— I nie bylo panu przykro, ze pan przegral?
— Szczerze mowiac, czulem ulge. Nie jestem typem szefa i nie chce nim byc.
— Ale jest pan bardzo utalentowanym inzynierem i nie wykorzystuje pan w pelni swoich mozliwosci.
Chyba zaraz wreszcie powie, czego tak naprawde ode mnie chce, pomyslal Timoshenko.
— Chcialby pan zostac szefem dzialu konserwacji? — spytal Eberly, znow przywolujac na twarz usmiech…
— Szefem cieci?
— Bez przesady, wie pan, ze dzial konserwacji jest odpowiedzialny za integralnosc operacyjna calego habitatu. To wazne stanowisko, wazniejsze, niz obsadzanie jednej z konsol u Urbaina.
Timoshenko skinal niesmialo glowa i niechetnie sie zgodzil.
— Konserwacja jest wazna, ma pan racje.
— Teraz, kiedy juz jestesmy na orbicie wokol Saturna — rzekl Eberly — dzial konserwacji jest odpowiedzialny za utrzymywanie zewnetrznego pancerza habitatu w dobrym stanie.
— Tarcie spowodowane przez material pierscieni — mruknal Timoshenko.
— Ach! Wiec pan wie, o co chodzi.
— To nie jest jakis wielki problem. Tempo scierania miesci sie doskonale w granicach, w ktorych zostalo wyliczone jeszcze na Ziemi.
— Fakt, ale wymaga nieustannego nadzoru. I napraw, jesli to konieczne.
— Martwi sie pan oslona antyradiacyjna.
Eberly przez sekunde nie zareagowal, po czym pokiwal energicznie glowa.
— Otoz to. Jesli oslona nadprzewodzaca zawiedzie, wszyscy bedziemy narazeni na niebezpieczny poziom promieniowania, prawda?
— Niebezpieczny? — Timoshenko prawie sie usmiechnal. — Raczej smiertelny.
— Wiec sam pan widzi, jaka to wazna praca.
— Zaraz, czy szefem dzialu nie jest przypadkiem Aaronson? Chyba dobrze sobie z tym radzi.
— To dla niego zbyt powazne zadanie — wyjasnil Eberly.
— Dostaje skargi na temat przerw w dostawie pradu, awarii maszyn, roznych rzeczy, ktore nie powinny sie wydarzyc, a jednak tak sie dzieje. Niby nic powaznego, a jednak drazni. Wszystko powinno tu dzialac bardziej sprawnie.
— Przeciez dzial konserwacji wlasnie po to jest, zeby sie zajmowal takimi rzeczami.
— Tak wiem, ale odpowiedzialnosc za konserwacje wewnetrzna i zewnetrzna to za duzo dla jednej osoby — mowil dalej Eberly. — Podjalem decyzje o podzieleniu dzialu konserwacji na dwie grupy, wewnetrzna i zewnetrzna. Chcialbym, zeby zajal sie pan grupa zewnetrzna.
Timoshenko opadl z powrotem na fotel. Po co on to robi, zastanawial sie, o co mu chodzi? To cwaniak i nie robi niczego z dobroci serca. Ani dla dobra habitatu, jesli juz o tym mowimy.
To odpowiedzialne stanowisko, zaoponowal jakis glos w jego glowie. Odlamki lodu i skal przez caly czas uderzaja w pancerz. Musimy byc w stanie naprawic wszystkie wyrzadzone przez nie szkody.
— To lepsze niz siedziec i nic nie robic — podsunal Eberly — To prawda — mruknal Timoshenko.
— To bardzo wazne stanowisko. Duzo obowiazkow. Sadzi pan, ze sobie z tym poradzi?
Timoshenko poczul uklucie zlosci. Szybko jednak sie opanowal i odparl:
— Tak, poradze sobie.
— A wiec przyjmie pan to stanowisko?
Czujac, ze jest w cos wmanewrowany, ale nie wie, dlaczego i w co, ani jak z tego wybrnac, Timoshenko wzruszyl ciezko ramionami i rzekl:
— Tak, zajme sie tym.
— Doskonale — Eberly poderwal sie na rowne nogi i wyciagnal reke nad biurkiem. Timoshenko odwzajemnil uscisk swoimi grubymi palcami, uwazajac, zeby nie zrobic tego za mocno.
— Powiem o tym Aaronsonowi — rzekl Eberly, usmiechajac sie radosnie. — Na pewno sie ucieszy.
Kolejny truten, pomyslal Timoshenko, opuszczajac gabinet Eberlyego.
Gdy tylko drzwi zamknely sie za inzynierem, Eberly pomyslal z ulga: teraz mam go z glowy. W dziale konserwacji zewnetrznej bedzie zbyt zajety, zeby sprawiac klopoty, a stanowisko nie jest na tyle wazne ani nie wiaze sie z takim splendorem, zeby ktos zwrocil na niego uwage. Aaronson zajmie sie tymi drobnymi skargami i wszystko bedzie dzialalo bardziej sprawnie i tak dotrwamy do wyborow. Doskonale!
Wychodzac z budynku administracji, prosto w poranne slonce, Timoshenko pomyslal: a moze on po prostu chce sie mnie pozbyc. Moze ma nadzieje, ze zgine gdzies na zewnatrz. Moze sie tak zdarzyc.
Holly uslyszala lekkie kroki w korytarzu za rogiem. To pewnie Manny, pomyslala. I nagle kroki ucichly. Wkraczajac do glownego korytarza dostrzegla Gaete przygladajacego sie sciennej mapie, z palcem przytknietym do ekranu.
— Manny, tu jestesmy — zawolala. Gaeta podszedl do nich.
— Zgubilem sie — przyznal zmieszany.
— Tez bym sie zgubila — rzekla Wunderly — gdyby nie fotograficzna pamiec Holly.
— Przynajmniej pamietam kombinacje — rzekl Manny, stukajac w klawiature zamka.
Drzwi odskoczyly lekko i Gaeta otworzyl je na osciez. W malym pomieszczeniu automatycznie zapalilo sie swiatlo. Przed nimi stal skafander, ktorego Gaeta uzywal w swojej pracy Gorowal na nimi jak potwor Frankensteina, jak wylaczony robot, potezny, oniesmielajacy.
— Hej, amigo — rzekl cicho Gaeta, podchodzac do skafandra i dotykajac jednego z pokrytych wglebieniami cermeto-wych rekawow. — Duzo razem przeszlismy, ten skafander i ja — mruknal. — Diabelnie duzo.
— Wspinaliscie sie na Olympus Mons na Marsie — rzekla Wunderly.
— Zeglowaliscie w chmurach Jowisza — dodala Holly. — I nurkowaliscie w atmosferze Wenus.
— Jaki byl twoj najtrudniejszy numer? — spytala Wunderly z rozjasnionymi oczami.
Gaeta nie zawahal sie ani na sekunde.
— Samotna wedrowka po Mare Imbrium. Przez chwile myslalem, ze sie nie uda.
— A potem przeleciales przez pierscien B Saturna — przypomniala Wunderly.
— I przeszedlem na emeryture — oznajmil stanowczo.
— Jako kaskader.
— Ale nadal masz ten skafander — rzekla Holly. — Dlaczego? Gdybys naprawde przeszedl na emeryture, powinienes byl wystawic go na licytacje. Albo oddac Smithsonian Museum.
Gaeta sciagnal usta, zanim odpowiedzial.
— Nie wiem. Sentimentalismo
— Myslisz o tym, zeby jeszcze raz przeleciec przez pierscien? — spytala Nadia pospiesznie, jakby sie bala, ze nie uda jej sie tego powiedziec, jesli sie zawaha.
Gaeta spojrzal na nia.
— O to wam chodzi? Zebym znowu nurkowal przez te fregado pierscienie?
— A nie chcialbys? Potrzasnal glowa.
— Ten numer juz sie opatrzyl. Za drugim razem to zadna sensacja.
— Nie jako numer — rzekla Nadia. — W ramach ekspedycji naukowej.
Gaeta wzial gleboki oddech i powoli wypuscil powietrze. Sypial kiedys z obydwoma tymi kobietami i one o tym wiedzialy.
W koncu odpowiedzial.
— Nadio, nie moglbym, nawet gdybym chcial. Ja i skafander to za malo. Fritz i reszta mojego zespolu technikow wrocila na Ziemie i szuka sobie nowego frajera-kaskadera.
— Tutaj tez mamy technikow — zauwazyla Holly. — I inzynierow. Jakis zespol sie znajdzie.
Gaeta potrzasnal glowa.
— Nie da sie zebrac takich ludzi ot, tak. Przygotowanie wszystkiego zajelo Fritzowi i mnie cale lata. Musisz ufac technikom, jesli kladziesz na szali swoje zycie.
— Ale to dla dobra nauki — prosila Wunderly. — Mozemy ci wyszkolic zespol. Mozesz wybrac, kogo zechcesz.
— Nie. Jestem na emeryturze. Zyje jak chce, z kobieta, z ktora chcialem zyc. Nie bede ryzykowal.