Nie byl to Edouard, ktorego znala, to nie byl ten spokojny, cierpliwy czlowiek, ktorzy spedzil wiekszosc zycia patrzac, jak inni go wyprzedzaja, to nie byl czlowiek, ktory cieszyl sie, kiedy mlodzi naukowcy awansowali, podczas gdy on tkwil na tym samym stanowisku, czlowiek, ktory nie mial smialosci sprzeciwic sie wytycznym i procedurom uniwersyteckich hierarchii. Blednie go osadzalam przez te wszystkie lata, zrozumiala nagle Jean- Marie. Wcale nie byl niesmialy; po prostu nic go to nie obchodzilo. Dopoki mogl prowadzic badania zgodne ze swoimi zainteresowaniami nikt z politykow go nie obchodzil, ani troche. Nawet kiedy ja mowilam mu, zeby zrobil cos dla awansu, lekcewazyl to, jakby awans nic dla niego nie znaczyl.
Jean-Marie odmowila udania sie z nim na piecioletnia misje na Saturna. To byl ostateczny cios. Zrozumiala, ze stracil pewnosc siebie i nic go nie obchodzily jej uczucia. Wysylano go na wygnanie, drugorzednego naukowca, ktorego oddelegowano w najdalsze, zapomniane miejsce Ukladu Slonecznego. A ona byla jeszcze mloda i godna pozadania. Mowiono o niej, ze jest tak pelna zycia. Nawet drapiezne malzonki innych profesorow uwazaly, ze jest atrakcyjna.
Tymczasem on wrocil z Saturna w glorii chwaly. Jedna z jego podwladnych dokonala waznego odkrycia, a i on stal sie kims waznym. Jadal kolacje z szefowa Miedzynarodowego Konsorcjum Uniwersytetow; zapraszano go na wyklady do Sorbony. Przebywal na Ziemi wystarczajaco dlugo, zeby zdobyc uznanie za odkrycie lodowych istot zamieszkujacych pierscienie Saturna i uzyskac zgode na eksploracje Tytana za pomoca automatycznego pojazdu, ktory sam zbudowal. I przywrocic Jean-Marie swemu zyciu. Zrozumiala, ze go kocha, ze jakos sobie radzila z jego niedoskonalosciami i brakiem energii, bo zawsze go kochala. I kiedy wrocil do habitatu na orbicie Saturna, byla z nim.
Zrozumiala, ze misja na Saturna go odmienila. Teraz juz nie jest obojetny. Posmakowal chwaly; rozumie, ze dla sukcesu niezbedna jest wladza. Teraz chce byc uwielbiany i szanowany.
I znow to niepowodzenie. Jego robot zamilkl, obojetny, bezuzyteczny na powierzchni Tytana. Juz samo to bylo wystarczajacym powodem do placzu.
Edouard nie plakal. Szalal. Kipial jak wulkan, ktory ma zaraz wybuchnac. Chodzil tam i z powrotem po salonie, kipiac zloscia i frustracja. Cala wscieklosc, jaka trzymal na wodzy, kiedy przebywal z naukowcami, znalazla ujscie w jej obecnosci.
— Durnie — mruczal. — Idioci. Poczawszy od tej calej Wexler.
— Edouardzie — rzekla kojacym tonem — moze to tylko chwilowe. Moze jutro sonda sie obudzi.
Obrzucil ja niechetnym spojrzeniem.
— Szkoda, ze ich nie slyszalas. Sami geniusze-teoretycy. Przerzucajacy sie teoriami jak dzieci rzucajace w powietrze garscie lisci.
Na jego twarzy dostrzegla szalenstwo.
— To musi byc blad w programowaniu — jeknal falsetem, imitujac wysoki, a zarazem nosowy ton Wexler, po czym obnizyl ton: — Nie, to awaria anteny. Nie, to pewnie uszkodzenie przy wchodzeniu w atmosfere. Nie, to musi byc… musi byc…
Poczerwienial tak, ze zaczela sie obawiac, iz peknie mu jakies naczynko. Zwinal dlonie w piesci i potrzasal nimi nad glowa.
— Idioci! Durnie, nadete durnie! I wszyscy sie na mnie gapili. Widzialem to w ich oczach.
Dopiero wtedy Edouard Urbain zdolal wybuchnac placzem. Rozdzierajacy szloch ranil serce Jean-Marie. Otoczyla go ramionami i poprowadzila delikatnie w strone sypialni, zastanawiajac sie, jak moze mu pomoc. Jak zlagodzic ten bol? Jak?
W bistrze Pancho odchylila swoj fotel tak, ze stal na dwoch nozkach, pod niebezpiecznym katem, i uniosla ponad trawe stopy w miekkich butach, balansujac niepewnie na tylnych nogach fotela.
— Zrobi sobie pani krzywde, jesli to sie przewroci — ostrzegl Gaeta.
Usmiechnela sie, czujac jak wypite wino i koniak szumia jej w glowie.
— Zalozy sie pan, ze postoje tak na dwoch nogach dluzej niz pan?
— Nie, dzieki — potrzasnal glowa Gaeta.
— Jest pan przeciez kaskaderem, nie? — droczyla sie z nim Pancho. — Smieje sie pan niebezpieczenstwu w twarz?
— Wykonuje pokazy za pieniadze. Nie bede ryzykowal kregoslupem dla zakladu przy kolacji.
— Stawiam stowke. Moze byc? Kris Cardenas chwycila Gaete za reke, zanim odpowiedzial.
— Manny ma lepsze rzeczy do roboty niz gierki z toba, Pancho.
Pancho pozwolila fotelowi opasc.
— Na przyklad gierki z toba, Kris?
Cardenas poslala jej usmiech Sfinksa. Pancho zwrocila sie do Holly i jej towarzysza.
— A pan, Raoul? Stawiam piec do jednego. Holly uniosla sie z fotela.
— Musimy juz isc. Dzieki za kolacje, Panch.
— Cala przyjemnosc po mojej stronie — prychnela Pancho.
Jej siostra usmiechnela sie.
— To byly moje najlepsze swieta od wielu lat, Panch. Najlepsze, jakie pamietam. Serio.
Pancho oparla sie wygodnie i chlonela cieply usmiech Holly.
— Moje tez, mala. Moje tez.
— Czas do lozka, Pancho — wtracil sie Wanamaker.
— Tak? Co masz na mysli?
Rozesmial sie, ale Pancho wychwycila w tym smiechu nutke zaklopotania.
Gdy wstali od stolu, Holly spytala:
— Idziecie jutro ogladac, jak probuja nawiazac kontakt z
Pancho potrzasnela glowa.
— Zniechecano mnie. Do centrum kontroli misji zostana wpuszczeni tylko naukowcy.
— Zaloze sie, ze Wexler tam bedzie — rzekla Cardenas.
— Urbain jej przeciez nie wyrzuci.
— Slyszalam, ze macie zamiar uzyc w sondzie nanomaszyn — rzekla Pancho z zainteresowaniem.
— Rozmawialismy o tym, Urbain i ja — wyjasnila Kris, gdy ruszyli sciezka prowadzaca do wioski. — Ale wyslal bestie na Tytana zanim zdolalam opracowac nanomaszyny. Strasznie jest niecierpliwy.
— Teraz pewnie zaluje, ze ich tam nie ma.
— Byc moze — odparla ostroznie Kris. — Szczerze mowiac, Pancho, ja sie ciesze, ze ich tam nie ma. Teraz bedzie szukal winnego zamilkniecia sondy.
WIADOMOSC OD TIMOSHENKI
Wiem, ze nie mozesz mi odpowiedziec. Nie pozwola Ci. Ale nic nie szkodzi. Hm, tak naprawde to szkodzi, ale zrozumiem. Jestem wygnancem, kims, kto nie istnieje, i odpowiadanie mi, albo nawet przyznawanie sie, ze dostalas ode mnie wiadomosc, byloby niebezpieczne. A mimo to, tak bardzo bym chcial, zebys chociaz mogla potwierdzic, ze dostajesz moje wiadomosci. Nie obchodzi mnie, czy w ogole ich sluchasz; kiedy nawet nie wiem, czyje dostajesz, czuje sie tak cholernie samotny.
Wielkie wydarzenia wsrod naszych szacownych naukowcow. Ta wielka sonda, ktora poslali na powierzchnie Tytana, nie chce z nimi gadac. Lezy na lodzie jak wielka kupa zlomu, ktora w gruncie rzeczy jest. Bawi mnie to. Pracowalem nad ta maszyna przez ponad rok, takze we wlasnym czasie. Wlozylem w to duzo pracy. I po co? Jak wszystko inne w moim zyciu. Nic z tego nie wyszlo.
Urbain wyrywa sobie wlosy z glowy, przynajmniej te, co mu jeszcze zostaly. Reszta naukowcow miota sie jak kurczeta w klatce, probujac ustalic, co sie stalo. A ja? Siedze sobie w centrum nawigacyjnym i nie mam nic do roboty. I wlasnie tu jestem, i nagrywam te wiadomosc. Och, czasem sprawdzam jakies instrumenty, ale jestesmy juz na orbicie wokol Saturna. Po prostu latamy w kolko. Koniec z nawigacja. Koniec pracy silnikow. Jedyny problem, z jakim mozemy sie spotkac, to uderzenie jakiejs bryly lodu w zewnetrzny pancerz; moze uszkodzic nadprzewodniki oslony antyradiacyjnej. Wtedy bedziemy musieli wyjsc na zewnatrz i naprawic je. Przestalibysmy