Berkowitza, zeby mial cos do porannych wiadomosci. Wyglaszam wazne przemowienie jutro wieczorem : to bedzie jak lukier na torcie.
Zadowolony ze swego dziela wstal i ruszyl do kafeterii. Jadalo tam wiecej osob niz w obu restauracjach habitatu. Trzeba rozdawac usciski dloni, usmiechac sie do wyborcow. Powinni postrzegac mnie jako jednego ze swoich, czlowieka, ktory jada, tam gdzie oni, zyje jak oni.
Ruszyl korytarzem, usmiechajac sie i machajac do ludzi, ktorych spotykal. Zapamietal, zeby wyslac kopie tej notatki Holly. Jutro, pomyslal, po porannych wiadomosciach. Wysle jej kopie do domu i do biura. Z poleceniem natychmiastowego zwolnienia stanowiska.
Urbain siedzial w napieciu przy glownej konsoli w centrum kontroli misji. Jedenastu inzynierow pochylalo sie przy pozostalych stanowiskach, wszyscy skupieni na przedstawionym w nienaturalnych kolorach obrazie Tytana w podczerwieni przekazanym przez jednego z satelitow.
Zostalo jeszcze tylko pare dni do wyczerpania glownej pamieci
Choc jedenascie satelitow na niskich orbitach biegunowych przeczesywalo pokryta smogiem powierzchnie Tytana, znalezienie
Specjalny zespol oddelegowany do stworzenia trojwymiarowego widoku powierzchni Tytana mial rano przedstawic Urbainowi prezentacje. Pff, pomyslal, odpychajac sie od konsoli na swoim krzesle na kolkach, nie moge czekac, czas ucieka.
Poszedl do swojego biura i skontaktowal sie z zespolem obserwacyjnym. Komputer telefonu namierzyl ich w malym warsztacie, w odleglosci rownej polowie dlugosci habitatu od jego biura.
— Doktor Urbain — rzekl Da’ud Habib, wyraznie zaskoczony. Na ekranie telefonu jego smukla twarz o ciemnych oczach wygladala na jeszcze chudsza niz Urbain pamietal, niemal wychudzona. Waska broda znaczaca linie jego szczeki byla gestsza, jakby nie przycinal jej od tygodni.
— Doktorze Habib — odparl Urbain, rownie zaskoczony — co pan robi w zespole obserwacyjnym?
— Pomagam im przy interfejsach komputerowych, doktorze. Potrzebuja pomocy z…
— Niewazne — przerwal mu zniecierpliwiony Urbain.
— Chcialem, zeby zespol zlozyl raport, natychmiast.
— Natychmiast? — spytal Habib. Za nim pojawily sie inne twarze, tloczac sie na ekranie; zmeczone, z podkrazonymi oczami, z wlosami w nieladzie.
— Wypruwamy sobie zyly, zeby zdazyc z prezentacja na jutro rano — rzekl jeden z mezczyzn.
— I tak bedziemy pracowac cala noc — rzekla jakas kobieta z irytacja, odgarniajac kosmyk wlosow znad czola.
— Rozumiem i doceniam, ze pracujecie bardzo ciezko — rzekl Urbain probujac nie okazywac zlosci — ale…
— Moze pan tu przyjdzie? — zaproponowala jedna z kobiet.
Habib wygladal na zaskoczonego, ale zaraz skinal glowa.
— Tak, tak chyba bedzie najlepiej. Prosze przyjsc do laboratorium.
Urbain zastanowil sie przez kilka sekund.
— Dobrze. A gdzie dokladnie… jest to laboratorium?
Pancho rozpiela uprzaz i sztywno podniosla sie z fotela w symulatorze. Trojwymiarowe obrazy na scianach ciasnego i malego pomieszczenia zamrugaly i zgasly. Zanurkowala przez klape i wkroczyla do sterowni symulatora, gdzie Wanamaker zamykal system komputerowy sterujacy symulacja.
Przeciagnela sie na cala dlugosc i uniosla dlugie ramiona nad glowe; poczula, jak strzelilo jej cos w kregach.
— O, rany — mruknela. — Juz dawno nie siedzialam tak dlugo w jednym miejscu.
— Osiem godzin — odparl Wanamaker, masujac jej ramiona. — Caly czas misji.
— Jak mi poszlo?
Skinal glowa w kierunku milczacych konsol.
— Komputer mowi, ze nienajgorzej.
— Nienajgorzej?
— Troche za wolno reagowalas przy sekwencji przechwytywania.
— Ale zlapalam ja, prawda? Pokiwal glowa.
— Ale mogloby ci pojsc troche sprawniej. Pamietaj, ze tam, wsrod pierscieni, bedziesz miec do czynienia z nowicjuszka. Nie spodziewaj sie po niej wielkiej pomocy.
— Ryzykuje zyciem.
— A twoim zadaniem jest wylowienie jej i przyholowanie bezpiecznie do domu — rzekl Wanamaker.
Pancho udala, ze sie krzywi.
— Jestes okropnym szefem. Wanamaker wyszczerzyl zeby i odparl:
— Przymilaniem sie nie wyszkolisz sie na admirala. Pancho znow przeciagnela sie, zmienila ton glosu i rzekla:
— Dobrze, marynarzu. Postawisz mi drinka?
— Zasluzylas sobie. I na obiad.
Pancho ujela go pod ramie i pozwolila poprowadzic sie do drzwi.
Zatrzymala sie jednak w pol drogi i zawrocila w strone konsoli.
— Zarezerwuj nastepna sesje na jutro rano — zarzadzila.
— Tym razem z Nadia w petli.
Urbain czul sie nieco dziwnie, pedalujac na elektrycznym skuterze przez caly habitat do wioski Delhi; elektryczny silnik byl uszkodzony albo on nie potrafil go wlaczyc. Probowal pare razy, ale silnik nie chcial zaskoczyc. Urbain musial wiec pedalowac cala droge, wijaca sie sciezka miedzy Atenami a Delhi. Wioska nie byla zbyt gesto zaludniona, wiekszosc budynkow byla ciemna i pusta. Gdy zastanawial sie, czy bedzie w stanie znalezc budynek, do ktorego skierowal go Habib, zobaczyl przed soba mloda kobiete machajaca latarka.
Zahamowal tuz przed nia i w swietle latarki rozpoznal: to ona zasugerowala, zeby przyjechal do laboratorium Habiba. Byla wyzsza niz przypuszczal i miala dlugie jasnoblond wlosy, ktore opadaly jej na ramiona.
— Dobry wieczor — rzekl Urbain, sapiac lekko, gdyz nie byl przyzwyczajony do cwiczen fizycznych. — Pani…
— Negroponte — odparla. — Yolanda Negroponte. Pracuje w pana zespole nauk geologicznych, odkad opuscilismy Ziemie.
To mial byc przytyk i Urbain doskonale o tym wiedzial.
— Tak, oczywiscie — mruknal, usilujac ratowac sytuacje.
— Teraz poznaje.
— Jestem biologiem — rzucila przez ramie i otworzyla drzwi do budynku.
Urbain wszedl za nia do srodka, zastanawiajac sie, co biolog robi w grupie badawczej. I wtedy uswiadomil sobie, ze po zniknieciu i zamilknieciu
Gdy tylko Negroponte otworzyla drzwi do prowizorycznego laboratorium, Habib ruszyl w strone Urbaina. Byl nieco nizszy niz kobieta, o skorze o kilka odcieni ciemniejszej niz jej zlota opalenizna. Otoczylo ich kilkanascie osob. Urbain poczul zapach zepsutego jedzenia i kawy. Na skladanych stolach wzdluz sciany pietrzyly sie pojemniki po jedzeniu na wynos. Uswiadomil sobie, ze nic nie jadl od lunchu, wiele godzin temu.
— Bardzo sie ciesze, ze pan do nas zajrzal — rzekl Habib przepraszajacym tonem. — Wiem, ze to kawal drogi…
Urbain, czujac, jak sie spocil podczas dlugiej jazdy, odparl:
— Liczy sie czas. Musimy znalezc
— Albo zrzuci nagromadzone dane — podsunal jeden z naukowcow.
Urbain mial ochote go walnac.
