biurkiem, i przysiadla na jego brzegu.
— Mam spotkanie za pietnascie minut — poinformowala go Holly. — Komitet przydzialu wody.
— Nie zabiore ci duzo czasu. Po prostu zastanawialem sie nad czyms w zwiazku z twoja siostra.
Holly zmarszczyla brwi.
— Przykro mi, ze oberwales od Pancho. Ona czasami jest naprawde nie do zniesienia.
— Mnie to mowisz? — prychnal Eberly, pocierajac szczeke.
Przy biurku zapadla na chwile niezreczna cisza. Po paru sekundach odezwala sie Holly.
— Wiec co chcesz wiedziec o Panch? Eberly zawahal sie na moment.
— Po co ona tu przyleciala? Zamierza tu zostac, czy wraca na Ziemie?
Holly wzruszyla ramionami.
— Mowi, ze przyleciala spedzic ze mna swieta. A jesli chcesz sie dowiedziec, jak dlugo chce tu zostac, to musisz ja zapytac.
— Mialem nadzieje, ze ty to zrobisz — odparl Eberly. — Moje jedyne spotkanie z twoja siostra nie przebieglo w przyjaznej atmosferze.
Znow potarl szczeke.
Holly o malo nie zachichotala.
— Jasne. Rozumiem. Zapytam ja, nie ma sprawy.
— Dobrze — odparl. — Dziekuje, Holly.
— Nie ma sprawy — powtorzyla, po czym wstala i wyszla. Eberly przez sekunde mial ochote zadzwonic do Aaronsona, zeby jakos sie uspokoic, szybko jednak doszedl do wniosku, ze to nie ma sensu. Bedzie dzwonil do mnie z kazdym zepsutym drobiazgiem, powiedzial sobie w duchu. Naprawa maszyn to jego sprawa, nie moja.
Po drugiej stronie wioski zwanej Atenami, Nadia Wunderly siedziala w swoim laboratorium i wpatrywala sie z rozpacza w obraz, ktory unosil sie przed jej oczami. Wygladalo to, jakby sciana laboratorium znikla, zastapiona przez czarne glebie kosmosu — i polyskliwy splendor pierscieni Saturna.
Ogladala po raz kolejny, jak wedrujacy odlamek pokrytej lodem skaly wpada w studnie grawitacji Saturna. Uciekinier z Pasa Kuipera, powiedziala sobie po raz tysieczny, obiekt spoza Neptuna, ktory zostal wytracony ze swojej orbity i wpadl w sidla Saturna.
Na przyspieszonym filmie lodowa skala zanurkowala obok Saturna raz, drugi, po czym wykonala petle wokol planety, by zajac orbite miedzy pierscieniami.
— Odtworz najwolniej — zawolala Nadia do komputera. Tym razem odtworzone to zostalo w takim tempie, ze obraz przypominal rozwijana w chlodny dzien tafte. Wunderly zobaczyla, jak skala wpada w pierscien B, najszerszy i najjasniejszy w calym skomplikowanym systemie pierscieni Saturna.
I tam ja przywitaly lodowe stworzenia. Jak blyszczace platki sniegu, otoczyly nowego przybysza i zaczely go pozerac. Oczywiscie, przyznala Nadia w duchu, to wyglada jak burza sniezna otaczajaca nowo przybylego. Najslynniejsi biolodzy na Ziemi nie chcieli uwierzyc, ze czasteczki z pierscieni zawieraly jakies istoty zywe. Twierdzili, ze jest tam za zimno, by powstalo zycie. Co oni wiedza, poskarzyla sie w duchu Nadia. Pierscienie maja temperature w okolicach absolutnego zera; i co z tego? Oni siedza w swoich gabinetach w kampusach i twierdza, ze nie udowodnilam, iz sa zywe. Coz, zamierzam to zrobic. Musze. Moja kariera od tego zalezy.
To nie moze byc naturalna, abiologiczna reakcja, powtarzala sobie, obserwujac rojace sie lodowe czasteczki, pozerajace nowy ksiezyc. To nie moze byc skutek naturalnego tarcia. Te czastki aktywnie rzucily sie na intruza i pozarly go. Cofnela film i ogladala go znow, w zwolnionym tempie.
— Do licha! — wykrzyknela glosno. — Czemu oni mi nie wierza?
Wiedziala czemu. Stwierdzenie Sagana: „Niezwykle teorie wymagaja niezwyklych dowodow”. Ona twierdzila, ze na czastkach lodu w pierscieniach Saturna mieszkaja zywe istoty, ktore biora udzial w powstawaniu pierscieni, i to dzieki nim pierscienie sa tak duze i dynamiczne, choc od wewnetrznych brzegow pierscieni caly czas odpadaly czastki, sciagane przez chmury Saturna jak nieustanna sniezyca.
Wunderly byla przekonana, ze pierscienie bez celowej dzialalnosci zywych istot zniklyby cale eony temu. Do diabla, myslala, Jowisz jest wiekszy niz Saturn, a jego uklad pierscieni to ledwo mala wstazka czasteczek wegla. Sadzy. Tak samo w przypadku Urana i Neptuna. Pierscienie Saturna sa wielkie, piekne, tak jaskrawe, ze Galileusz dostrzegl je przez swoj tandetny teleskop prawie piecset lat temu.
Ale wazniacy na Ziemi nie uwierza mi, dopoki nie dostarcze im takiej liczby dowodow, ze moglby sie nia udlawic hipopotam. A jedyne prawdziwe dowody, jakie mam, to obrazy dynamiki pierscieni i lot Gaety przez pierscienie. Nie uwierza w swiadectwo dane przez kaskadera, choc te stworzenia niemal go zabily podczas lotu.
Od tego zalezy moja kariera, pomyslala. Cale moje zycie. Wystapilam z niezwykla teoria. Teraz musze zebrac dowody, w przeciwnym razie bede skonczona jako naukowiec.
Powinnam wyslac jakies sondy, pomyslala Wunderly. Musze to zbadac z bliska, w czasie rzeczywistym. Potrzebuje paru biologow i jakichs metod zlapania tych istot z pierscieni. W przeciwnym razie nikt mi nie uwierzy.
Pocieszyla sie, cytujac pierwsze prawo Clarke’a:
„Niemlody” oznaczalo w przypadku Clarke’a „po trzydziestce” i odnosilo sie do fizyka. To znaczy, ze za rok bede „niemloda”, uswiadomila sobie Wunderly. Westchnela ciezko i wydala komputerowi polecenie wylaczenia filmu. Ktos musi mi pomoc. Musze zdobyc wystarczajace dowody na to, ze sie nie myle. Ale Urbain jest tak zajety swoim cennym
Wunderly siedziala sama w cichym laboratorium, pulchna mloda kobieta z wlosami ufarbowanymi na ceglasta czerwien, w bezksztaltnej tunice do kolan, z blekitnego sztucznego jedwabiu, zastanawiajac sie, jak przyciagnac uwage swoich zwierzchnikow na tyle dlugo, zeby uzyskac od nich pomoc.
Po chwili wyprostowala sie i usmiechnela. Manny Gaeta! Juz raz wykonal lot do pierscieni. Moze zrobi to ponownie — juz nie jako kaskaderski numer, ale w ramach ekspedycji naukowej.
27 GRUDNIA 2095: POPOLUDNIE
Ludzki system mierzenia czasu nie znaczyl wiele na pokrytym chmurami brzegu zamarznietego morza.
Jego czujniki prowadzily pomiary. Temperatura na zewnatrz: minus 181 stopni Celsjusza. Cisnienie atmosferyczne: 1734 milibary. Sklad atmosfery: azot, metan, etan, troche weglowodorow i zwiazkow azotu. Czujniki dotykowe w gasienicach zarejestrowaly wytrzymalosc gabczastego podloza na ugiecie. Kamery na podczerwien omiataly okolice, nagrywajac czarny snieg opadajacy z brudnopomaranczowych chmur, plynacych wolno po niebie.
Wewnetrzne obwody logiczne
Protokol polecen, wbudowany w system komunikacyjny, domagal sie przeslania tych danych za pomoca glownej anteny. Uniemozliwial to jednak podprogram glownego programu. Zadnego przesylania danych na zewnatrz. Gromadzic dane, ale nie wysylac ich. Czekac. Obserwowac i czekac.
— I to jest wlasnie pieklo inzyniera — rzekl jeden z inzynierow, ktorzy pracowali przy projektowaniu i