zamyslila sie z niewesola mina. – Zwlaszcza teraz.
Przeszli na druga strone alei. Samochody jechaly powoli, oslepiajac ich swiatlami.
– Jesli to Lola Belmonte zorganizowala caly ten horror – rzekla Julia nagle – to ja zamorduje tymi rekami…
Munoz popatrzyl na nia zaskoczony.
– Zalozywszy, ze teoria o agresywnosci jest sluszna – powiedzial, a Julia stwierdzila, ze spoglada na nia z nieznanym jej dotychczas, pelnym zainteresowania szacunkiem – to bylaby z pani znakomita szachistka, o ile chcialaby pani poswiecic sie szachom.
– Juz zaczelam – odparla, patrzac z niechecia na otaczajace ja metne, mgliste cienie. – Od jakiegos czasu gram w szachy. I za cholere mnie to nie bawi.
Wsunela klucz w potezny zamek i przekrecila go dwukrotnie. Munoz czekal obok na podescie. Skladal na ramieniu plaszcz, ktory wlasnie zdjal.
– Wszystko jest rozbebeszone – powiedziala. – Rano nie mialam czasu posprzatac…
– Nie ma znaczenia. Najwazniejsza jest kawa.
Julia weszla do pracowni, polozyla torebke na krzesle i rozsunela zaluzje w lukarnie. Mglista jasnosc dnia naplynela do srodka, oblewajac wnetrze szarym swiatlem, niezdolnym rozgonic cieni z najdalszych zakatkow mieszkania.
– Za ciemno – powiedziala i podeszla do kontaktu lampy. W tym momencie zobaczyla zdziwienie w oczach Munoza i w naglej panice pobiegla wzrokiem za jego spojrzeniem.
– Gdzie postawila pani obraz? – spytal szachista. Nie odpowiedziala. Gleboko w niej cos peklo. Wpatrywala sie nieruchomo, szeroko otwartymi oczyma, w puste sztalugi.
– Menchu – wymamrotala po chwili, czujac, ze wszystko sie w niej wywraca. – Zapowiadala mi to wczoraj w nocy, u ja, jak ta glupia, nie zwrocilam uwagi…!
Zoladek skurczyl sie jej w odruchu potwornych mdlosci, w ustach poczula gorzka zolc. Spojrzala nieprzytomnie na Munoza i, nie mogac sie dluzej powstrzymac, popedzila do lazienki. W przedpokoju opadly z niej sily, stanela, oparla sie o futryne drzwi do sypialni. I wtedy zobaczyla Menchu. Lezala na podlodze u nog lozka, twarza do gory, a chustke, ktora zostala uduszona, jeszcze miala zawiazana wokol szyi. Sprawca podciagnal jej groteskowo spodnice az do pasa, a miedzy nogi wbil szyjke butelki.
XII. Hetman, skoczek, goniec
Ja nie gram martwymi bialymi i czarnymi
bierkami. Gram istotami ludzkimi z krwi i kosci.
Emanuel Lasker
Zgodnie z poleceniem sedziego sledczego cialo denatki mozna bylo zabrac dopiero o siodmej, kiedy na dworze zrobilo sie ciemno. Przez cale popoludnie po mieszkaniu krecili sie w te i we w te policjanci i funkcjonariusze sadu okregowego, uwijajacy sie w sypialni i przedpokoju w blyskach fleszy. W koncu wyniesli Menchu na noszach, w plastikowej bialej torbie zasunietej na zamek. Zostala tylko jej kredowa sylwetka na podlodze, obojetna reka narysowana przez jednego z inspektorow, ktorych uzbrojona Julia przylapala w niebieskim fordzie na Rastro.
Nadinspektor Feijoo wyszedl na ostatku, ale przedtem jeszcze przez prawie godzine uzupelnial zeznania, jakie zlozyli wczesniej Julia i Munoz, a takze Cesar, ktory zjawil sie natychmiast po ich telefonie. Policjant, ktory nigdy w zyciu nie mial w reku szachow, byl wyraznie skonsternowany. Spogladal na Munoza jak na raroga, nieufnie przyjmujac jego techniczne objasnienia, tylko co chwila popatrywal na Cesara i Julie, jakby zastanawial sie moze, czy we trojke nie robia z niego gigantycznego wala.
Na przemian notowal, dotykal wezla krawata i siegal do kieszeni, by rzucic tepym wzrokiem na tekturowa karteczke, znaleziona kolo ciala Menchu. Widnialy na niej zapisane na maszynie znaki, ktore Munoz podjal sie mu wytlumaczyc, ale policjanta zaczela od tego tylko potwornie bolec glowa. Naprawde interesowala go tu jedna rzecz: czego dotyczyla klotnia, jaka stoczyla poprzedniego wieczoru wlascicielka galerii ze swoim narzeczonym. Albowiem – jak wynikalo z raportu przedstawionego po poludniu przez wyslanych na miejsce funkcjonariuszy Maximo Olmedilla Sanchez, kawaler, lat dwadziescia osiem, z zawodu model pracujacy w reklamie, przebywal w miejscu nieznanym. Dla wyjasnienia: dwoch swiadkow, taksowkarz i odzwierny sasiedniej posesji, rozpoznalo go z rysopisu jako mlodego mezczyzne, ktory opuszczal brame domu Julii miedzy dwunasta a dwunasta pietnascie w poludnie. Natomiast wedlug wstepnego rozpoznania lekarza sadowego Carmen Roch po otrzymaniu smiertelnego ciosu w tylna czesc czaszki zostala uduszona przez osobe stojaca z przodu, pomiedzy jedenasta a dwunasta. Butelke tkwiaca miedzy nogami (trzy czwarte litra dzinu Beefeater, prawie nie ruszone), do ktorej Feijoo powracal z niemilosiernym uporem – w ramach odwetu za szachowa kolomyje, zafundowana mu przez trojke rozmowcow – sam byl sklonny uznac za wazny dowod, bo w gre calkiem prawdopodobnie mogla wchodzic zbrodnia w afekcie. Przeciez denatka – tu zmarszczyl czolo z wypisana na twarzy madroscia ludowa, ze niby kto mieczem wojuje… wedlug zgodnych wyjasnien, zlozonych przez sama Julie i don Cesara, nie nalezala do osob o nieposzlakowanej moralnosci. Co zas do zwiazku tej sprawy ze smiercia profesora Ortegi, mieli do czynienia z oczywistym lacznikiem w postaci znikniecia obrazu. Feijoo rzucil jeszcze kilka uwag, wysluchal odpowiedzi Julii, Mimoza i Cesara na kolejne pytania, po czym pozegnal sie, proszac, zeby stawili sie nazajutrz rano w komisariacie.
– A pani, panienko, moze juz sie nie bac – zatrzymal sie w progu i popatrzyl na Julie z mina stroza prawa, ktory panuje nad sytuacja. – Juz wiemy, kogo mamy szukac. Dobranoc.
Zamknawszy za nim, Julia oparla sie plecami o drzwi i spojrzala na przyjaciol. Jej spokojne juz oczy byly mocno podkrazone – duzo tego dnia plakala z rozpaczy i wscieklosci, ze jest tak bezradna. Najpierw, przy Munozie, po cichu, zaraz po odkryciu ciala Menchu. Potem, kiedy zjawil sie wyraznie oniemialy i przerazony okropna nowina Cesar, objela go rekami jak mala dziewczynka i, wpijajac sie w jego ubranie, wybuchla glosnym szlochem. Nie mogla juz dluzej nad soba zapanowac. Szeptane jej na ucho przez antykwariusza slowa pociechy na nic sie nie zdawaly. Do takiego stanu doprowadzila ja nie tylko smierc przyjaciolki, ale – jak wyznala dlawiac sie strumieniami lez, ktore palily jej policzki – nieznosne napiecie ostatnich dni i upokarzajaca swiadomosc, ze morderca zupelnie bezkarnie gra ich losami, wiedzac, ze sa na jego lasce.
Przesluchanie odnioslo w kazdym razie jeden pozytywny skutek: przywolalo ja do rzeczywistosci. Niebotyczna tepota, z jaka Feijoo nie dopuszczal do siebie rzeczy oczywistych, zaklamanie, z jakim potakiwal podawanym przez ich troje informacjom, kompletnie nic nie pojmujac – te fakty uzmyslowily jej, ze ze strony policji nie powinna liczyc na zbyt wiele. Po telefonie od funkcjonariusza wyslanego do Maxa i po zeznaniach dwoch swiadkow Feijoo, bezmyslnie jak typowy gliniarz, doszedl do nastepujacego wniosku: najprostszy motyw jest motywem najbardziej prawdopodobnym. Zgoda, calkiem ciekawa ta historyjka z szachami. Na pewno pozwoli uzupelnic kilka szczegolow. Natomiast jesli chodzi o sedno sprawy, to trzeba ja traktowac raczej anegdotycznie… Kluczem jest butelka. Patologia znana z dziejow kryminalistyki. Bo wbrew temu, co sie czytuje w powiesciach kryminalnych, panienko, pozory nigdy nie myla.
– No to teraz nie ma watpliwosci – powiedziala Julia. Na schodach jeszcze slychac bylo kroki Feijoo. – Alvaro zostal zamordowany, podobnie jak Menchu. Ktos od dawna ukrywal sie za obrazem.
Kolo stolu stal Munoz, z rekami w kieszeniach marynarki, i wpatrywal sie w papier, na ktorym tuz po odejsciu nadinspektora zapisal tresc karteczki, znalezionej kolo trupa. Cesar siedzial na sofie, na ktorej Menchu spedzila ostatnia noc, i oslupialy gapil sie na puste sztalugi. Slyszac stowa Julii, pokrecil glowa.
– To nie byl Max – powiedzial po krotkim zastanowieniu. – To calkowicie wykluczone, zeby ten balwan potrafil wszystko zorganizowac.
– Ale byl tutaj. Przynajmniej na klatce.
Antykwariusz skulil sie w sobie wobec tego dowodu, ale nie wygladal na przekonanego.
– W takim razie ktos jest z nim w zmowie… Jezeli Max byl, nazwijmy to, slepym mieczem, do kogos innego