Holly stala sama na scenie teatru w Atenach i patrzyla na rzedy foteli zapelniajace sie samymi kobietami. Pancho siedziala w pierwszym rzedzie i usmiechala sie. Obok niej dostrzegla Nadie Wunderly. Dalej siedzial profesor Wilmot i paru innych mezczyzn, w tym Ramanujan, pracujacy dla Eberly’ego. Szpieguje mnie, pomyslala. Niemal rozbawilo ja, ze Wilmot i Ramanujan siedza obok siebie, jakby chroniac sie nawzajem przed wielka rzesza kobiet. Berkowitz siedzial z tylu, trzymajac w rece pilota do sterowania kamerami.

Teatr byl prawie w calosci wypelniony kobietami. Slychac bylo poszum dziesiatek rozmow, ale rozmowczynie nie robily wrazenia zniecierpliwionych. Wrecz przeciwnie, pomyslala Holly, te kobiety pulsowaly pozytywna energia, tryskaly optymizmem.

Byla juz druga godzina, a kobiety nadal sie schodzily. Holly wylamywala nerwowo palce chodzac po scenie, rozdarta miedzy checia, by zaczac od razu, a pragnieniem zgromadzenia jak najwiekszej publicznosci. W teatrze bylo czterysta miejsc, a rzedy foteli byly wypelnione prawie do polowy. Podczas pierwszego wiecu Malcolma, w ramach pierwszej kampanii, nie bylo nawet polowy z tej liczby.

Odczekala jeszcze minute, poprawiajac mikrofon przypiety do klapy bluzy.

W koncu, trzy minuty po planowanym czasie, Holly odchrzaknela i powiedziala:

— Dziekuje wszystkim za tak liczne przybycie.

Szum rozmow ustal. Wszystkie oczy skierowaly sie w strone Holly. Zauwazyla, ze kobiety nadal naplywaja do teatru i zajmuja miejsca z tylu.

— Wiem, ze wiele z was musialo zwolnic sie z pracy albo zostawic inne zajecia, zeby tu przyjsc. Przepraszam, ze zwolalam to spotkanie o tak absurdalnej godzinie. Problem w tym, ze zdaniem administracji wszystkie teatry i inne miejsca publiczne sa zarezerwowane az do samych wyborow. A wiecie, kto rzadzi administracja!

— Malcolm Eberly! — krzyknal ktos.

Publicznosc zaczela posykiwac. Wystraszylo to Holly: brzmialo jak pelne wscieklosci ostrzezenie dobiegajace z gniazda zmij.

— Eberly zmusil nas, bysmy sie spotkaly tak wczesnie, bo byl przekonany, ze nikt nie przyjdzie.

— To sie pomylil! — wrzasnela jakas kobieta. Publicznosc zaczela smiac sie i wiwatowac.

Holly uniosla dlonie proszac o cisze, po czym mowila dalej:

— Zgodzilam sie na te durna godzine, bo przed nami wazne zadanie i nie chce juz tracic wiecej czasu: trzeba wziac sie do roboty.

— O co chodzi? — spytala glosno Pancho.

Holly stlumila chec usmiechniecia sie po tak usluznie podsunietym pytaniu siostry.

— Chcemy uchylenia zasady ZRP, a przynajmniej jej ponownej analizy.

— Uchylic! — krzyknelo kilka kobiet.

— Coz, swietnie, ale Eberly powie, ze zasady ZRP nie mozna uchylic ani zniesc, przynajmniej dopoki nie pojawi sie formalna petycja podpisana przez co najmniej szescdziesiat siedem procent populacji habitatu.

— Nie!

— Buu!

— Precz z nim!

Znow proszac gestem o cisze, Holly mowila dalej:

— Obawiam sie, ze tak moze byc. Zbadalismy sprawe. Nasza konstytucja glosi, ze jakikolwiek przepis czy zasade mozna zmienic lub uchylic tylko wtedy, gdy dwie trzecie populacji habitatu podpisze odpowiednia petycje.

Znow chor pelnych zlosci glosow.

— Poczekajcie! — zawolala Holly. — Czekajcie! Kobiety to czterdziesci siedem procent populacji habitatu. Jesli wszystkie kobiety podpisza petycje, musimy sklonic do tego jeszcze tylko dwa tysiace mezczyzn.

Po tym stwierdzeniu zapadla cisza. Holly prawie slyszala, jak przebiegaja w ich glowach procesy myslowe: dwa tysiace mezczyzn. Jak ich zmusimy, zeby sie z nami zgodzili?

Holly siegnela do kieszeni bluzy po palmtopa i wyswietlila projekt petycji na tylnej scianie sceny.

— Napisalam petycje, wszystko slicznie i zgodnie z planem — rzekla. — Teraz jeszcze tylko musimy zebrac 6700 podpisow w czasie krotszym niz szesc tygodni. Petycje musza byc rejestrowane, a podpisy zliczone do pierwszego maja, miesiac przed elekcja. To oznacza, ze mamy tylko czterdziesci jeden dni! Musimy zabrac sie do roboty!

Publicznosc zerwala sie na rowne nogi i zaczela wiwatowac — poza Wilmotem i Ramanujanem, ktorzy siedzieli w absolutnym milczeniu. Holly ucieszyla reakcja publicznosci, az uswiadomila sobie, ze w teatrze jest zaledwie dwiescie osob. Potrzeba nam szesc tysiecy siedemset podpisow, pomyslala. Jesli nawet kazda kobieta w tym habitacie podpisze petycje, a tak sie nie stanie, nadal bedziemy potrzebowac dwoch tysiecy mezczyzn.

20 MARCA 2096: WIECZOR

— Gdzie bylas przez cale popoludnie? Dzwonilem ze szpitala i nie bylo cie w domu — zwrocil sie Yanez do zony przy kolacji.

— Bylam na wiecu politycznym — odparla Estela.

Uniosl brwi w zdziwieniu.

— Ty? Na wiecu?

— Dlaczego nie?

— Nie wiedzialem, ze Eberly dzis po poludniu organizowal jakis wiec.

— To nie Eberly — odparla Estela.

Yanez odlozyl lyzke do zupy na podkladke.

— To kto?

— Holly Lane — odparla spokojnie. — Chodzi o protokol ZRP.

Skrzywil sie, uniosl lyzke i przelknal troche zupy.

— Napisala petycje o zniesienie zasady ZRP. Podpisalam ja.

— Jak moglas?

— Mnostwo kobiet tez podpisalo.

— Zupelny nonsens — mruknal w swoja zupe.

Jesli nawet uslyszala, nie dala tego po sobie poznac. Skonczyli lekka kolacje nie klocac sie dalej, po czym Yanez poszedl do salonu obejrzec wiadomosci, a Estela sprzatnela ze stolu i wlozyla naczynia do zmywarki. Uslyszala glos Holly Lane i uniosla wzrok: Oswaldo ogladal wieczorne wiadomosci. Szybko jednak przelaczyl na kanal rozrywkowy.

Kiedy kuchnia byla posprzatana, Estela podeszla do swego biurka, stojacego przy drzwiach do spizarni i wyjela petycje w sprawie ZRP z gornej szuflady. Poszla do salonu i polozyla petycje na kolanach meza.

Uniosl wzrok.

— Co to jest?

— Petycja.

Przejrzal pismo, po czym oddal je zonie.

— Bardzo zgrabnie napisane.

— Podpisz to — rzekla.

— Co?

— Podpisz. Potrzeba nam szesciu tysiecy siedmiuset podpisow. Prosze, podpisz.

— Estelo!

Rzucila mu znow petycje na kolana.

— Nie! — odparl.

Estela nie zamierzala sie klocic. Po prostu zabrala lezaca na kolanach meza kartke i usiadla przy nim, by spedzic reszte wieczoru ogladajac programy rozrywkowe przesylane z Ziemi i Selene.

Poszli do sypialni. Gdy zgaslo swiatlo, Yanez polozyl dlon na nagim udzie zony i zaczal je piescic.

— Nie — odezwala sie. — Nie?

Вы читаете Tytan
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату