— Wiec latwiej bedzie mi ja opowiedziec — stwierdzil Measure. — Ale opowiedziec musze.

— Wroce tu, kiedy juz sie wysiusiam i cos zjem — obiecal Fink. — Za pani przeproszeniem, psze pani.

Wyszedl. Alvin i Peggy patrzeli na siebie, i znowu Verily Cooper, Measure i Arthur Stuart im sie przygladali.

— Czy wy dwoje nie macie juz dosc odgrywania scen przy ludziach?

— Nie ma zadnej sceny do odgrywania — odparla Peggy.

— Szkoda — stwierdzil Alvin. — Myslalem, ze pora na taka, w ktorej ja mowie do ciebie: „Przepraszam”, a ty do mnie…

— A ja mowie: „Nie masz za co przepraszac”.

— A ja na to: „Mam”, a ty: „Nie masz”, „Mam”, „Nie masz”, „Mam”, i tak w kolko, az wybuchamy smiechem.

I oboje wybuchneli smiechem.

— Mialem racje, nie musialas zeznawac — przypomnial Alvin.

Peggy spowazniala natychmiast.

— Na milosc boska, wysluchaj mnie, Margaret! Ty takze mialas racje, jesli sie nad tym zastanowic. Nie powinieniem ci rozkazywac, mowic, co mozesz, a czego nie mozesz robic. Nie ja powinienem decydowac, czy masz poniesc ofiare i czy sprawa jest tego warta. Ty decydujesz o sobie, a ja o sobie. Zamiast toba rzadzic, powinienem tylko poprosic, zebys sie wstrzymala i zobaczyla, czy poradze sobie bez tego. A ty bys sie zgodzila, prawda?

Spojrzala mu prosto w oczy.

— Prawdopodobnie nie — odparla. — Ale powinnam sie zgodzic.

— Moze wiec nie jestesmy az tacy uparci.

— Dzien pozniej… nie, dwa dni pozniej… rzeczywiscie nie jestesmy.

— To wystarczy, jesli tylko pozostaniemy w przyjazni, dopoki nie zmadrzejemy.

— Nie nadajesz sie jeszcze do zycia w malzenstwie, Alvinie — oswiadczyla Peggy. — Przed toba wciaz wiele mil do przejscia, a nie bede ci potrzebna, poki sam nie bedziesz gotow do budowy Krysztalowego Miasta. Nie mam zamiaru siedziec w domu i tesknic za toba; nie chce isc za toba, kiedy potrzebujesz takich towarzyszy, jak ci mezczyzni. Zglos sie do mnie, kiedy zakonczysz swoje wedrowki. Zobaczymy, czy wciaz jestesmy sobie potrzebni.

— A wiec przyznajesz, ze potrzebujemy siebie teraz?

— Nie dyskutuje z toba, Alvinie. W niczym nie przyznam ci racji, a drobne sprzecznosci nie zostana wyjasnione ani naprawione.

— Ci ludzie sa moimi swiadkami, Margaret. Zawsze bede cie kochal. Rodzina, jaka razem stworzymy, bedzie naszym najwspanialszym dzielem, lepszym niz zloty plug i Krysztalowe Miasto.

— Nie oszukuj sam siebie, Alvinie. Krysztalowe Miasto bedzie stalo zawsze, jesli tylko dobrze je zbudujesz. A nasza rodzina zniknie po kilku pokoleniach.

— A wiec przyznajesz, ze zalozymy rodzine.

Usmiechnela sie.

— Powinienes kandydowac w wyborach. Przegralbys, ale debaty bylyby zabawne.

Szla juz do drzwi, kiedy otworzyly sie nagle. Do pokoju wszedl blady szeryf Po Doggly. Rozejrzal sie i dostrzegl Alvina.

— Jak mozesz tak sobie siedziec, bez sztuki broni w calym pokoju?

— Nie napadlem na nich ani oni na mnie — odparl Alvin. — Nie pomyslelismy, zeby przyniesc strzelby.

— Wlamali sie do aresztu. Jakis czlowiek, podajacy sie za ojca Amy Sump, podburzyl tlum. Trzydziestu ludzi wylamalo drzwi do sadu, obezwladnilo Billy'ego Huntera i odebralo mu klucze. Wyciagneli z celi wszystkich wiezniow i zaczeli ich tluc, zeby sie przyznali, ktory jest toba. Wrocilem, zanim kogos zabili, i przepedzilem ich, ale noca nie odjada daleko od miasta. Ktos im w koncu zdradzi, gdzie jestes. Dlatego spijcie dzisiaj z bronia.

— Prosze sie o to nie martwic — uspokoila go Peggy Larner.

— Dzisiaj tu nie przyjda.

Po spojrzal na nia, potem na Alvina.

— Jestescie pewni?

— Nie warto nawet wystawiac straznikow. Zwrociliby tylko uwage na zajazd. Ludzie wynajeci, zeby zabic Alvina, to tchorze. Zanim sprobuja, musza sie najpierw upic. Przespia do rana.

— A potem odjada?

— Wystawcie straze na czas procesu. Potem, jesli Alvina uniewinnia, wyjedzie z Hatrack i wasze koszmary sie skoncza.

— Wlamali sie do aresztu — powtorzyl Po Doggly. — Nie wiem, kim sa twoi wrogowie, Alvinie, ale na twoim miejscu pozbylbym sie tego pluga.

— Tu nie chodzi o plug — stwierdzil Alvin. — Chociaz niektorzy z nich pewnie w to wierza. Ale z plugiem czy nie, ci, co chca mojej smierci, i tak beda nasylac na mnie takich ludzi.

— Naprawde nie chcesz mojej ochrony? — upewnil sie szeryf.

Alvin i Peggy Larner wspolnie uznali, ze nie. Po pozegnal sie i ruszyl do drzwi, ale Peggy wziela go pod reke.

— Odprowadzcie mnie na dol, jesli mozna prosic, do pokoju, ktory dziele z moja nowa przyjaciolka Ramona.

I wyszla, nie ogladajac sie na Alvina. Gdy tylko drzwi sie zamknely, Measure parsknal smiechem.

— Alvinie, czy ona chce cie wyprobowac? Upewnic sie, ze nigdy nie podniesiesz na nia reki, chocby nie wiem jak cie prowokowala?

— Mam przeczucie, ze nie widzielismy jeszcze prawdziwej prowokacji — westchnal Alvin.

Ale usmiechal sie przy tym i wszyscy odniesli wrazenie, ze podoba mu sie pomysl stoczenia czasem walki z panna Larner — walki na slowa, oczywiscie, na spojrzenia, mrugniecia i zlosliwe usmieszki.

Po wizycie Mike'a Finka zgasili swiece i pokladli sie do lozek.

— Zastanawiam sie, co chcieli ze mna zrobic — mruknal jeszcze Alvin.

Nikt nie spytal, o kim mowi.

— Chcieli cie zabic — odpowiedzial Measure. — Czy to wazne, jakiego sposobu by uzyli? Powieszenie. Spalenie zywcem. Tuzin kul z muszkietu. Naprawde chcesz wiedziec, jak miales zginac?

— Chcialbym przyzwoicie wygladac jako zwloki, zeby mozna bylo otworzyc trumne i zeby moje dzieci mogly sie ze mna pozegnac.

— Cos ci sie sni. Bo w tej chwili zadna zona ani dzieci nie moga na ciebie patrzec. Chociaz, moim zdaniem, niektorzy chetnie by cie pozegnali.

— Przypuszczam, ze chcieli mnie powiesic — uznal Alvin. — Jesli kiedys zobaczycie, ze mnie wieszaja, nie narazajcie zycia, by mnie ratowac. Wroccie tylko, kiedy juz skoncza, i mnie odetnijcie.

— Czyli nie obawiasz sie liny? — zapytal Measure.

— Ani utoniecia czy uduszenia. Ani upadku; potrafie nastawic zlamania i zmiekczyc pod soba kamienie. Co innego ogien. Ogien, sciecie glowy, zbyt wiele kul… To by mnie moglo zabic. Gdyby na cos takiego sie zanosilo, chetnie przyjme pomoc.

— Postaram sie nie zapomniec — obiecal Measure.

* * *

W poniedzialek rano ludzie zebrali sie za kuznia okolo dziesiatej. Ale od switu pilnowali okolicy uzbrojeni po zeby zastepcy szeryfa. Sedzia ustawil przysieglych tak, zeby widzieli wszystko nie gorzej niz Marty Laws, Verily Cooper, Alvin Smith, Makepeace Smith i Hank Dowser.

— Otwieram rozprawe — oznajmil glosno. — A teraz, panie Dowser, prosze wskazac nam miejsce, ktore pan wyznaczyl.

— Skad mamy wiedziec, ze wskaze to samo miejsce? — zapytal Verily Cooper.

— Poniewaz odnajde je z pomoca rozdzki — wyjasnil Hank Dowser. — To samo miejsce bedzie najlepsze i teraz.

Wtedy odezwal sie Alvin:

Вы читаете Alvin Czeladnik
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату