma rady na talenty dziecka. Moi rodzice tez nie potrafili przewidziec, co zrobie, choc probowali, Bog mi swiadkiem. Skoro talent Arthura Stuarta pozwolil mu poznac sprawy zbyt bolesne, to pewnie jego charakter byl dosc silny, by zwalczyc bol. Pozwolil mu dorastac w spokoju.
— To prawda, ze jestem spokojny — zgodzil sie Arthur Stuart. — Ale nigdy nie nazwe go tata. Skrzywdzil mame i chcial ze mnie zrobic niewolnika, a tato tak nie robi. — Obejrzal sie na Horacego Guestera. — Moja czarna mama umarla, zeby mnie tu przyniesc, do prawdziwego taty i mamy, ktorzy ja zastapili po smierci.
Horacy poklepal go po reku. Alvin wiedzial, ze nie lubil, kiedy chlopiec nazywal go tata, ale najwyrazniej juz sie z tym pogodzil. Moze z powodu tego, co Arthur wlasnie powiedzial, a moze dlatego ze Alvin zabral chlopca na rok i Horacy uswiadomil sobie, jak puste jest jego zycie bez przybranego syna.
— A zatem ow Cavil Planter jest jednym z bogatych ludzi wspierajacych grupe Throwera — rzekl Verily. — Kto jeszcze?
— Wiele nazwisk. Poznalismy tylko kilka, ale chodzi o szanowanych mieszkancow Carthage. Wszyscy z frakcji proniewolniczej, albo otwarcie, albo w ukryciu — odparl Armor. — I jestem prawie pewien, gdzie ich pieniadze trafiaja.
— Wiemy, ze oplacili z nich Daniela Webstera.
— Ale o wiele wiecej poszlo na kampanie wyborcza Harrisona Bialego Mordercy.
Umilkli. W ciszy tym lepiej slyszeli strzaly na ulicy, wiwaty, stuk konskich kopyt, wycia i wrzaski.
— Chybotliwy Kanoe zdobyl wlasnie kolejny okreg — poinformowal Horacy.
— Moze dalej na wschodzie nie pojdzie mu tak dobrze — westchnal Alvin.
— Kto wie? — wtracil Measure. — Moge ci obiecac, ze w Vigor Kosciele nie dostanie ani jednego glosu, ale to nie wystarczy.
— Teraz nic juz nie poradzimy. Na szczescie prezydenci nie rzadza wiecznie.
— Mysle, ze jedno jest w tym wszystkim wazne — wtracil Verily. — Ci sami ludzie, ktorych kandydat wygrywa wlasnie wybory, chca tez zabic Alvina.
— Ja bym pomyslal o jakiejs kryjowce — poradzil Measure.
— Juz sie ukrywalem — oswiadczyl Alvin. — Dluzej niz mozna wytrzymac.
— Siedzenie w wiezieniu, kiedy wszyscy dokladnie wiedza, gdzie jestes, to zadne ukrywanie — przypomnial mu Mike Fink. — Musisz byc tam, gdzie nie sprobuja cie szukac, a gdyby nawet znalezli, nic ci nie moga zrobic.
— Pierwsze, co mi przychodzi do glowy, to grob. Ale jeszcze sie tam nie wybieram.
Ktos cicho zastukal do drzwi. Horacy uchylil je lekko.
— Kto tam? — szepnal.
— Peggy.
Horacy otworzyl drzwi i Peggy weszla do srodka. Rozejrzala sie i zachichotala cicho.
— Planujecie tu zmiane losow swiata?
Zbyt wielu z nich pamietalo, co sie zdarzylo, kiedy ostatni raz zebrali sie w tak licznym gronie, zeby uwierzyc w jej zartobliwy ton. Wesolo powitali ja tylko Armor i Mike Fink, ktorych tamtego wieczoru nie bylo w celi Alvina. Szybko strescili, co sie dzialo do tej pory. Poinformowali tez, ze zwyciestwo wyborcze Harrisona uwazane jest za pewne wzdluz calej trasy od Carthage City do Hatrack.
— Wiecie, co jest w tym nieuczciwe? — powiedzial nagle Arthur Stuart. — Ze Harrison Krwawa Reka chodzi sobie wolny i ocieka krwia, a i tak robia z niego prezydenta. Za to Measure musi sie kryc. Inni dobrzy ludzie z powodu tej klatwy boja sie wyjechac z Vigor Kosciola. Wychodzi na to, ze dobrzy wciaz sa karani, a ten najgorszy