sie nudzic choc na chwile.
Tesknie za Toba. Pamietam, jak klocilismy sie, kiedy musialem wyjechac, i to byla moja wina. Teraz to zrozumialem. Wszystko popsulem. Mam tylko nadzieje, ze nie popsulem Twojego zycia, Katrino. Zasluzylas na dobre zycie z mezczyzna, ktory bedzie Cie kochal i da ci zdrowe dzieci.
A ja juz na zawsze zostane na tej wymyslnej Syberii. Nie jest tu najgorzej. Jestem wolnym czlowiekiem, tak bardzo wolnym, jak tylko mozna w tej opiewanej przez wszystkich puszce. Nawet wzialem udzial w wyborach. Wyobrazasz to sobie? Ja! Oczywiscie przegralem, ale powiem Ci, ze to bylo ciekawe doswiadczenie.
Tesknie za Toba. Wiem, ze juz za pozno, ale chce Ci to powiedziec, Katrino: kocham Cie. Przepraszam, ze zniszczylem nasze wspolne zycie.
26 GRUDNIA 2095: PORANEK.
Malcolm Eberly ciezko pracowal na swoje zaszczytne stanowisko glownego administratora habitatu
Prawde mowiac, wiekszosc mieszkancow habitatu mialo gleboko gdzies, kto nimi rzadzi, dopoki nie zawracano im glowy przepisami i nakazami. Wybrano ich sposrod niezadowolonych, zniecheconych wolnomyslicieli, ludzi, ktorzy chcieli uciec od fundamentalistycznych rezimow na Ziemi. Byli dysydentami i idealistami. A teraz znajdowali sie ponad miliard kilometrow od Ziemi, i zarowno oni, jak i ziemscy politycy, byli z tego powodu bardzo zadowoleni.
Przeciez oni mnie uwielbiaja, powtarzal sobie Eberly, maszerujac przez centrum Aten w strone urokliwego jeziorka, w ramach codziennej porannej przechadzki. Wiekszosc glosowala na mnie. Dopoki nie zaczne wprowadzac im jakichs ograniczen, powinni dalej na mnie glosowac.
Martwila go jednak sytuacja sprzed paru dni, z Pancho Lane. Zaskoczyla mnie. Eberly dotknal swojej szczeki w miejscu, gdzie trafila go kobieta. Czul lekka opuchlizne, ale zeby ocalaly, na szczescie. Wszyscy o tym mowia: Pancho Lane znokautowala glownego administratora, i smieja sie w glos. Czy wyszedlem na szlachetnego mezczyzne, ktory wybacza? Czy moze na tchorza i slabeusza?
Obszedl jezioro dookola, mijajac innych spacerujacych albo jadacych na skuterach elektrycznych. Wszyscy witali go z szacunkiem albo usmiechali sie radosnie na jego widok. Klanial im sie i odruchowo odwzajemnial usmiechy. W normalnych warunkach plawilby sie w tym uwielbieniu, ale tego poranka myslal tylko o Pancho Lane. Po co ona tu przyleciala? Kobieta z jej pieniedzmi i pozycja nie musi latac na skraj Ukladu, zeby zobaczyc sie z siostra. Moze porozmawiac z nia wirtualnie, kiedy tylko zechce. Musi chodzic o cos innego. Musi cos w tym byc.
Ledwo zauwazyl, ze slonce swieci jakos mniej jaskrawo. Skonczyl poranny spacer i ruszyl pod gore, glowna ulica Aten, do biura administracji na wzgorzu. Znalazlszy sie w swoim biurze, rozsiadl sie wygodnie w fotelu, zaplotl palce na czole i zaczal roztrzasac nowe aspekty swojej sytuacji. Co Pancho zamierza? Moze planuje zostac w habitacie na dluzej? Czy wystapi o obywatelstwo? Byla kiedys dyrektorem zarzadzajacym duzej korporacji, niedawno przeszla na emeryture. A jesli zechce przejac kontrole nad habitatem? Czy bedzie ze mna konkurowac w nastepnych wyborach? Czy usunie mnie ze stanowiska?
Skrzywil sie, zmartwiony. Pozalowal, ze w konstytucji habitatu znalazl sie zapis o organizowaniu wyborow co roku. Pierwotne uzasadnienie bylo dosc oczywiste: dac populacji zludzenie, ze dzieki corocznym wyborom rzadzi habitatem. Beda myslec, ze przywodcy spelniaja ich zyczenia, tylko dlatego, ze zawsze zblizaja sie jakies wybory. W istocie, wykoncypowal Eberly, im czesciej beda glosowac, tym mniejsza beda przypisywac temu wage. Wiekszosc tak zwanych obywateli byla leniwa i pelna samozadowolenia. Dopoki nie dojdzie do jakichs powazniejszych konfliktow z rzadem, pozwola mi zachowac stanowisko.
A ja bede dla nich dobrym wladca. Bede uczciwy i sprawiedliwy. Bede robil to, co niezbedne. Uzyje wladzy, by czynic dobro, powtarzal sobie. Rozsiadajac sie wygodnie w fotelu przy biurku, Eberly wyobrazal sobie przyszlosc bez konca, wypelniona wladza i szczesciem. Wladza przynosi szacunek, doskonale o tym wiedzial. Po drugich albo trzecich wyborach wszyscy beda mnie tak uwielbiac, ze bede mogl zlikwidowac wybory. A dzieki terapiom przedluzajacym zycie bede rzadzil tym habitatem juz zawsze. I wszyscy beda mnie czcili. Beda musieli.
Pancho Lane jest jednak elementem, z ktorym trzeba sie liczyc, powiedzial sobie, zgrzytajac zebami z niechecia. Zrobila ze mnie durnia. A to nie moze ujsc jej na sucho. Musze cos z tym zrobic. Musze sie z nia policzyc.
Podjawszy decyzje, Eberly wydal komputerowi polecenie wyswietlenia porannych spotkan. Lista pojawila sie natychmiast na inteligentnej scianie po lewej. Wolal czytac z inteligentnego ekranu niz przygladac sie trojwymiarowemu obrazowi wiszacemu w powietrzu nad biurkiem.
Szef dzialu konserwacji chcial sie z nim zobaczyc. Marszczac brwi, Eberly oddzwonil. Obok listy spotkan pojawila sie twarz inzyniera.
— Mamy problem z jednym z luster slonecznych — wyjasnil Felbc Aaronson, szef dzialu konserwacji. Na jego okraglej, pucolowatej twarzy pojawil sie wyraz irytacji, bardziej zlosci niz zatroskania. Eberly odniosl wrazenie, ze jego cera wyglada jakos inaczej, jakby duzo sie ostatnio opalal i dorobil sie zlocistej opalenizny. Jakim cudem znajduje on w tej pracy czas na opalanie sie, zastanawial sie Eberly. Nie przepadal za Aaronsonem. Ten facet byl paranoikiem, zawsze sie czyms niepokoil. Usmiechnal sie jednak i spytal:
— Jaki problem?
— Jedno z luster slonecznych jest nieprawidlowo ustawione. Roznica jest niewielka, ale musialem wyslac ekipe, zeby to poprawila.
To po co zawracasz mi tym glowe, poskarzyl sie w duchu Eberly. Usmiechal sie jednak dalej i odparl:
— Skoro trzeba to poprawic, to poprawcie.
Szef dzialu konserwacji z uporem potrzasnal glowa.
— Ale ono nie powinno byc nieprawidlowo ustawione. Cala diagnostyka daje poprawne wyniki. Nie bylo zadnego uderzenia ani nikt nie wydal polecenia zmiany polozenia.
— To tylko maszyna — zauwazyl Eberly. — Maszyny nie zawsze dzialaja, jak powinny, nie?
— Nic nie rozumiesz. Przeprowadzilismy cala diagnostyke i ekstrapolacje komputerowe mowia, ze nic takiego nie powinno bylo miec miejsca.
— Ale sie stalo.
— Tak — mruknal ponuro Aaronson.
— Wiec to naprawcie i przestancie mi zawracac glowe czyms, co nie nalezy do moich obowiazkow. Mam inne rzeczy do roboty.
Szef dzialu konserwacji wymamrotal przeprosiny i obiecal, ze sie tym zajmie.
— Dobrze — warknal Eberly.
Gdy tylko twarz Aaronsona znikla z ekranu, Eberly wydal polecenie:
— Zadzwon do Holly Lane. Powiedz jej, ze ma byc u mnie… — przyjrzal sie liscie spotkan — …dzis o dziesiatej pietnascie.
Dokladnie kwadrans po dziesiatej Holly pojawila sie w drzwiach jego gabinetu, odziana w bladozielona bluzke bez rekawow i ciemnoniebieskie spodnie, ktore podkreslaly jej dlugie nogi. Nadgarstki i uszy ozdobila delikatna bizuteria. Zadnych tatuazy ani kolczykow w innych miejscach, pomyslal z radoscia. Holly wyrosla juz z takich dziwactw. Choc oficjalnie przestrzegala zasad dotyczacych ubioru, jakie wprowadzil ponad dwa lata temu, jej bluzka byla tak skrojona, ze podkreslala plaski brzuch. Wiedzial, ze inni tez tak robia. Przestrzegali zasad, ale dodawali siatkowe wstawki, wycinali dziury w strategicznych miejscach albo nosili bluzy tak ciasne, ze nie pozostawialy wiele miejsca wyobrazni.
— Chciales sie ze mna widziec? — spytala Holly od drzwi. Dawno temu, kiedy rozpoczeli podroz na Saturna, cieszyla sie jak pelen entuzjazmu szczeniak, gdy tylko Eberly raczyl ja zauwazyc. Teraz byla bardziej dojrzala, bardziej pewna siebie, mniej sklonna do zachwytow.
— Usiadz, Holly — rzekl Eberly, wskazujac na krzeslo.
Podeszla do skandynawskiego krzesla ze skory i chromowanych rurek, stojacego przed nieskalanie czystym