Wanamaker pokiwal glowa, po czym wskazal cos w gorze:
— Popatrz na te swiatla. Wygladaja jak konstelacje.
Oboje wiedzieli, ze to swiatla wiosek i sciezek. Jednak w zapadajacych ciemnosciach Pancho musiala przyznac, ze wygladaly, jakby przybraly jakies ksztalty. Wypatrzyla cos, co wygladalo na pokreconego pajaka. Albo moze na tulipana.
Wanamaker otoczyl ja ramieniem w pasie, przytulila sie do niego. Racjonalna strona jej umyslu musiala sie jednak odezwac.
— Ludzki umysl lubi przypisywac do wszystkiego wzorce — powiedziala. — To czesc naszej struktury psychicznej. Pamietam, jak bylam prezesem zarzadu w Astro; prowadzilam posiedzenia i dostrzegalam wzorce w ciapkach na panelach, ktorymi byly wylozone sciany sali.
— To musialy byc naprawde ciekawe posiedzenia — rzekl Wanamaker, chichoczac.
— Posiedzenia zrzedzenia — odparla. — Jedne gorsze od drugich.
— Wiesz, nad czym sie czasem zastanawiam? — spytal, nadal obejmujac ja, gdy wolno kroczyli sciezka.
— Nad czym?
— Jestesmy dziesiec razy dalej od Slonca niz Ziemia, ale kiedy okna sloneczne sa otwarte, jest tu jasno jak na Ziemi. Na zewnatrz musza byc jakies lustra skupiajace swiatlo.
— Mozesz o to spytac Holly.
— Albo obejrzec schemat habitatu, kiedy wrocimy do mieszkania.
No i koniec romantycznego nastroju, pomyslala Pancho.
— I co myslisz o tym chlopczyku Holly?
— Wyglada na milego dzieciaka. Tylko malo mowi.
— Pracuje z Kris w laboratorium nanotechnologicznym. Musze ja o niego wypytac.
— Starsza siostra, ktora musi ja przed wszystkim ochronic?
Pancho poczula, ze sie krzywi.
— Wiem, ze Holly jest dorosla i ma swoje zycie, ale…
— Ale i tak porozmawiasz z doktor Cardenas.
— Nie zaszkodzi.
Szli przez chwile w milczeniu, mijajac lampy rozstawione rowno wzdluz wylozonej ceglami sciezki. Pancho gapila sie na swiatla w gorze, zadowolona, ze czuje w pasie delikatny dotyk Wanamakera. Tam jest lad, przypomniala sobie. Nie niebo. To cale miejsce jest po prostu wielka maszyna, ktora wyglada i robi wrazenie Ziemi, a nawet pachnie jak Ziemia. Tylko, ze jestesmy w srodku, a nie na powierzchni.
— Pancho? — odezwal sie cicho Wanamaker.
— Tak?
— A co z twoim zyciem? Jakie masz plany?
Wiedziala, ze naprawde chcial powiedziec „z naszym zyciem”. Wiedziala, ze chce z nia byc; a przynajmniej taka miala nadzieje. Zaczela sie zastanawiac, czy to ona chce z nim byc na stale.
— Do licha, Jake. Po raz pierwszy w zyciu nie mam zadnych obowiazkow, a mam na tyle duzo pieniedzy, by robic, co chce. I po raz pierwszy w zyciu nie wiem, co robic.
Skinal glowa.
— Jedno jest pewne — uslyszala jego glos Pancho.
— Co takiego?
— Cokolwiek zrobisz, ja bede z toba.
Otoczyl ja ramionami i pocalowal mocno w usta, zanim zdazyla zrozumiec, co powiedzial. O rany, pomyslala odwzajemniajac pocalunek. Alez ja kocham tego faceta.
Ruszyli pod gore sciezka, mijajac budynki biurowe i otoczone ogrodkami apartamenty Aten. W ciemnosciach Pancho uslyszala, jak Wanamaker smieje sie cicho.
— Co cie tak rozbawilo? — spytala.
— Och, po prostu myslalem o tym, zeby zostac z toba na zawsze. I to jest takie smieszne? Nie, nie o to chodzi, ze smieszne. Ale wyobrazilem sobie jak przejmujesz ten habitat. Zanim oglosza nastepne wybory, bedziesz kandydowac na najwyzsze stanowiska. Za kilka miesiecy bedziesz glownym administratorem. Na sama mysl zrobilo jej sie kwasno w ustach. — Nie bede kandydowac na zadne stanowisko — odparla stanowczo. — Spedzilam juz dosc czasu za biurkiem, mowiac ludziom, co maja robic. — I dodala figlarnie: — Chce juz tylko wydawac rozkazy pewnemu admiralowi na emeryturze. Wanamaker sklonil sie lekko. — Slysze i jestem posluszny, pani mego serca. Pancho chwycila go za uszy i znow pocalowala. Jak mozna nie kochac tego typa, pomyslala.
Timoshenko siedzial sam w swoim mieszkaniu i rozpatrywal wydarzenia z tego dnia. Aaronson nie mial nic przeciwko przekazaniu obowiazkow zwiazanych z konserwacja na zewnatrz, jak sie tego Timoshenko spodziewal. Ten facet nie jest darmozjadem, powiedzial sobie, w kazdym razie nie calkiem. Ale ucieszyl sie, ze moze sie pozbyc tej odpowiedzialnosci i spuscic ja na moje barki. Jesli w koncu tej orbitujacej rurze kanalizacyjnej cos grozi, niebezpieczenstwo przyjdzie z zewnatrz.
Usiadl przy biurku i wywolal schemat nadprzewodzacej oslony antyradiacyjnej. Cienkie jak wlos druty z nadprzewodnika przewodzily taka ilosc energii, ze mozna byloby nia oswietlic Sankt Petersburg i Moskwe razem wziete. I moze na dokladke Minsk i Kijow, powiedzial sobie. Duzo energii. Potezna moc.
Nadprzewodniki generowaly pole magnetyczne, ktore oslanialo zewnetrzny pancerz habitatu. Podobnie jak magnetosfera chroni planete przed bombardowaniem subatomowymi czastkami nadlatujacymi od Slonca i z glebokiego kosmosu, tak mala magnetosfera habitatu chronila go przed smiercionosnym promieniowaniem panujacym na zewnatrz. Timoshenko wiedzial, ze w razie awarii tarczy magnetycznej ludzie zaczeliby natychmiast ginac. Konstrukcja habitatu ochronilaby ich do pewnego stopnia, ale i tak w koncu by sie usmazyli.
Sprawdzajac dane liczbowe i przegladajac scenariusze awarii Timoshenko uswiadomil sobie nagle, ze gdyby uderzenie meteoru rozerwalo jeden z cienkich drucikow, przenoszona przez niego energia zostalaby nagle uwolniona prosto w pancerz habitatu. To zadzialaloby jak bomba! Cala energia, nagle uwolniona w metalu, moglaby wywalic dziure w pancerzu.
Oczywiscie tylko w zewnetrznym pancerzu. Miedzy zewnetrznym pancerzem a wewnetrznym, za ktorym byli ludzie, klebily sie rury, uklady hydrauliczne i elektryczne. Wewnetrzny pancerz wylozono ziemia i skalami, tworzac lagodne wzgorza. Jesli jednak zewnetrzny pancerz ulegnie rozerwaniu, myslal Timoshenko, czesc ukladow hydraulicznych takze ulegnie zniszczeniu. Mogloby to dac poczatek calemu lancuchowi awarii, ktore moglyby unicestwic habitat w ciagu paru dni, a moze godzin.
Nadprzewodzace druty byly oczywiscie opancerzone, a na schematach dostrzegl obwody zapasowe, ale nie byl pewien, czy prad zostanie wylaczony na tyle szybko, by zapobiec eksplozji.
Skinal glowa i pomyslal, ze to bedzie jego pierwsze polecenie na tym stanowisku: zbadac nadprzewodniki i ich oslony, a potem przeprowadzic testy, celem upewnienia sie, ze obwody zapasowe sa zdolne przetrwac nagly, awaryjny wzrost energii. W przeciwnym razie siedzimy po uszy w gnoju, pomyslal.
Potarl oczy, zmeczony i zdecydowal, ze plan inspekcji zacznie realizowac nastepnego dnia z rana. W habitacie byly wyposazone w kamery pojazdy konserwacyjne, ktore caly czas wedrowaly po pancerzu. Nie bede musial wychodzic na zewnatrz, pomyslal sobie. Chyba, ze roboty znajda jakies watpliwe miejsce.
Zaczal przygotowywac sie do snu i przyszlo mu do glowy, ze moglby wyslac Katrinie jeszcze jedna wiadomosc. Przekazac dobre wiesci o swoim awansie. Dac jej znac, ze sobie swietnie radzi.
Siegnal po szczoteczke do zebow i spojrzal na swoja twarz w lustrze nad umywalka.
— Nawet nie probuj, idioto — warknal do swojego oblicza mocno zarysowanej szczece. — Zostaw ja w spokoju. Nawet nie probuj sugerowac, ze moglaby tu przyleciec i zostac z toba. Jedna osoba na wygnaniu wystarczy.
Poza tym, pomyslal, myjac zeby, jesli bedziesz mial duzo roboty na zewnatrz, masz duze szanse dac sie zabic. A to moze byc najlepsze, co cie spotka. I Katrine.
29 GRUDNIA 2095: