korzystajac z malych suwnic zwisajacych ze stalowych belek pod sufitem.
Wunderly poczula, jak ogarnia ja fala emocji: podniecenie, zachwyt, prawdziwa trwoga, na widok tego poteznego mechanizmu. Wejde do srodka i przelece w nim przez pierscien B, pomyslala sobie. Slodki Jezu! Ja! Zrobie to!
Mala grupa zebrala sie w tym samym warsztacie o wysokich sufitach, w ktorym Gaeta i jego technicy sprawdzali kombinezon pare miesiecy wczesniej, gdy kaskader sam mial wykonac lot przez pierscien. Zamiast rzedow elektronicznych konsol, przy ktorych kiedys zasiadal zespol technikow Gaety, pod nagimi scianami staly tylko skladane stoly, na ktorych Tavalera rozlozyl pare cienkich jak tkanina komputerow: klawiatury lezaly na stolach, ekrany byly przyklejone do scian.
— No i jest — rzekl Gaeta, klepiac jedno z cermetowych ramion skafandra, po czym zwrocil sie do Wunderly: — Chcesz zobaczyc, jak to wyglada od srodka?
Wunderly pokiwala glowa w milczeniu, ze wzrokiem utkwionym w wizjerze z grubej szklostali, w wielkim helmie gdzies nad nia.
— Timoshenko przychodzi, czy nie? — spytala Pancho.
— Nie — odparla Holly. — Stanowczo odmowil, nie chce miec nic wspolnego z ta misja. Mowi, ze ma pelne rece roboty w konserwacji i przy lustrach slonecznych.
— Ma jakis problem z lustrami? — spytal Wanamaker.
— Nic waznego — odparla Holly. — Pewnie to tylko wymowka, zeby sie wykrecic.
— Te lustra sa wazne — rzekl Wanamaker. — W ich przypadku nie ma niewaznych problemow.
— Pewnie tak — odparla Holly.
— Dalej, Nadiu — rzekl Gaeta, ujmujac ja delikatnie za ramie. — Wskakuj do srodka przez klape z tylu.
— Przed klapke? — mruknela Pancho. — Jak w dziecinnej pizamce?
Gaeta obrzucil ja kwasnym spojrzeniem i obeszli potezny skafander, jak turysci spacerujacy wokol wielkiego pomnika.
Gaeta nacisnal cos na pilocie trzymanym w rece i otworzyl klape. Patrzac na jej przekroj i na pulchna figure Wunderly, mruknal:
— Chyba bedziemy potrzebowali jeszcze jednego urzadzenia.
— Taboretu — rzekla Pancho. Wanamaker zaplotl dlonie.
— No, Nadiu, jazda. Hop do gory.
Wunderly, z niepewna mina, uniosla lewa stope najwyzej, jak sie dalo, i oparla ja na splecionych dloniach Wanamakera. Opierajac sie reka na jego szerokim ramieniu, siegnela do klapy, a Wanamaker ja podrzucil. Gaeta patrzyl z ponura mina, jak Wunderly przechodzi przez klape.
— Ciemno tu — rzekla stlumionym glosem.
— Nie mamy jeszcze zasilania. Czekaj chwile — odparl Gaeta i podreptal w strone komputerow.
Kulac sie we wnetrzu ciemnego skafandra Wunderly poczula nikly zapach smaru, starego plastiku i ludzkiego potu. W swietle warsztatowych lamp, saczacym sie przez otwarta klape, widziala ciemne zaglebienia, gdzie — jak sadzila — nalezalo wlozyc nogi, a wysoko nad nia — helm z wizjerem, jak oddalone okno albo swietlik. Wydawal sie tak odlegly.
Rozblysly nagle swiatla i skafander ozyl. Uslyszala szum wentylatorow i dostrzegla swiatelka wskaznikow na panelach i miniaturowych ekranach.
— Slyszysz mnie, Nadiu? — glos Gaety dobiegal przez glosniki w helmie.
— Tak — odparla. — Ale chyba jestem troche za niska, zeby siegnac glowa do helmu.
Uslyszala, jak Gaeta cicho sie smieje.
— Wloz nogi w te otwory. Sa tam wyciecia, jak drabinka. Ustaw sie tak, zeby bylo ci wygodnie, a potem wyprostuj sie, zeby siegnac glowa wizjera. Za toba jest regulowane skladane krzeselko, mozesz je tam ustawic.
— Moge siedziec?
— Jesli chcesz.
Trwalo to kilka minut, pare razy uderzyla sie w glowe i w lokcie, ale w koncu Wunderly udalo sie wlozyc glowe do helmu. Zobaczyla Kris, Holly i pozostalych stojacych na podlodze ponizej. Wygladali jak pigmeje; ona czula sie jak olbrzymka.
— Czesc, Ziemianie — rzekla i zobaczyla, ze mrugaja i lapia sie za uszy.
— Przycisz troche — powiedzial Gaeta. — Panel audio masz z prawej strony, swieci bladoniebiesko.
Wunderly znalazla panel i przesunela suwak glosnosci wzdluz cienkiego trojkata, ktory wskazywal moc glosu.
— A teraz jak? — spytala.
— O wiele lepiej! — wrzasnela Pancho. Jej glos tlumila izolacja skafandra.
Przez nastepny kwadrans Gaeta rozmawial z Wunderly przez system komunikacyjny skafandra, caly czas powtarzajac:
— Niczego nie dotykaj. Jeszcze nie. Patrz, ale nie dotykaj.
— Dobrze, tato — rzekla w koncu po ktoryms z takich ostrzezen. Zachowuje sie, jakbym byla glupia smarkula, pomyslala.
— Dobrze — odezwal sie w koncu Gaeta. — Wiesz, gdzie sa przyciski sterujace ramionami?
— Po jednym w kazdym rekawie — wyrecytowala Wunderly — i sterowanie nadrzedne na panelu glownym na wysokosci piersi.
— Dobrze. Sprobuj, czy mozesz poruszyc chwytakami prawej reki.
Wunderly dotknela przyciskow sterujacych w rekawie, patrzac na wyswietlacz ponizej swego podbrodka. O, jest, pomyslala, uchwyt. Na ekranie zapalily sie swiatelka, wszystkie zielone. Ostroznie poruszyla palcami prawej dloni.
— Dobrze! — zawolal Gaeta. — Dobra robota.
Nie widziala chwytakow; prawe ramie zwisalo z boku skafandra. Nie pytajac o pozwolenie zaczela powoli unosic prawe ramie, zeby zobaczyc narzedzie znajdujace sie na koncu.
— Hej! — wrzasnal Gaeta. — Czy wiesz, co robisz?
— Wszystko w porzadku — odparla Wunderly. — Chcialam tylko troche poruszyc ramieniem. Wiem, co robie.
Glos Gaety brzmial jak odglos dalekiego gromu.
— Nie rob nic, dopoki ci nie powiem! To ja odpowiadam za ten test. Wykonujesz moje polecenia albo konczymy zabawe!
Wunderly opanowala pierwszy odruch: powiedziec mu, zeby sie odwalil. Powstrzymala jednak nerwy i odparla pokornie:
— Zgoda.
Stojac przy stolach z komputerami, gapiac sie na poltoratonowa maszyne, ktora byla zdolna miazdzyc ciala i lamac kosci, Gaeta nagle uswiadomil sobie, jak musial sie czuc jego wlasny kontroler, kiedy on wyglupial sie w skafandrze. Jezu, pomyslal Gaeta, zaczynam gadac jak Fritz.
Holly zostawila ich pracujacych przy skafandrze i poszla do swojego biura, by napisac pieciominutowe przemowienie, ktore mialo byc wyemitowane w wieczornych wiadomosciach. Przez caly poranek zaledwie udalo jej sie naszkicowac pierwsza wersje, a przez nastepne godziny, az do popoludnia, wygladzila je na tyle, ze byla z niego polowicznie zadowolona.
Nic dziwnego, ze Malcolm zawiesil wszystkie obowiazki sluzbowe, kiedy kandydowal na glownego administratora, pomyslala. Polityka zajmuje czlowiekowi caly czas.
Probowala uporac sie z codziennymi obowiazkami w ciagu tych paru godzin, jakie jej zostaly, nie zjadla obiadu, by moc poswiecic ten czas na zadania, ktore sie nagromadzily. O umowionej godzinie poszla do budynku studia sieci informacyjnej habitatu. Berkowitz stal w drzwiach studia, usmiechajac sie sympatycznie.
Byl to niewielki, dobrze oswietlony pokoj, pusty, jesli nie liczyc malego biurka i krzesla. Nie bylo tam poza nimi nikogo. Na kazdej z czterech scian studia znajdowal sie inteligentny ekran od podlogi do sufitu, na ktorym mozna bylo wyswietlac dowolne tla. Holly dostrzegla dwie minikamery, ustawione na patykowatych trojnogach, wycelowane w sciane, na ktorej pojawil sie trojwymiarowy obraz biblioteczki.
