Wiedzial, ze odpowiedzi nie bedzie przez kolejne dwanascie sekund. Grzebiac w kieszeniach pasa, Gaeta znalazl probnik diagnostyczny do anteny nadawczej. Oderwal kabel, po czym wolno wstal, przy wtorze rzezenia serwomotorow.

Laser zaczal sie obracac, ale Gaeta zlapal jego wal we wspomagane serwomotorami szczypce i pociagnal go tak, by laser celowal w niebo. Nastepnie wetknal metalowy trzpien w przegub panewkowy, blokujac go.

— Dobrze, cwaniaku — mruknal. — Zobaczymy, czy teraz bedziesz do mnie strzelal.

Slyszal rozpaczliwy zgrzyt mechaniki lasera, ale trzpien pozostal na miejscu i laser tylko lekko wibrowal, jak kon usilujacy strzasnac denerwujaca muche.

Zadowolony z tego, ze zapewnil sobie bezpieczenstwo, przynajmniej na jakis czas, Gaeta popelzl na rekach i kolanach do gniazda dostepu na srodku dachu. Dach sondy byl teraz pokryty lepkim, czarnym sniegiem, ktorego warstwa caly czas rosla. Strzepujac gromadzace sie tholiny odziana w rekawice reka, Gaeta probowal oczyscic miejsce, gdzie zostawil kabel laczacy go z centralnym komputerem Alfy i myslal o swoim dziecinstwie w Los Angeles i o tym, jak bardzo chcial bawic sie w sniegu, kiedy byl maly.

— Co ty robisz? — dopytywal sie gwaltownie Fritz. — Natychmiast pedz do zasobnika ewakuacyjnego!

— Musze skonczyc robote, Fritz — odparl. I rozlaczyl sie. Zrzucil jeszcze troche czarnego sniegu z dachu. Jest!

Znalazl kabel, nadal podlaczony do gniazda. Chwycil luzny koniec i wpial go do skafandra.

Dyszal. To nie tylko zmeczenie, pomyslal. Poziom tlenu spada.

— Dobra, komputer — rzekl, zdumiony, jakbardzo ochrypl. — Posluchaj.

Brak odpowiedzi.

— Ludzie sa zrodlem skazenia, tak? TAK.

— A twoja logika podpowiada ci, ze jesli wyslesz dane zebrane z czujnikow, kolejni ludzie beda tu przylatywac i skaza ten teren.

WIECEJ LUDZI I ICH MASZYN.

— Dobrze — zakaszlal Gaeta. — A teraz posluchaj. Zadni ludzie nie beda juz wysylani na Tytana. Zadni. Odlatuje i zadni ludzie tu nie przyleca po mnie. Rozumiesz?

Przez sekunde Gaeta obawial sie, ze komputer nie odpowie. Po chwili jednak syntetyzowany glos odparl bezbarwnym tonem:

ROZUMIEM.

Snieg padal gesto. Gaeta mial wrazenie, ze znalazl sie w srodku kalamarza.

Starl platki z wizjera helmu i wlaczyl swiatla.

— I zadne maszyny tez nie beda wysylane na Tytana — dodal. — Nie bedzie skazenia. Rozumiesz? Bedziesz jedyna maszyna na Tytanie i zadni ludzie nie beda juz tu po mnie przylatywac.

Komputer znow pomilczal chwile, po czym rzekl: ROZUMIEM.

— Mozesz wiec wyslac dane i uruchomic anteny odbiorcze. Zadne zrodla skazenia tu wiecej nie przyleca.

Zolte swiatelko wiadomosci migalo jak oszalale. Gaeta zignorowal je.

Coz, zrobilem co moglem, pomyslal. Teraz juz tylko od tej kupy zlomu zalezy, czy wymysli, co ma robic. Wyciagnal kabel z gniazda dostepowego i wetknal go do kieszeni, a potem otworzyl kanal lacznosci i przelaczyl sie na inna czestotliwosc.

— Fritz, ciemno tu jak w grobowcu. Musisz mnie doprowadzic do zasobnika ewakuacyjnego.

A potem stanal i tak czekal na dachu Alfy, az Fritz wskaze mu droge w bezpieczne miejsce.

28 MAJA 2096: SMIERC

Gaeta przetarl wizjer helmu rekawica; zostawiala czarne smugi na szklostali. Dalej Fritz, poganial go w duchu. Trace powietrze. Wszystkie kontrolki systemu podtrzymywania zycia swiecily juz na czerwono.

— Zawartosc tlenu na poziomie krytycznym — rozlegl sie glos komputera skafandra. — Przy obecnym tempie utraty powietrza, powietrze skonczy sie za dwanascie minut.

W skafandrze jest powietrze, powiedzial sobie Gaeta. Skafander jest pelen powietrza. Jesli nawet w zbiorniku bedzie pusto, moge wytrzymac jakies pietnascie minut, zanim zuzyje tlen ze skafandra.

Spojrzal na wirujace ciemne platki. Zasobnik ewakuacyjny gdzies tam jest, z mojej prawej strony. Siedemdziesiat dwa metry. Moglbym rzucic pilke na taka odleglosc. No, prawie. Pewnie teraz jest pokryty tym czarnym paskudztwem, ale jesli dotre w poblize, zobacze go, bedzie sterczal, jak pekata budka telefoniczna.

— Zasobnik ewakuacyjny jest trzydziesci cztery stopnie od ciebie — rzekl Fritz, glosem lamiacym sie z napiecia. — Jesli stoisz przodem do tylnej czesci sondy, zasobnik jest z twojej prawej strony, na godzinie drugiej.

— Na drugiej, zrozumialem.

Gaeta wiedzial, ze po obu stronach Alfy sa drabinki. Upadl na kolana przy jeku serwomotorow, i spojrzal na metalowa burte maszyny.

— Widze szczeble. Szukam drabinki. Latwiej bylo pelzac.

— Jest drabinka. Schodze.

Zastanawiajac sie, ile widzowie sa w stanie dostrzec w tej zawierusze, Gaeta ruszyl wolno po metalowych szczeblach.

— Stoje na ziemi — oznajmil, rozgladajac sie dookola. I nagle zrozumial, co to znaczy: — Stoje na powierzchni Tytana! — wykrzyknal. — Moje buty tkwia w metanowym sniegu!

Fritz pewnie juz do niego mowil, bo jego glos wlasnie sie przebil:

— …na ziemi plecami do sondy, zasobnik ewakuacyjny jest siedemdziesiat dwa metry od ciebie. Ruszaj na godzine dziesiata.

— Zrozumialem — odparl Gaeta i ruszyl. — Grunt jest troche gabczasty, jak zapadajacy sie mokry snieg, gleboki moze do kostek. Nie idzie sie latwo.

— Zawartosc tlenu na poziomie krytycznym — przypomnial mu obojetnie komputer. — Przy obecnym tempie utraty powietrza, powietrze skonczy sie za dziesiec minut.

Cardenas stala jak skamieniala za grupa Fritza. Powietrza na dziesiec minut! Manny tam umrze!

Timoshenko unosil sie spokojnie na koncu liny, ktora laczyla go ze sluza. Saturn zaszedl za ciemne wypietrzenie habitatu, jego wspaniala panorama, z szafranowymi chmurami i blyszczacymi pierscieniami, chowala sie powoli za burta Goddarda.

Nie moge ich zabic, pomyslal Timoshenko. Nie jestem morderca. Eberly, owszem. Udusilbym go golymi rekami, gdybym mogl. Zasluzyl na to, klamliwy lajdak. Ale nie pozostali. Nie dziesiec tysiecy ludzi. Nie moge.

W takim razie, co zamierzasz zrobic, idioto, natrzasal sie jakis glos w jego glowie. Wisisz na linie i myslisz o zyciu i smierci. Czyim zyciu? Czyjej smierci?

Gaeta brnal po blotnistym gruncie, buty zapadly mu sie w czarnym blocie. Z kazdym chlupoczacym krokiem musial wyciagac stope z breji; buty wyskakiwaly z obscenicznym odglosem ssania.

— Zawartosc tlenu na poziomie krytycznym — oznajmil znow komputer. — Przy obecnym tempie utraty powietrza, powietrze skonczy sie za siedem minut.

— Jestes piecdziesiat metrow od zasobnika ewakuacyjnego — rzekl Fritz. — Widzisz go?

— Nie widze wiele przez te breje — odparl Gaeta, patrzac przed siebie. Dostrzegl wysoki, pekaty ksztalt sterczacy z czarnego blota. — Tak, tak, widze go!

Bieganie w blocie bylo niemozliwe, ale Gaeta zdwoil wysilki. Troche wiecej widzial przez wizjer, jakby otaczajaca go ciemnosc nieco zelzala.

— Snieg zmienia sie w deszcz — zameldowal sapiac, brnac w strone zasobnika. — Pewnie nadciagnal cieplejszy front.

Zasmial sie z wlasnego zartu; „cieplejszy” na Tytanie i tak oznaczalo temperatury ponizej siedemdziesieciu

Вы читаете Tytan
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату