— Dostajemy dane telemetryczne z systemu lacznosci? — spytal inzyniera lacznosci cichym glosem, drzacym od napiecia. Tak, prosze pana — odparl inzynier, ogladajac sie na Urbaina. — Sygnal namiaru dociera glosno i wyraznie.
— Bardzo dobrze. Prosze uruchomic program diagnostyczny.
— Dla calego systemu lacznosci? Urbain zastanowil sie przez sekunde.
— Nie. Tylko dla anten odbiorczych. Dla glownej i zapasowej.
Mezczyzna zaczal cos wystukiwac dla klawiaturze, Urbain zauwazyl, ze ma grube palce i paznokcie postrzepione i wygryzione do zywego miesa. Na ekranie pojawila sie dluga lista liczb, tak szybko, ze nie dalo sie jej odczytac.
Inzynier w koncu odchrzaknal i rzekl:
— Zakonczono diagnostyke. Wszystkie anteny odbiorcze sa w pelni sprawne.
— Dobrze — rzekl Urbain. — A teraz chcialbym wyslac okreslone polecenie…
— Hej! — wrzasnal ktos. — On sie porusza!
Inzynier lacznosci, choc nikt mu tego nie kazal, wywolal satelitarny widok Tytana z migajaca czerwona kropka pokazujaca polozenie sondy. Czerwony punkt zaczal pelznac po ekranie.
— On sie porusza — wysapal Urbain.
— Na to wyglada — rzekl inzynier.
Urbain krzyknal ze zloscia, podniesionym glosem:
— Kto wydal
— Kto to zrobil? Cisza.
Inzynier lacznosci znow odchrzaknal, glosniej niz przedtem, i wycelowal palec w jeden z bocznych ekranow.
— Prosze spojrzec na zapis lacznosci. Nikt nie przesylal do ladownika zadnych polecen odkad zarzadzil pan wykonanie listy kontrolnej ukladu napedowego. — Postukal palcem w ekran dla podkreslenia wagi swoich slow, po czym dodal ciszej: — Nikt nie przeslal bestii ani slowa.
Moj Boze, pomyslal Urbain, gapiac sie na ekran, to sie porusza samo z siebie.
Centralny komputer
W oparciu o ostatnio przeslane polecenia, ktore odebrala antena odbiorcza,
URUCHOMIC SILNIKI UKLADU NAPEDOWEGO.
WLACZYC GASIENICE.
Programy nawigacyjne i rozpoznawcze uruchomily sie automatycznie. Komputer centralny natychmiast dowiedzial sie, ze brzeg klifu znajduje sie trzy tysiace siedemset dwanascie centymetrow od pojazdu.
WLACZYC WSTECZNY BIEG.
UTRZYMAC PREDKOSC PIECIU CENTYMETROW NA SEKUNDE.
Czujniki naprezen i wibracji natychmiast zaczely przesylac dane. Porownywaly dane wejsciowe z programem diagnostyki strukturalnej, az centralny komputer podjal decyzje o dalszym dzialaniu.
W centrum kontroli misji na pokladzie
— On sie porusza — szepnal, a ledwo byl w stanie zaczerpnac tyle powietrza, zeby cos powiedziec.
— Bardzo wolno — rzekl inzynier.
— Ale nie wydalismy mu polecenia, zeby sie poruszyl. Nikt mu nie kazal sie ruszac.
Inzynier skinal glowa.
— Porusza sie sam z siebie.
— Ale dlaczego? I po co?
— Zebym to ja wiedzial — rzekl inzynier. — Ale raczej zadalbym pytanie: dokad on jedzie?
Da’ud Habib, stojacy obok Urbaina, pochylil sie ze wzrokiem wbitym w ekran. Urbain dostrzegl, ze informatyk wyglada nieco niechlujnie: mial mokre wlosy i koszule wypuszczona na spodnie. Habib najwyrazniej prawidlowo odczytal wyraz twarzy Urbaina, bo odezwal sie przepraszajacym tonem:
— Prosze wybaczyc mi moj wyglad, bylem pod prysznicem, kiedy zawiadomiono mnie, ze
— Co pan o tym sadzi? — szepnal Urbain. Habib potrzasnal wolno glowa.
— To musi byc cos w oprogramowaniu. Musi.
— Ale co?
— Podprogramy uczenia sie. Wbudowalismy w glowny program mozliwosc uczenia sie, zeby mogl reagowac na nieoczekiwane warunki na powierzchni.
— Wiem o tym — syknal Urbain.
— Moze na tym polega problem. Moze on podejmuje wlasne decyzje i ignoruje nasze polecenia.
— Nonsens! To niemozliwe!
Habib zamilkl pod niechetnym spojrzeniem Urbaina.
— Czy moze pan wylaczyc podprogramy uczenia sie? — spytal Urbain. — Zebysmy mogli zweryfikowac te teorie?
— Moge sprobowac. Ale jesli on nie reaguje na nasze polecenia…
— To musi byc blad w programie.
— Ale nie bylem w stanie go znalezc — przyznal Habib. — Przynajmniej dotad.
Urbain obrzucil go niechetnym spojrzeniem.
— To prosze sie bardziej postarac i go znalezc, zanim moj
28 GRUDNIA 2095: WIECZOR
Pancho i Wanamaker kroczyli wolno przez cienie padajace na wijaca sie wzdluz jeziora sciezke. Szeroki krag okien slonecznych habitatu zamykal sie na noc. Wygladalo to, jakby dlugi zmierzch przechodzil wolno w ciemnosc nocy. Na lekkim wzniesieniu Pancho dostrzegla biale sciany budynkow Aten.
— Pachnie tu kwiatami — rzekl Wanamaker, biorac gleboki oddech. — Powietrze jest jak naperfumowane.
W jego glosie pobrzmiewala jakas szorstka, twarda nuta, nawet kiedy mowil cicho.
— Robisz sie naprawde romantyczny, Jake — rzekla, usmiechajac sie do niego.
— Zawsze bylem — odparl. — Tylko w lodzi podwodnej czy w statku kosmicznym nie bylo kwiatow do wachania.
Pancho skinela glowa.
— Pewnie tak.
— Nawet w Selene — dodal.
— Z wyjatkiem rezydencji Martina Humphriesa na najnizszym poziomie. Ale juz jej nie ma.