gdyby jej nie poznal, po czym powoli wrocil do siebie ze zdziwieniem na twarzy. Przypominal kogos, kto zbudzil sie ze snu albo przyjechal z dalekiej podrozy. Gestem zaprosil dziewczyne w poblize stolika, jego spojrzenie wyraznie sie ozywilo. Znow zerknal na szachownice, chcac sprawdzic, czy tam wszystko w porzadku, by w koncu bez wahania, nie spieszac sie i nie na chybcika, ale z rozmyslem – przesunac pionka. Wokol stolu rozlegl sie pomruk rozczarowania, a mlody okularnik popatrzyl na niego najpierw zdumiony, jakby byl skazancem ulaskawionym tuz przed egzekucja, nastepnie zas usmiechniety i zadowolony.
– No, dalej to juz warcaby – ocenil ktorys z gapiow.
Munoz, wstajac od stolu, wzruszyl ramionami.
– Tak – odparl. Nie patrzyl juz na szachownice. – Ale goniec na d7 doprowadzilby do mata w pieciu.
Porzucil grupke i podszedl do Julii, tymczasem kibice Studiowali wariant, o ktorym przed chwila mowil. Julia ukradkiem pokazala w ich strone.
– Musza nienawidzic pana z calego serca – rzekla cicho.
Szachista przechylil glowe, a jego mine rownie dobrze mozna bylo uznac za daleki usmiech, jak i za grymas pogardy.
– Pewnie tak – odpowiedzial, wzial do reki plaszcz i ruszyl naprzod. – Zlatuja sie jak sepy, w nadziei ze beda swiadkami, jak ktos mnie wreszcie rozszarpie na strzepy.
– Ale pan pozwala z soba wygrac… Dla nich to musi byc upokarzajace.
– Mniejsza o to – w jego glosie nie bylo sladu zadufania ani dumy, tylko bezinteresowna wzgarda. – Za nic w swiecie nie chca stracic zadnej mojej partii.
W szarej mgle okalajacej muzeum Prado Julia poinformowala go o okolicznosciach rozmowy z Belmontem. Munoz wysluchal do konca bez slowa komentarza, nawet kiedy dziewczyna wyjawila mu, jakie hobby ma bratanica. Wilgoc nie przeszkadzala szachiscie: spacerowal powoli, wsluchany w opowiesc Julii, w rozpietym plaszczu, z poluznionym, jak zwykle, wezlem krawata. Glowe mial pochylona, a oczy wbite w niezbyt czyste czubki butow.
– Pytala mnie pani kiedys, czy kobiety tez graja w szachy… – odezwal sie w koncu. – Odpowiedzialem wtedy, ze wprawdzie szachy sa gra typowo meska, ale zdarzaja sie dobre szachistki. Tyle ze naleza do wyjatkow.
– Ktore, jak podejrzewam, potwierdzaja regule.
Munoz potarl dlonia czolo.
– Zle pani podejrzewa. Wyjatek nie tyle potwierdza, ile uniewaznia albo niszczy wszelkie reguly… Dlatego tak bardzo trzeba uwazac przy wyprowadzaniu wnioskow. Ja tylko powiedzialem, ze kobiety slabo grywaja w szachy, a nie, ze wszystkie zle graja. Rozumie mnie pani?
– Rozumiem.
– Nie przeczy to faktowi, ze w praktyce kobiety maja nienadzwyczajne wyniki jako szachistki… Dam pani przyklad: w Rosji, gdzie szachy sa narodowa rozrywka, tylko jednej kobiecie. Wierze Mienczik, udalo sie dorownac najwiekszym mistrzom.
– Z czego to wynika?
– Moze z tego, ze szachy wymagaja zbyt duzej obojetnosci na swiat zewnetrzny. – Zatrzymal sie i popatrzyl na Julie. – A jaka jest ta Lola Belmonte?
Dziewczyna zamyslila sie.
– Nie wiem, jak ja okreslic. Antypatyczna. Byc moze despotka… Agresywna. Szkoda, ze nie bylo jej w domu, jak poszlismy tam obydwoje.
Stali kolo cembrowiny kamiennej fontanny, zwienczonej niewyrazna sylwetka posagu, ktory groznie pochylal sie ku nim we mgle. Munoz przygladzil wlosy do tylu, spojrzal na zmoczona dlon i wytarl ja o plaszcz.
– Agresja, uzewnetrzniona albo wewnetrzna, charakteryzuje wielu graczy – usmiechnal sie zdawkowo, nie precyzujac, czy ta definicja obejmuje takze jego. – Szachiste zazwyczaj utozsamia sie z czlowiekiem osaczonym, w jakis sposob uciskanym… Atak na krola, czyli sens gry, zamach na wladce, bylby wiec forma wyzwolenia sie z tego stanu. Widziana z takiej perspektywy gra moze zainteresowac kobiete… – przez usta Munoza znow przebiegl slaby usmiech. – Podczas rozgrywki ludzie wokol wydaja sie bardzo malutcy.
– A poprzez ruchy naszego przeciwnika odkryl pan u niego podobna ceche?
– To nielatwe pytanie. Mam za malo danych. Za malo ruchow. Na przyklad: kobiety wykazuja czesto predylekcje do gry goncami – wchodzac w szczegoly, Munoz wyraznie sie ozywial. -…Nie znam przyczyn, dla ktorych tak sie dzieje, ale byc moze ta figura, poruszajaca sie bardzo w glab szachownicy i po przekatnej, ma najbardziej zenski charakter ze wszystkich. – Machnal reka, jakby sam nie przywiazywal specjalnej wagi do tego, co mowil, i chcial wymazac wlasne slowa. – Na razie jednak czarne gonce nie odgrywaja w naszej partii waznej roli… Jak pani widzi, mamy mnostwo pieknych teorii, ktore do niczego nie sluza… Stoimy przed problemem podobnym do tego na szachownicy: jestesmy w stanie sformulowac hipotezy, domysly, ale bez dotykania bierek.
– A zdradzi mi pan ktoras hipoteze…? Czasem mam wrazenie, ze doszedl pan do jakichs wnioskow, ale nie chce ich nam pan wyjawic.
Munoz przechylil glowe, jak zwykle, gdy mial sie zmierzyc z trudnym zagadnieniem.
– To skomplikowana sprawa – odparl po krotkim wahaniu. – Mam w glowie pare koncepcji, ale stoje przed problemem, o ktorym wlasnie pani powiedzialem… W szachach nie ma sposobu, zeby cos udowodnic, dopoki nie zrobi sie ruchu, a wtedy juz za pozno na korekte.
Ruszyli dalej, mijajac z jednej strony kamienne lawki, z drugiej zamazane we mgle ogrodzenia. Julia westchnela cicho.
– Gdyby ktos mi powiedzial, ze bede isc sladem mordercy po szachownicy, uznalabym, ze oszalal. Do imentu.
– Juz mowilem pani, ze szachy maja duzo wspolnego z dochodzeniem policyjnym. – Munoz znowu machnal dlonia w powietrzu, jakby przesuwal figure po planszy. – Jeszcze przed Conan Doyle'em ma pani metode analityczna Dupina, u Poe.
– Edgara Allana Poe…? Nie uwierze, ze on tez gral w szachy.
– Byt wielbicielem szachow. Najslynniejsza anegdota jest jego sledztwo w sprawie tak zwanego Gracza Maelzela, ktory prawie nigdy nie przegral partii… Poe poswiecil mu esej napisany w tysiac osiemset trzydziestym ktoryms. Zeby rozwiklac jego zagadke, przeprowadzil szesnascie wariantow analitycznych, by wreszcie dojsc, ze wewnatrz automatu musi znajdowac sie ukryty czlowiek.
– I to samo pan robi? Szuka ukrytego czlowieka?
– Probuje, ale to niczego nie gwarantuje. Nie jestem Allanem Poe…
– Oby sie panu udalo, to lezy w moim interesie… Pan jest moja ostatnia nadzieja.
Munoz poruszyl ramionami i milczal przez chwile.
– Nie chcialbym, zeby sie pani za bardzo ludzila – rzekl, przeszedlszy kilka krokow. – Kiedy zaczynalem grac w szachy, byly takie momenty, w ktorych sadzilem, ze nie przegram zadnej partii… I nagle, w samym srodku euforii, padalem pokonany i dopiero kleska pozwalala mi znow stanac twardo na ziemi – przymknal oczy, jakby czail sie na kogos we mgle. – Okazuje sie, ze kazdy znajdzie lepszego od siebie przeciwnika. Dlatego dobrze jest trwac w zdrowej niepewnosci.
– Mnie ta niepewnosc wykancza.
– Ma pani powody, by tak to odczuwac. Przystepujac do partii, szachista wie, ze walka bedzie bezkrwawa. Pociesza sie, ze to w koncu tylko gra… Pani przypadek jest inny.
– A pan…? Uwaza pan, ze on domysla sie panskiej roli w tej historii?
Munoz zrobil wymijajaca mine.
– Nie mam pojecia, czy on wie, kim jestem. Ale jest pewien, ze ktos potrafi odczytac jego posuniecia. W innym razie gra nie mialaby sensu.
– Chyba powinnismy odwiedzic Lole Belmonte.
– Zgoda.
Julia spojrzala na zegarek.
– Jestesmy blisko mojego domu, wiec najpierw zapraszam pana na kawe. Jest u mnie Menchu, pewnie juz wstala. Ma problemy.
– Powazne?
– Na to wyglada. Wczoraj w nocy zachowywala sie nad wyraz dziwnie. Chcialabym, zeby pan ja poznal –