grywa?
– Czasami.
Jej maz podniosl szklanke z whisky.
– Po prawdzie to calkiem niezle gra. Nigdy nie udalo mi sie z nia wygrac. – Pomyslal nad tym, co wlasnie powiedzial, mrugnal okiem i pociagnal tegi lyk. – Co oczywiscie o niczym nie swiadczy.
Lola Belmonte spogladala podejrzliwie na Munoza. Na Julii sprawiala wrazenie osoby zarazem zaborczej i dwulicowej, co w jakis sposob podkreslaly jej za dlugie spodnice, szczuple, przypominajace szpony, kosciste dlonie i baczne spojrzenie, ktoremu asystowaly haczykowaty nos i agresywnie wysuniety podbrodek. Chyba z trudem sie powstrzymywala, by nie wybuchnac, bo wyraznie uwydatnily jej sie sciegna w dloniach. Przypomina niebezpieczna harpie – pomyslala Julia – rozdrazniona i zuchwala. Nietrudno bylo wyobrazic sobie, jak sie delektuje zlosliwosciami, mszczac sie na innych za wlasne kompleksy i frustracje. Skrepowana jednostka, ograniczona przez okolicznosci. Atak na krola jako sprzeciw wobec kazdej wladzy, ktora nie jest jej wlasna, okrucienstwo i wyrachowanie, chec odegrania sie na kazdym… Na stryju, na mezu… Moze i na calym swiecie. Obraz to obsesja jej chorego, nietolerancyjnego umyslu. Te szczuple, nerwowe dlonie posiadaly sile, zeby zadac smiertelny cios w kark, udusic jedwabna chustka… Bez trudu wyobrazila ja sobie w czarnych okularach i plaszczu przeciwdeszczowym. Nie potrafila jednak ustalic zadnego powiazania miedzy nia a Maxem. To juz zakrawalo na absurd.
– Nieczesto – odezwal sie Munoz – spotyka sie kobiety grajace w szachy.
– Owszem, gram. – Lola Belmonte wyraznie sie sploszyla, wietrzac niebezpieczenstwo. – Przeszkadza to panu?
– Wrecz przeciwnie. Bardzo mi milo… Na szachownicy mozna zrealizowac zamysly, ktore w praktyce, to znaczy w rzeczywistym zyciu, zdaja sie niewykonalne… Co pani na to?
Zrobila jakas nieokreslona mine, jakby nigdy nie przyszlo jej do glowy to, o czym mowil.
– Moze. Dla mnie to tylko kolejna gra. Hobby.
– Ale ma pani chyba po temu zdolnosci. Podkreslam, nieczesto spotyka sie kobiety dobrze grajace w szachy…
– Kobiety potrafia rozne rzeczy. Inna sprawa, ze nie kazdy nam pozwala rozwinac skrzydla.
W kaciku ust Munoza pojawil sie wyzywajacy usmieszek.
– Lubi pani grac czarnymi? Zazwyczaj sa zmuszane do gry obronnej… Inicjatywe maja biale.
– To bzdury. Nie rozumiem, dlaczego czarne mialyby tylko czekac na cios. Zupelnie jak kobieta w domu.
– Zerknela z pogarda na meza. – Wszyscy uwazaja, ze to oczywiscie mezczyzna nosi spodnie.
– A tak nie jest…? – dociekal Munoz z lekkim usmieszkiem. -… Na przyklad w partii z obrazu. Pozycja wyjsciowa daje przewage bialym. Czarny krol jest w opresji. A czarny hetman, przynajmniej z poczatku, niewiele moze zdzialac.
– W tej partii czarny krol nie odgrywa zadnej roli. Cala odpowiedzialnosc spada na czarna krolowa. Na nia i na pionki. Te partie wygrywa sie krolowa i pionkami.
Munoz wyjal z kieszeni kartke.
– Grala pani kiedys ten wariant?
Lola Belmonte patrzyla wyraznie skonsternowana na rozmowce, a nastepnie na podana jej kartke. Munoz niby to bladzil wzrokiem po pokoju, by wreszcie spojrzec na Julie. Niezle rozegrane – mogl odczytac w jej oczach, sam jednak nie dal po sobie niczego poznac.
– Chyba tak – odrzekla Lola Belmonte po chwili.
– Biale graja pionkami po kolei albo krolowa w poblizu krola, szykuja sie do szacha w nastepnym ruchu… – popatrzyla z zadowoleniem na Munoza. – Biale, chyba slusznie, postanowily zagrac krolowa.
Munoz skinal glowa.
– Zgadzam sie. Ale mnie bardziej interesuje nastepne posuniecie czarnych. Co by pani zrobila?
Lola Belmonte zmruzyla podejrzliwie oczy. Usilowala dopatrzyc sie w pytaniu jakichs podtekstow. Wreszcie oddala kartke Munozowi.
– Juz od dawna nie rozgrywam tej partii, ale przypominam sobie co najmniej cztery warianty: czarna wieza bije konika, ktory wiedzie biale do banalnego zwyciestwa na bazie krolowej i pionkow… Inna mozliwosc: chyba to konik bije pionka. Czarna krolowa moze tez zbic wieze, goniec moze zbic pionka… Mozliwosci sa nieskonczone. – Spojrzala na Julie i znow na Munoza. – Ale nie bardzo wiem, co to ma wspolnego z…
– Co by pani zrobila – zapytal niewzruszony Munoz, puszczajac jej uwage mimo uszu – zeby czarne wygraly…? Miedzy nami, szachistami, chcialbym wiedziec, w ktorym momencie zdobylaby pani przewage.
Lola Belmonte popatrzyla na niego wyniosle.
– Mozemy zagrac, kiedy pan zechce. Wtedy sie pan dowie.
– Z rozkosza, i trzymam pania za slowo. Ale jest jeden wariant, o ktorym pani nie wspomniala, moze dlatego, ze go pani nie pamieta. Wariant przewidujacy wymiane hetmanow. – Machnal lekko reka, jak gdyby zmiatal bierki z niewidzialnej szachownicy. – Wie pani, o czym mowie?
– Oczywiscie, ze tak. Kiedy czarna krolowa bije pionka na d5, wymiana jest rozstrzygajaca – to powiedziawszy, Lola Belmonte usmiechnela sie z okrutnym triumfem. – I czarne wygrywaja. – Jej jastrzebie oczy znow popatrzyly i z pogarda na meza, a nastepnie na Julie. -…Szkoda, ze pani nie gra w szachy.
– I co pan sadzi? – zapytala Julia, gdy tylko wyszli na ulice.
Munoz lekko przechylil glowe. Szedl zewnetrzna strona chodnika, po jej prawej stronie, i beznamietnie zawieszal wzrok na mijanych twarzach. Podejrzewala, ze wolalby uniknac odpowiedzi.
– Z technicznego punktu widzenia – odezwal sie niechetnie – to moze byc ona. Zna wszystkie warianty partii, poza tym gra dobrze. Powiedzialbym wrecz, ze calkiem dobrze.
– Ale nie jest pan przekonany…
– Pewne szczegoly nie pasuja.
– Jest bardzo bliska naszemu wyobrazeniu o tamtym. Zna partie na wylot. Jest na tyle sprawna, zeby zabic kobiete czy mezczyzne, i ma w sobie cos niepokojacego, co sprawia na innych nieprzyjemne wrazenie. – Zmarszczyla czolo, zastanawiajac sie, jak uzupelnic charakterystyke. – Jest chyba zlym czlowiekiem. Poza tym darzy mnie niewytlumaczalna antypatia… A przeciez jestem taka, jaka powinna byc kobieta wedlug jej wlasnych slow: niezalezna, nie skrepowana rodzina, raczej pewna siebie… Nowoczesna, jak by to okreslil don Manuel.
– I moze wlasnie dlatego pani nienawidzi. Za to, ze pani jest tym, czym jej sie nie udalo byc… Nie mam pamieci do tych historyjek, ktore pani i Cesar tak lubicie, ale zdaje sie, ze czarownica w koncu znienawidzila zwierciadelko.
Mimo powagi sytuacji Julia wybuchla smiechem.
– Mozliwe… Nigdy nie przyszlo mi to do glowy.
– Widzi pani – Munoz tez zdobyl sie na slaby usmiech.
– Niech pani unika jablek w najblizszych dniach.
– Stoja przy mnie moi ksiazeta. Pan i Cesar. Goniec i konik, prawda?
Munoz juz sie nie usmiechal.
– Panno Julio, to juz nie jest gra – powiedzial po chwili. – Prosze o tym nie zapominac.
– Nie zapominam. – Wziela go pod ramie, na co lekko zesztywnial. Czul sie niezrecznie, ale Julia, nie puszczajac go, szla naprzod. Polubila w koncu tego dziwnego, niezrecznego i gburowatego faceta. Sherlock Munoz i Julia Watson – pomyslala, smiejac sie w duchu pod wplywem naglego przyplywu optymizmu, ktory ustapil dopiero na wspomnienie Menchu.
– O czym pan mysli? – spytala szachiste.
– Ciagle o bratanicy Belmontego.
– Ja tez. Prawde mowiac, odpowiada we wszystkich szczegolach obrazowi osoby, ktorej szukamy… Chociaz pan nie jest zdecydowany.
– Nie twierdze, ze ona nie mogla byc kobieta w plaszczu. Tyle ze nie rozpoznaje w niej tajemniczego szachisty…
– Ale przeciez tyle rzeczy sie zgadza. Czy to nie dziwne, ze kobieta tak interesowna zaledwie w pare godzin po tym, jak skradziono jej obraz, nagle zapomina o oburzeniu i spokojnie gawedzi o szachach…? – Julia puscila ramie Munoza i wbila w niego wzrok. – Albo jest hipokrytka, albo szachy znacza dla niej wiecej, niz nam sie