niemu. I maja poparcie rzadow na Ziemi.
Ponowne wybranie mnie nie jest takie pewne, pomyslal Eberly. Urbain nie bedzie ze mna konkurowal i jestem pewien, ze Timoshenke juz udalo mi sie unieszkodliwic. Ale ktos moze stanac przeciwko mnie. Tylko kto?
Umyl zeby, wzial prysznic, ogolil sie i ubral do pracy, ale caly czas po glowie kolatala mu sie jedna mysl: Pancho Lane wcale nie przyleciala do habitatu po to, by zobaczyc sie z siostra. Kiedy sie ja pyta, jak dlugo ma zamiar zostac, wykreca sie od odpowiedzi. Pewnie za jakis tydzien zlozy wniosek o obywatelstwo, a potem zarejestruje sie jako kandydat i zacznie ze mna walczyc.
Co moge zrobic, by ja powstrzymac, zastanawial sie Eberly maszerujac do swojego biura, gdzie czekalo na niego lekkie sniadanie przygotowane przez sekretarza. Jak moge pozbyc sie Pancho Lane?
Delikatnie dotknal miejsca na szczece, gdzie kiedys wyladowala piesc Pancho. Jak jej odplacic za to ponizenie?
Tymczasem Urbain jadl sniadanie z zona w ich mieszkaniu.
— Przekupi wyborcow wizjami ogromnych bogactw — mruknal, saczac kawe tak goraca, ze az parzyla. Jean-Marie byla jedyna kobieta na swiecie, ktora potrafila parzyc kawe tak mocna. Tesknil za ta kawa przez te wszystkie lata rozlaki.
— Przeciez MKU jest przeciwko eksploracji pierscieni Saturna — zauwazyla Jean-Marie po drugiej stronie waskiego kuchennego stolu.
— To nic nie znaczy — prychnal Urbain. — Co moga zrobic? Jak moga zmusic kogokolwiek, zeby sie podporzadkowal? Wysla tu armie biurokratow?
Jean-Marie niemal usmiechnela sie na mysl o hordzie uniwersyteckich moli ksiazkowych, szturmujacych habitat.
— Eberly moze nie udzielic im zgody na dokowanie — mowil dalej Urbain. — I odeslac cala bande na Ziemie.
Jego zona uniosla filizanke do ust. Wolala herbate z cytryna.
— Ale czy MKU nie moze zwrocic sie do Miedzynarodowego Urzedu Astronautycznego i prosic o egzekucje tej decyzji? Z MUA nie nalezy igrac.
Urbain obrzucil zone protekcjonalnym spojrzeniem.
— Moja droga, druga wojna o asteroidy zakonczyla sie dopiero rok temu. Czy naprawde uwazasz, ze MUA czy ktokolwiek na Ziemi chce sie pakowac w kolejna wojne?
Wojne? — Jean-Marie rzucila mu zdziwione spojrzenie, myslisz, ze Eberly uzylby sily przeciwko MUA? Mysle, ze ten czlowiek zrobi wszystko, zeby utrzymac swoja pozycje lidera w habitacie. Ale zeby zaraz wojna? Wzruszyl ramionami, statek kosmiczny to bardzo delikatny pojazd. Wystarczy promien lasera, zeby uszkodzic nadlatujacy statek MUA. Albo nawet go zniszczyc.
Jean-Marie potrzasnela glowa.
— Nie odwazylby sie.
— Selene oglosilo niepodleglosc i podjelo walke z Narodami Zjednoczonymi, ktore probowaly je sobie podporzadkowac. Gornicy z Ceres tez sa niezalezni. Dlaczego nie habitat
— Pierscieniami Saturna sie przejmuja, prawda?
— Tak, niektorzy. Ale ludzie zyjacy na Ksiezycu albo posrod asteroid opowiadaliby sie raczej za tym, zeby udostepniono im obfite zloza wody.
— Za jakas cene — przypomniala Jean-Marie. Urbain spojrzal na nia, po czym zaoponowal:
— Eberly to cwaniak. Bedzie utrzymywal cene na poziomie na tyle niskim, zeby chcieli ja kupowac, a zarazem na tyle wysokim, zeby
Chciala cos powiedziec, ale wstal od malutkiego kuchennego stolu, dajac jej do zrozumienia, ze to juz koniec tej rozmowy. Jean-Marie siedziala, obejmujac obiema rekami stygnaca filizanke z herbata. To byl komplet do herbaty, ktory nalezal do jej matki. Nie, przypomniala sobie, do jej babki.
Urbain wrocil, mnac reka apaszke. Jean-Marie wiedziala, iz zwykle woli, gdy ona mu ja wiaze, ale nie ruszyla sie z krzesla.
— Czy eksploracja pierscieni jest naprawde az tak wazna? Spytala. — I czy moze wyrzadzic pierscieniom jakies nieodwracalne szkody?
— Z czasem pewnie tak — odparl Urbain, patrzac w lustro i wiazac na szyi wezel. — Problem w tym, ze on nie kiwnie palcem, zeby mi pomoc, jesli nie popre jego propozycji eksploracji pierscieni.
Dostrzegla na jego twarzy ten charakterystyczny wyraz: obrzydzenia, a pod spodem — strach przed porazka. Jego sonda na Tytanie przestala reagowac, a on nawet nie moze jej namierzyc, pomyslala. A teraz Eberly odmawia pomocy i Edouard obawia sie, ze cala jego kariera legnie w gruzach. Moje biedne kochanie. Dojsc tak daleko i doznac niepowodzenia. Poznal smak sukcesu, a teraz niepowodzenie odczuje jeszcze bolesniej.
Odsunela krzeslo, siegnela do kiepsko zawiazanego wezla i zawiazala go na nowo. Urbain cmoknal ja w policzek w podziekowaniu, po czym wyruszyl do biura, stawic czolo frustracji, coraz bardziej zblizajac sie do katastrofy.
Jean-Marie stala dlugo w drzwiach kuchni, zastanawiajac sie, jak moze pomoc mezowi.
Holly zlapala Eberly’ego, gdy szedl w kierunku budynku administracji szczytem niskiego wzgorza, na ktorym zbudowano wioske Ateny. Wiedzial, ze to spotkanie nie jest przypadkowe.
— Dzien dobry — rzekl radosnie.
— Czyz nie wszystkie sa dobre? — odparla Holly, zrownujac sie z nim.
— Tak, chyba juz przyzwyczailismy sie do codziennie pieknej pogody i traktujemy ja jako cos normalnego.
Holly wyciagnela reke i zlapala za brzeg jego bluzy, zatrzymujac go.
— Malcolmie, rozejrzyj sie dookola. Spojrz na to miejsce. To znaczy, przyjrzyj mu sie.
Zdumiony Eberly potoczyl wzrokiem po starannie utrzymanym krajobrazie, zielonym, bujnym i kwitnacym. Jasne, biale budynki. Blyszczace jezioro.
— To naprawde piekne, prawda? — mruknal.
— A czego brakuje? — spytala Holly.
Z jej miny wywnioskowal, ze ma cos specyficznego na mysli. Czego brakuje, Malcolmie? — powtorzyla.
— Deszczu — odparl lekkim tonem. — Sniegu, mgly, deszczu ze sniegiem…
— Nie probuj zartowac — rzekla.
— Dobrze. Powiedz mi zatem, czego brakuje w naszym pol-raju, drugim edenie, tym…
— Dzieci! — warknela Holly. — Dzieciakow. Nie ma tu dzieci.
— Ach, o to chodzi…
— O to — przytaknela Holly. — Musimy sie z tym zmierzyc, Malcolmie.
— Mysle o tym — mruknal niechetnie.
— Mysl intensywniej, Malcolmie. I szybciej. Ostateczny termin rejestracji kandydatow uplywa w przyszly poniedzialek. ZRP moze byc niezlym elementem przetargowym.
— Gdyby tylko ktos mogl go wykorzystac — odparl ostroznie Eberly.
— Ktos musi.
— Potrzebna bylaby petycja podpisana przez dwie trzecie obywateli habitatu, zeby zniesc procedure ZRP.
Wargi Holly wygiely sie w usmiechu wyrazajacym wtajemniczenie.
— Przegladales przepisy, co? Ja tez.
— Watpie, czy mieszkancy tego habitatu maja dosc zapalu, zeby zajac sie skladaniem petycji. Sa zbyt apatyczni.
Holly potrzasnela lekko glowa.
— Nie doceniasz ludzi, Malcolmie. Szczegolnie kobiet. Eberly poczul sie nieswojo i uznal, ze dobrze byloby zmienic temat na jakis mniej niewygodny.
— A jak juz mowimy o elementach przetargowych, co sadzisz o eksploatacji pierscieni Saturna?
Holly wzruszyla lekko ramionami.
